Jeszcze wczoraj było w marcu jak w garncu, czyli raz słoneczko, raz poprószył lekko śnieżek, i tak cały dzień na zmianę. Zimno to prawda, ale jak słoneczko świeci to przecież serce rośnie! W dodatku Migusia już po całej procedurze, o czym można przeczytać tutaj. Zaprogramowaliśmy kocią klapkę na jej mikrochipa i teraz mała może wchodizć i wychodzić kiedy chce. Z czego z radością korzysta, aż do bólu. Całą sobotę bawiła się we "właź-wyłaź" czyli hop przez klapke na podwórko, skok na trawkę, dziesięć sekund biegania i hop - z powrotem do domu. O dziwo, teraz po operacji jakoś nie zapuszcza się w celach eksploracyjnych nigdzie dalej niż za tylną część podwórka. Płoty owszem, garaż też ale nigdzie dalej. A jak tylko padał śnieg, Migusia z powrotem do domu w te pędy. Chyba śniegu nie lubi. Nie to co Tiguś, on to w największych zaspach się tarza, skacze, pływa w tym śniegu, jakby się w śniegu urodził. Przynajmniej potem ma białe łapy :-)
Tak więc, miało być wiosennie, jako że jeszcze w sobotę była piękna pogoda, przycięłam już nawet swoją nadmiernie rozrośniętą hortensję bo trzeba ją było odmłodzić. Ale nie nie nie, przecież w marcu jak w garncu, tylko chwilowo garnek trochę przymroziło. Troszkę niespotykanie jak na Szkocję, wczoraj po południu było tak:
A wieczorem tak:
A dzisiaj rano już tak:
Droga do pracy była drogą przez mękę, co z tego że odśnieżana na bieżąco, jak cały czas padało i to nieźle.
Trzeba taż zrozumieć ze my tutaj w UK nie mamy zimowych opon, tylko letnie. Co prawda są w sprzedaży i jak ktoś mieszka gdzieś głębiej w górach to zakłada, ciężarówki podobno też mają mieć obowiązkowo, ale normalnie to się nie opłaca, dla tych kilku dni ze śniegiem, a temperatura rzadko spada poniżej zera. Więc jazda na letnich oponach, a jak ktoś ma tylny napęd, bo przecież sportowe samochody mają często tylny napęd, to pod górkę na przykład masakra. Widziałam dziś w mieście kupę samochodów, i to dosłownie "kupę", próbujących ruszyć pod górę na oblodzonej kostce, jak wielkie nieporadne żuki na lodowisku. Ja tam problemów nie miałam bo opony nowe, samochód ma jakieś tam nowowczesne systemy antypoślizgowe i doświadczenie też mam, ale pamiętam jak parę lat temu, w zimę stulecia, też miała cholerne problemy na tej samej kostce. Do pracy normalnie jadę, robiąc pętlę przez miasto z synem do szkoły, jakąś godzinę. Dzisiaj jechałam dwie i pół. Niech się cieszą że przyszłam :-)
Odczyt z komputera pokładowego - średnia prędkość dzisiaj 8 mil na godzinę (normalnie jest 36). Liczę na to że mi szef każe jechać wcześniej do domu, na co się raczej zanosi bo sypie z przerwami, za to solidnie.
Z zaśnieżonego Edynburga - pozdrawiam.
Przerażające wieści. Aż przykro patrzeć. Przecież pokazywałaś już kwiaty wiosenne.
OdpowiedzUsuńPrzed moją Wisią też nauka wychodzenia przez klapkę. Chyba że wcześniej znajdzie dom...
Kwatkom nic nie bedzie, twarde bestie sa. A Wisi sie nauka przyda, czy znajdzie dom czy nie znajdzie.
UsuńUprzejmie donosze, aczkolwiek ze wstretem, albowiem donosicielstwem sie brzydze...
OdpowiedzUsuńBez zapytania i tym samym pozwolenia Twojego ukradlam link do Twojego bloga i wrzucilam w moje ulubione. Zgadzasz sie, prawda? A teraz nadrabiam straty w lekturze Twojego bloga.
Podsylam sloneczko, by wylazi zza chmur:)
Oczywiscie ze sie zgadzam byc twoja ulubiona :-)
OdpowiedzUsuńDzieki za sloneczko, wlasnie wyszlo. Ale chmurska wciaz widze w oddali...
Na domiar złego wielu kierowców już zmieniło opony zimowe na opony letnie i tym sposobem było dzisiaj wiele osób wstrzymujących ruch.
Usuń