środa, 18 września 2013

Kawa zielona

Kto mnie czyta od początku wie, że na punkcie wagi (czytaj: chudości) mam niejako fioła. Muszę przyznać że chociaż pogodziłam się z tym jak wyglądam, a nie wyglądam wcale źle, nieprawdaż :-), szczególnie odkąd zaczęłam regularnie biegać, gdzieś tam siedzi we mnie wciąż ten diabełek który szepcze - za dużo kilogramów, za duży brzuch, za gruba szyja...
Cóż, jeżeli chodzi o odżywianie, nie mam zamiaru nic więcej robić, żadna dieta nie wchodzi w grę, jedyna zasada którą stosuję to ŻREĆ MNIEJ I WIĘCEJ SIĘ RUSZAĆ. Odstawiłam więc zupełnie produkty diet, z wyjątkiem napojów gazowanych, bo tych zwykłych po prostu nie lubię, zęby mnie po nich bolą, a najlepszy dla mnie pod każdym względem jest Diet Coke i to się nie zmieni. Przyznam że jestem zadowolona z decyzji, bo waga wolno ale jednak spada, ale chyba nie o wagę w tym wszystkim chodzi tylko o... chudość. Bo na przykład ważąc w tej chwili tyle samo co kilka lat temu, wyglądam lepiej - czytaj: chudziej. Do planowanego wyglądu jeszcze mi brakuje, jedyne czego się boję to zmarszczki które na mniej otłuszczonej skórze widać bardziej, ale z moim poziomem tłuszczu to daleko mi do tego, hehe!
Wszystko co powiedziałam powyżej nie powstrzymuje mnie jednak przed wypróbowaniem nowych kolejnych zdrowych eksperymentów na swoim organizmie. Tym razem padło na...
Jakoś tak się zgadaliśmy niedawno z mężem że kierowniczka marketingu u niego w pracy schudła znacznie, z wieloryba stała się większą foką, a jej (podobno!) sekretem okazała się zielona kawa. Wcale się nie dziwię że pani wymyśliła sobie ten właśnie środek wyszczuplający bo firma się produkcją i handlem m.in. kawy zajmuje, więc materiału doświadczalnego ma pod dostatkiem. Zainspirowana historią pani foki, w głowie już zobaczyłam siebie za kilka miesięcy (!!!), zakładając że moje tempo będzie jedną dziesiątą tempa tej pani, będę szczupła jak modelka już na Boże Narodzenie! Yuppiiii!
Namawiałam, prosiłam, zachęcałam męża do przyniesienia mi tej zielonej kawy, bo u nich przecież tony się tego walają po magazynie, zanim kawę się wypali to jest przecież świeża, zielona, co nie? Ociągał się długo, niby zapominał, w końcu wczoraj postawiłam twardo - albo mi przyniesie kawę, albo.... (i tu każdy sobie może dopowiedzieć zakończenie jakie lubi). No i kawa zielona się w domu wreszcie znalazła.
Nie znając wcześniej tego napoju, choć kawę surową w ziarenkach to już widziałam niejeden raz, wyszukałam potrzebne informacje, przede wszystkim co to jest i jak się to parzy. Najlepiej chyba opisuje to ta strona, a zdjęcia na niej przedstawiają dokładnie to co i na moich zdjęciach bym pokazała, gdybym je zrobiła.
Zaparzyłam więc wczoraj wieczorem po raz pierwszy. Hmmm..... wielbiciele zielonej herbaty i w ogóle wszystkich ziołowych i wymyślnych herbat mają tu wielką przewagę, ponieważ napar z zielonej kawy smakuje jak... wywar z trocin? Z trawy? A może z trawy wymieszanej z ziemią z dodatkiem trocin? W każdym razie smakuje... BOSKO inaczej, a gdy pije się go małymi łyczkami, ma się autentyczne wrażenie że już działa, już w tej chwili, bo przecież jak lekarstwo jest niedobre to jest dobre, prawda?
Zielona kawa zawiera takie same ilości kofeiny co zwykła palona kawa, dlatego kto wrażliwy, musi uważać. Ja tam wrażliwa na kawę nie jestem, dlatego też żadnych sensacyjnych efektów wieczorem nie miałam. Za to dzisiaj rano... Wypiłam szklankę naparu po śniadaniu. I już w drodze do pracy poczułam lekkie ciepło na policzkach, raczej takie coś mam czerwonym winie, nigdy po kofeinie. Ale znaczyć to może tylko że - działa! Podnosi ciepłotę ciała czyli wspomaga spalanie. Czyli właśnie to o co mi chodzi.
Ale nie chwalmy dnia przed zachodem słońca. Popijemy, zobaczymy. Na pewno zdam jeszcze relację z wyników doświadczenia, postaram się aby była bardziej wnikliwa i poparta dowodami naukowymi.

I z góry muszę uprzedzić, że być może to ostatni wpis w tym tygodniu bo wyjeżdżam i będę miała tylko internet mobilny, a nie lubię pisać postów na komórce czy tablecie. Jeżeli nie uda mi się zamieścić już nic więcej do niedzieli, zapraszam na poniedziałek.

6 komentarzy:

  1. No cóż, z ciekawością pośledzę jak ta kawa działa. Powodzenia

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja, przeciwnie, nie lubię chudości. Co nie zmienia faktu, że 3-4 kilo to by mi się przydało schudnąć bezboleśnie. Zaintrygowana jestem tą kawą. Można gdzieś kupić zieloną?
    Co do zawartości kofeiny, mam małe wątpliwości, ponieważ pijąc przeróżne kawy obsewruję zależność między zawartością kofeiny, a stopniem wypalenia. A może intensywność barwy i skoncentrowany smak, to nie sprawa palenia? Ciekawe, jak to jest faktycznie z zawartością kofeiny w zielonej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety nie masz racji. Zawartość kofeiny w ziarenku każdej kawy jest taka sama, jednakże proces palenia powoduje jej (kawy)mniejszą gęstość molekularną, więc bardziej wyprażona kawa będzie miała więcej kofeiny w przeliczeniu na masę, w pojedynczym ziarenku zawartość kofeiny się nie zmieni. Intensywny smak i barwa to właśnie sprawa palenia. Im bardziej wypalone ziarenka tym większe. Szkoda że nie ma tego po polsku, ale na anglieslkiej Wikipiedii jest to fajnie opisane http://en.wikipedia.org/wiki/Coffee_roasting

      Usuń
    2. O coś takiego mi właśnie chodziło. Nie zastanawiałam się, na czym to polega, ale widziałam różnicę w zawartości kofeiny. Wszystko już jasne. :)

      Usuń
  3. Właśnie smakuję parzoną zieloną kawę. :)
    Po drodze mijałam sklep z kawą na wagę, więc oczywiście zaszłam, żeby sprawdzić, czy mają zieloną. Była. Interes na odchudzanie, to jednak trochę za drogi, 80zł/kg. ;) Ale byłam ciekawa smaku. Smak ok, taka sobie herbatka.
    Ale od pani sprzedawczyni dowiedziałam się, że:
    - kawy zielonej nie trzeba ani łamać, ani mielić, jest to zupełnie zbędne. można parzyć całe ziarna.
    - kawę najpierw należy zalać wrzątkiem dla oczyszczenia ziaren, które przecież nie są palone, a pić dopiero kolejne dwa parzenia.
    - zawartość kofeiny w kubku zielonej kawy jest nieporównywalnie niższa niż w kubku kawy czarnej, więc nie trzeba się obawiać przedawkowania kofeiny (ale to już wiadomo)
    - te same właściwości odchudzające ma pokrzywa, lecz w znacznie większym natężeniu

    To może warto zacząć pić pokrzywę? :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Powodzenia!
    U mnie sie sprawdza Liczenie kalorii, jogam spacerowanie i rower. Za tydzien dokladam plywanie, obnizylam tez indeks kaloryczny:)
    Zobaczymy:)

    OdpowiedzUsuń