wtorek, 25 czerwca 2013

Na sportowo jeszcze raz

Popełniłam wczorajszego posta i teraz mam wyrzuty sumienia, bo wypadłam w nim jak worek ziemniakow  więc się muszę wytłumaczyć.
Sport lubiłam od dziecka. W czwartej klasie szkoły podstawowej zaczęłam grać w hokeja na trawie, kariera moja była dość intensywna, treningi trzy razy w tygodniu, w każdy weekend mecze, w wakacje i ferie - obozy kondycyjne i techniczne. Fajne czasy były. Chociaż, hokej nie był za bardzo popularny w tamtych czasach i trochę się tego wstydziłam. Ale co przeżyłam, co zwiedziłam, to moje. Po każdym turnieju był przecież czas wolny. Trzy Śląski, Mazowsze, Wielkopolska, Niemcy, Czechy, przez osiem ładnych lat (a może i dłużej???) non stop wyjazdy, non stop "na walizkach". Dodatkowo w liceum zaczęłam biegać i również brać udział w lokalnych zawodach, ludzie, kiedy ja miałam na to wszystko czas? I nauka, i matura... No tak, ale nie było komórek i komputerów, a w telewizji tylko dwa programy, w radiu cztery.
Ze sportem czynnym rozstałam się gdy poszłam na studia. W moim uczelnianym mieście nie było hokeja, a innego sportu uprawiać mi się już nie chciało. Nie licząc "ganianego" na basenie z chłopakami raz w tygodniu.
A potem wyszłam za mąż, urodziły się dzieci. Moim sportem stały się spacery z wózkiem, następnie chodzenie po górach. Cały czas zajmowały dzieci i ich zajęcia.
Odżyłam kiedy już urządziliśmy się w Szkocji. Dzieci zaczęły żyć trochę własnym życiem, było coraz więcej czasu dla siebie. Najpierw chodziliśmy z mężem na siłownię, ale znudziło się nam po kilku miesiącach. Przez rok chodziłam na kurs pływania, ale nie nauki pływania, tylko aby poprawić styl i kondycję. Nauczyłam się prawidłowo machać rękami i nogami w wodzie, a nawet trochę delfinka. Ale generalnie stwierdziłam że basen to nie dla mnie, od czasu do czasu tak, ale nie stale. Po prostu - mam mały nos i woda mi się ciągle wlewa. Potem zatoki bolą. No ale pływać umiem dobrze i czasami dla relaksu na basen chodzę. Ale namiętność to nie jest i już.
W którymś momencie mąż namówił mnie na badminton. On grał już dobrze, ja tak sobie, ale się szkoliłam, zmieniałam poziomy na coraz bardziej zaawansowane, kupiłam sobie prawidłowy sprzęt. Zaczęłam grać w klubie, potem w lidze. Oczywiście nie profesjonalnej, ale u nas w regionie są trzy ligi amatorskie i gram w każdej z nich. W sezonie gram co najmniej 3 razy w tygodniu po dwie godziny, a jak są mecze to i pięć razy. Coraz więcej pieniędzy wydaję na sportowy ekwipunek, ale wiem że to popłaca, bo jak jest coś droższe to i wytrzyma więcej i posłuży lepiej, przynajmniej w tym temacie. Ostatnia moja rakietka kosztowała... ekhem... ponad 150 funtów, ale warta swej ceny.
W ubiegłym roku pod koniec sezonu badmintona czułam pustkę, kupiłam więc buty do biegania i zaczęłam biegać. Pobiegałam jednak tylko przez wakacje, bo zrobiło się, zimno, ciemno, nieprzyjemnie, a ja nie przyzwyczajona do takich warunków jestem. Buty stały całą zimę odłogiem, ale wiosną, kiedy wszystkie choroby minęły i zrobio się ludzko na dworze, założyłam je znowu i zaczęłam od nowa, tym razem już z porządnym planem w głowie. Zaczęłam więc podręczniokowo od 10 minut marszu, 15 minut biegu, 10 minut marszu. Stopniowo zwiększałam bieg a zmniejszałam marsz, przy okazji ustalając optymalny rytm i oddech. W chwili obecnej jestem na 35 minutach biegu, zajmuje mi to mniej więcej troszkę ponad 5 kilometrów. Na razie jeszcze biegam na "czas", ale kiedy będę w stanie już biec godzinę bez przerwy, zacznę biegać na "odległość". Najpierw 10 km. Potem zobaczymy.
Tak więc, moi drodzy, sport nie tylko oglądam w telewizji. Jak się tak zastanowić to prowadzę naprawdę aktywny tryb życia. W tej chwili - 2 razy badminton, 3 razy bieganie, w weekendy nie biegam. I czasami w środy też nie, zależy ile sobie wstawię we wtorek. Zarówno badminton jak i bieganie sprawiają mi ogromną przyjemność, nie tylko w postaci wydalonego potu i szybszego bicia serca. Badminton to wydarzenie socjalne, rozmawia się z ludźmi, nawiązuje się przyjaźnie. Bieganie zostawiam sobie i tylko sobie. Nie słucham muzyki, nie umiałabym chyba. Wolę napawać się śpiewem ptaków, zapachem krzewów i traw, widokiem króliczków uciekających spod nóg...
Oto cała ja. Na sportowo.

4 komentarze:

  1. Cześć,
    uwielbiam pływać. Biegać nie lubię, ale chodzę z kijkami (nordic walking) i naprawdę to jest fajny sposób na ruch na powietrzu.

    Pozdrawiam i życzę powodzenia w sporcie! JoAnn.

    OdpowiedzUsuń
  2. JoAnno I. -K ja też kocham pływać:P Na basen chodzę przynajmniej raz w tygodniu. Poza tym ćwiczę w domu, ale biegać jakoś nigdy nie lubiłam, to nie jest dla mnie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetna sprawa :)! Gratuluję zdrowego sposobu na czas wolny :)...

    OdpowiedzUsuń