środa, 15 listopada 2017

Coś się jednak zmienia

Powiem szczerze, że szczęka mi opadła i do tej pory toczy się z łoskotem po podłodze. Zabierałam się bowiem do napisania postu o kwiatkach, chmurkach i motylkach, czyli takie zwykłe bla bla bla, gdy w zakładce obok pojawiło się coś w rodzaju "Masz wiadomość". U mnie wiadomości nie mają czasu dojrzeć, bo otwieram je niemal natychmiast jak tylko zauważę, co nierzadko źle się kończy, bo na przykład wyobraźcie sobie że jest niedziela, wieczór, lekki i przyjemny program sączy się z telewizora, a w lampce czerwone wino. I nagle mi na komórce wyskakuje, że dostałam emaila. Otwieram, a tam z pracy. Że jakiś problem mają. Niecierpiący zwłoki. O dwudziestej drugiej, kurna, trzydzieści, w niedzielę wieczorem! I już cały wieczór zmarnowany, bo pomimo że nic nie da się w tej chwili zrobić, to mi mój kobiecy mózg już kombinuje, już układa puzle i podpowiada rozwiązania, a zamiast przygotować się do snu to zaczyna pracowac na najwyższych obrotach, mieląc informacje w te i wewte. Tak samo na wakacjach. Od jakiegoś więc czasu powiedziałam sobie: Dość. I kontynuuję odwyk. Żadnych emaili ani telefonów z pracy nie odbieram, choćby mi się wszystkie żarówki w telefonie świecili! Niech se świecą.
No ale do brzegu.
Zabierałam się więc do pisania, gdy wyskoczyła mi zakładka z emailem. Otwieram, a tam - nie-do-uwierzenia - sprawdzam nadawcę jeszcze raz. O jaciesmole.
Nadawca: Reklamacje.pks.xxx, Odpowiedź na Nieuprzejme zachowanie kierowcy.

Cytuję. Albo nie zacytuję, bo na końcu jest jest formuła: Niniejsza korespondencja, a także dołączone do niej pliki mogą zawierać treści o charakterze poufnym. Dlatego też treść e-maila i załączników kierowana jest wyłącznie do wiadomości adresata. Jeśli nie są Państwo adresatami wiadomości, informujemy, że ujawnienie i dystrybuowanie tej korespondencji jest niedozwolone.

No więc nie zacytuję. Ale odpowiedź jest mniej więcej taka, przepraszają za zainstniałe nieprzyjemności i dziękują za przekazane uwagi na temat realizacji przedmiotowego kursu (z obsługi klienta chyba!) oraz informują, że wobec kierowcy zastosowano konsekwencje służbowe. Nie piszą jakie te konsekwencje, ale to chyba nie ważne, co nie? I w dodatku piszą, że już wprowadzili działania naprawcze, żeby uniknąć podobnych sytuacji w przyszłości. I podpis z adresem, numerami telefonów, faksów, KRS NIP i REGON.

Szczerze mówiąc, się  nie spodziewałam. I nie jest tak bardzo ważne w tym momencie, czy rzeczywiście wprowadzili jakieś działania czy nie, czy kierowca został zdyscyplinowany czy nie, ważne że nastąpiła jakaś reakcja, choćby w postaci odpisania na email. Coś się w tym kraju jednak zmienia.

W dalszym ciągu mam mieszane uczucia i to mi chyba nigdy nie przejdzie. Bo na przykład, gdy byłam w Polsce kilka lat temu, musiałam załatwić parę urzędowych spraw. Na samą myśl o tym dostaję drgawek, bo się po prostu odzwyczaiłam, u nas się nigdzie chodzi, u nas się dzwoni lub emailuje. No ale, poszłam więc do urzędu. Była niewielka kolejka, usiadłam, zapytałam kto ostatni. Ale nie wiedziałam zupełnie jak to coś załatwić, nie miałam ani żadnego druku ani informacji, która być może była gdzieś na tablicy, ale w natłoku papierków po prostu nie widziałam. Poprosiłam więc pana, który wchodził czy mogę wejść z nim tylko o coś zapytać, żeby nie czekać w kolejce niepotrzebnie. Rzeczony starszy pan się zgodził, weszłam, zapytałam, dostałam papierek do wypełnienia, wróciłam i usiadłam w swojej kolejce. I w tym momencie się zaczęło. Czekający Wąsaty Marian wyjechał do mnie z pretensjami, że co ja sobie myślę, że wszyscy czekają, a co to ja jestem, i w ogóle co ja sobie nie myślę. Odpowiedziałam, na swoją zgubę, że przecież weszłam tylko na chwilę z panem, który się zgodził, że mieszkam za granicą i nie wiem jak się tu rzeczy załatwia i chciałam tylko zapytać, bo nigdzie nie ma żadnej informacji. To dolało tylko oliwy do Marianowego pieca, zaczął wykrzykiwać, że paniusia jedna myśli sobie, że jak z zagranicy to jej wszystko wolno, że tu ludzie w kolejkach stoją a przyjdzie taka i się wpycha, no szlag mnie trafił, ale zanim cokolwiek odpowiedziałam, wyszła z pokoju pani urzędniczka i poprosiła mnie osobiście, bo się okazało że ta kolejka mnie nie dotyczy, bo ja zupełnie inną sprawę mam. Mariana zatkało, co sobie pomyślał to nie wiem, ale sytuacja nieprzyjemna, I nie z powodu urzędnika przecież. 
Albo teraz, ostatnio. Poszliśmy do sklepu poleconego przez mamę ("Ale tylko do tego idźcie i do żadnego więcej, bo tam mają dobre i świeże!") zakupić sobie na drogę kiełbasę. Sklep mięsny, mała kolejka. Przede mną babcia w berecie. Nieświadoma, rozglądam się, zaglądam za ladę, próbuję wypatrzeć kiełbasę, która by mnie satysfakcjonowała, próbuję spróbować wystawione do degustacji kawałki polecanych dzisiaj wędlin, ale nie da się, bo bacia widząc moje wysiłki, rozpiera się na boki, zapiera nogami, rozwala na pół lady, bo "teraz ona". Zamiast odsunąć się troszeczkę, żeby mi ułatwić, bo przecież jej tej cholernej kolejki nie zabiorę, to ona z zaciśniętymi ustami i nienawiścią na twarzy blokuje połowę mięsnego. A jak zaczęła kupować, to myślałam że espedientka ją oczami zabije. Może parę plasterków tej, albo nie bo ta za tłusta, ależ nie, odpowiada espedientka, to tamta jest tłusta, ta jest chudziutka. No ale nie ta, tylko tamta, a w ogóle to tamta za droga, czy nie mają czegoś takiego samego tylko tańszego. I tamtej szybki trzy plasterki, ale nie takie, za grube, albo nie, ona zmienia zdanie i w ogóle tej tłustej kiełbasy nie chce, tylko parówki jakieś pani jej da. Na szczęście poproszona zostałam do innego stanowiska, kupiłam swoją i wyszłam, a babcia ciągle jeszcze nie mogła zdecydować jaka kiełbasa i ile...
Wciąż w Polsce widzi się na ulicach smutne, zacięte twarze. Albo dumne, pogardliwe spojrzenia. Te pierwsze należą raczej do osób starszych, szczególnie kobiet. Te drugie do młodych, wypacykowanych, wystrojonych, także kobiet. Taki przykład. Chłop od razu zauważył, że ludzie bardzo poważni są w moim byłym kraju, ale zaznaczył, że jak się do nich uśmiechnie to nie ma bata, odwzajemnią ten uśmiech. No i działało, ale to już zauważyłam dawno temu. Różnica była taka, że jak procedurę uśmiechu stosowałam parę lat wcześniej, to miałam wrażenie, że patrzyli na mnie jak na debila, natomiast teraz ludzie się po prostu śmiechali i to było bardzo miłe. Jeszcze fajniejsze było to, jak Chłop się nauczył kilku polskich zwrotów, w tym "Dzień dobry", przy czym wymawiał to tak śmiesznie "Dżień dobrrry?" (ze znakiem zapytania na końcu), że zaśmiewałam się za każdym razem. A on nic sobie z tego nie robiąc, uśmiechał się do każdego napotkanego człowieka i mówił "Dżień dobrrry?". I ludzie mu odpowiadali i też się uśmiechali. I znowu, zauważyłam różnicę pomiędzy płciami. Kobiety odpowiadały uprzejmie, ale się raczej nie uśmiechały.  Co jest z tymi kobietami do cholery?  Czy naprawdę w Polsce nie ma powodu do radości? To co, że zarobki są być może mniejsze niż na zachodzie, że życie być może droższe, że pracy nie ma i rząd do dupy? Przecież tak jest prawie wszędzie. I nie przyjmuję do wiadomości, że nie ma się z czego cieszyć, gdy nie ma co do garnka włożyć, a życie jest walką o przetrwanie. Ja jestem emigrantką. Ja wiem co to znaczy nie mieć co do garnka włożyć, nie mieć pracy, nie mieć gdzie mieszkać, nie mieć pieniędzy na prezenty dla dzieci, nie rozumieć co się do ciebie mówi, a w dodatku nie mieć przy sobie nikogo z najbliższych. A to tylko część problemów. I gdybym tylko utyskiwała, narzekała i chodziła z wykrzywioną gębą i kupą pod nosem, to nigdy w życiu nie miałabym tego co mam. Co mnie obchodzi, że inni mają lepiej ode mnie? Dlaczego mam zazdrościć innym bogactwa, drogich samochodów, wakacji na Malediwach, markowych ciuchów czy nadmuchanych cycków? Bo to chyba z zazdrości te wszystkie nadymane miny na polskich ulicach. Ale na szczęście coraz rzadziej. Na szczęście to się zmienia. Bo co posiejesz to zbierasz, co dajesz, to dostajesz z powrotem...

Pozdrawiam serdecznie.  





28 komentarzy:

  1. Iwonka bo Ty na wakacjach byłaś, Zakopane, Kraków itd, a tam sami wczasowicze i turyści to luz i uśmiech.
    Jak się muszę przemykać po tym krakowskim koślawym bruku między tłumami turystów to uważam, żeby sobie nóg nie połamać i na tramwaj zdążyć a nie na to, czy ktoś uśmiechnięty czy skwaszony.
    Bardzo się cieszę, że podobało Ci się moje miasto.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Klarko, w Zakopanem i Krakowie to my tak zajęci byliśmy naszym napiętym planem, że nie w głowach nam było obserwowanie ludzi. W samych górach to normalne, że mówi się każdemu napotkanemu dzień dobry, taka jest etykieta na całym świecie :-) Ale w tłumie to trzeba uważać, żeby nóg nie połamać, a co dopiero jak się ogląda zabytki. Dopiero w Nysie, na luzie, bez turystów i całego zgiełku, spacerując po osiedlach i parkach, takie spostrzeżenia.

      Usuń
  2. Świat się zmienia, Polska się zmienia i bardzo dobrze...
    I zawsze znajdą sie tacy co się nie uśmiechną i tacy co będa koniecznie tych uśmiechow chcieli :-))) W każdym kraju jest inaczej i do tego trzeba przywyknąć ...
    Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Alez oczywiscie, ludzie sa tacy sami, wszedzie. Tylko uwarunkowania kulturowe troche inne :-)

      Usuń
  3. Dobrze wiedziec, ze sie zmienia. Bo jak 9 lat temu palac papierosa na balkonie u brata usmiechnelam sie do sasiada, to ten 5 minut pozniej zapukal do drzwi "bo ta pani sie do niego usmiechala".
    Brat go oczywiscie nie wpuscil i potem mnie zaczal opierniczac, bo sasiad "czubek", a skad ja mam wiedziec ze czubek to raz, dwa to wcale sie nie usmiechalam w zaden zalotny sposob tylko po prostu po tylu latach zycia w Ameryce taki mam wyraz twarzy na stale, czyli radosny a nie posepny:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha ha, faktycznie czubek :-) A swoja droga, to naprawde fajnie jak idzie sobie czlowiek po ulicy a ludzie sie do niego usmiechaja, nie ze ten sie jakos specjalnie usmiecha, tylko ze ma juz taka twarz. Pisalam o tym jakies pare lat temu. Sa wyjatki i o tych wyjatkach napisalam powyzej, ale ogolnie to bardzo pozytywnie odebralam spoleczenstwo tym razem.

      Usuń
  4. No to fajnie. Kierowce zwolnia dyscyplinarnie, nie znajdzie roboty to pewnie wyemigruje za chlebem do ... -dii. Byle nie do mnie, my mamy swoich gburowatych!
    Iwona, przyjedz do mnie. W listopadowy dzien w autobusie jest jak makiem zasial. Nikt nawet nie spoglada na drugiego (ani bykiem, ani z usmiechem bo sie boi, ze go posadza o nagabywanie (!!!!) Dzien dobryyyyy? to sie mowi sasiadowi po 30 latach mieszkania na tej samej klatce, wiec nigdy. I to jest jedyna wesola chwila w bytowaniu z siasiadami!!!! Hahaha!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Alez macie spoleczenstwo! U mnie, za kazdym razem jak jade autobusem, a jest to mniej wiecej raz na dwa lata, zawsze sie dopierniczy jakis gadatliwy, a ja z reguly gadac nie lubie. Sasiadow mam fajnych, nie tylko mowia dzien dobry ale tez i wpadaja na plotki czasami, a ulica ma specjalna strone na fejsbuku, na ktorej zapisali sie wszyscy mieszkancy, tak wiec chcac nie chcac, zna sie tych sasiadow i wie sie, ze pani spod siodemki zwialo koszule ze sznura podczas wichury, pan spod dwudziestki znalazl u siebie w ogrodku wyprane psie poslanie, a pani spod dwojki cos nasralo przed domem i poszukuje winowajcy :-)

      Usuń
  5. A więc jednak odpisali...no nie wierzę... serio.
    Wiesz, u nas znowu nie jest aż tak bardzo źle...albo ja przestałam na to zwracać uwagę. Może ludzie nie chodzą z uśmiechami od ucha do ucha, ale są życzliwi i... tacy bardziej otwarci.
    pozdrawiam serdecznie z nad filiżanki kawy:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tez nie wierzylam :-) I przeciez nie napisalam, ze w Polsce jest zle, tylko ze sie wyraznie zmienia na lepiej. Sa wyjatki i je opisalam, ale ogolnie to ludzie jacys zyczliwsi niz kiedys.

      Usuń
  6. Bardzo duza roznica miedzy tym co bylo 11 lat temu a w tym roku. Ostatnio tylko 3 burczace starsze baby w ciagu 3 tygodni i nikt nie pukal sie w czolo w odpowiedzi na usmiech.Bardzo duzo zyczliwych, chetnych do pomocy mlodych ludzi.

    OdpowiedzUsuń
  7. Uśmiech otwiera wiele drzwi:-). Na zburczałych, niezadwolonych ludzi nie zwracam uwagi, tacy są i już. Fakt, kiedy idę uliczkami mojego osiedla i uśmiecham się do swoich myśli to widzę ścigajacy mnie zaciekawiony wzrok przechodniów, niektórzy odpowiedzą usmiechem, inni miną mnie obojętnie zatopieni w swoich myślach. Lubię pogadać, pożartować z ludźmi przy zakupach w markecie, zaraz dołączają do mnie inne osoby starsze, młode, żartujemy, śmiejemy się pomagając sobie w wyborze takiego czy innego zakupu.
    Sąsiedzi też uśmiechnięci, postoimy czasem przed klatką schodową, pożartujemy, wymienimy różne poglady na nurtujące nas sprawy, rozchodzimy się z uśmiechem na ustach. Czy ja mieszkam w innym kraju? Czy może inaczej patrzę na ludzi? Może tych niemiłych, warczących na innych po prostu nie dostrzegam?:-)
    Uśmiechy zasyłam Marytka

    OdpowiedzUsuń
  8. Coś zeżarło mój komentarz:-), więc napiszę tylko, że uśmiech otwiera wiele drzwi:-).
    Mam miłych sąsiadów, często pogadamy, pośmiejemy się wymieniając poglady na ważne dla nas sprawy. Kiedy żartuję z kimś przy dokonywaniu zakupów w osiedlowym markecie zaraz dołaczają inni, zaciekawieni, rozchodzimy się usmiechnięci, życząc sobie miłego dnia.
    Takie sytuacje spotykają mnie codziennie. Moze to zależy od tego na co zwraca się uwagę?
    Zasyłam uśmiechy Marytka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to zupelna prawda. Na ogol. Nawet panowie w okienkach do sprawdzania paszportu na lotnisku juz zaczynaja produkowac cos w rodzaju skrzywionego usmiechu, niestety w Rosji jeszcze trzymaja stary fason :-)

      Usuń
  9. Dobrze, że coraz więcej ludzi się uśmiecha. Chociaż czasami jest to uśmiech przez łzy. Po moich ostatnich zmaganiach - o czym pisałem - dziw mnie bierze, że jeszcze ludziom się chce. Fajnie być tak przywitanym z obca "Dżień dobrrry?" i uśmiechnąć się bo czasami obcy człowiek ma więcej empatii niż najbliższe otoczenie.

    Zatem odpowiadam "Dzień dobry" i uśmiecham się do Was.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzień dobry, Balum:-) Miłego dnia, nie tylko dzisiaj:-). Obcy człowiek, nie widzi tego co najbliższe otoczenie, patrzy z boku, pojawia się w naszym zyciu na krótka chwilę i odchodzi, więc pewnie jest mu łatwiej:).
      Marytka

      Usuń
    2. Oj Balum, rzeczywiscie jakies fatum na Ciebie spadlo ostatnio. Ale nie ma takiego muru, ktorego nie mozna zburzyc, zalezy tylko jakiego narzedzia sie do tego uzyje :-)

      Usuń
  10. Też nie zauważyłam byśmy byli narodem ponuraków:) Wręcz przeciwnie - niemalże codziennie spotykam się w Polsce z ogromną życzliwością i uśmiechem.Twierdzę,ze pod tym względem u nas jest dużo lepiej niż w innych,europejskich krajach.Najczęściej tak jak traktujemy ludzi,tak oni traktują nas.A moze widzimy to,co chcemy widzieć?
    Ania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co kraj to obyczaj. We Francji na przyklad kierowca autobusu caluje wszystkich wysiadajacych :-) To dopiero fajny kraj!

      Usuń
    2. Byłam we Francji,podróżowałam miedzy innymi autobusami.Zarówno w Paryżu,jak i na południu Francji.Nigdy nie spotkało mnie nic złego,np. w postaci pocałunku od kierowcy:))) Francuzi w ogóle,na szczęscie, są normalni..w większosci:)
      Poważnie - ja nie lubię spoufalania,wylewnych powitań i pożegnań z obcymi ludźmi.Niech każdy w pracy wykonuje poprawnie swoje obowiązki,to zdecydowanie wystarczy.
      Ania

      Usuń
  11. Czasem się zastanawiam,jak to jest w Ameryce - gdzie jak wieść niesie - ludzie mają przyklejony szeroki uśmiech na stałe.Gdzie niezależnie od życiowej sytuacji - chorób,śmierci itp - wszyscy do wszystkich się non stop uśmiechają.Gdzie najczęściej na świecie pada słowo"ajlawiu",gdzie kilkadziesiąt razy na dobę wyznaje się miłość zarówno bliskim,jak i nieznajomym.I nikt nie ma uczucia dewaluacji tegoż:))
    A jednocześnie niemalże codziennie w tym kraju powszechnego uśmiechu i miłości,giną niewinni,przypadkowi ludzie... z rąk innych ludzi.Czy ten wszechobecny uśmiech tak bardzo pomaga w życiu,skoro uśmiechnięci współobywatele dokonują mordów na setkach innych ludzi,zabijają,strzelają na oślep z poprawnym uśmiechem na twarzy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ameryka jest zlym przykladem. Widzisz to co pokazuja Ci w telewizji. A jednoczesnie wyobrazenia masz niewielkie, bo to jest ogromny kraj, mniej wiecej wielkosci Europy. Teraz porownaj sobie ile jest stanow w Ameryce i ile krajow w Europie. Mniej wiecej tyle samo. To ze w Europie nie mozna miec broni palnej, nie znaczy ze nie dokonuje sie mordow. Ale lepiej jest oczywiscie sluchac historii z dalekiego swiata, zamiast zajac sie wlasnym podworkiem...

      Usuń
    2. Anonimowy,w punkt!

      Usuń
    3. Tak jak napisalam, lepiej zagladac do cudzego ogrodka, bo mozna krytykowac, a co swoje to najlepsze. To nie byl post o Ameryce, tylko o Polsce. A usmiech pomaga w zyciu. To co w sercu to na ustach, a obludny usmiech kazdy rozpozna.

      Usuń
  12. Pomaga:)Toteż trochę głębsza refleksja na jego (uśmiechu) temat też nie powinna zaszkodzić:;):)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  13. Wiesz co, Iwonko (jeśli mogę się tak do Ciebie zwrócić). Zawsze przez parę dni zastanawiam się nad wpisami na blogach, które czytam. Dzisiaj wpis na innym blogu coś mi uświadomił. Szybko przywyczajamy się do uprzejmej, miłej obsługi w urzędach i nie tylko. Gdybym na swojej poczcie została nieuprzejmie załatwiona, pewnie zareagowałabym zdumieniem i zapamiętała to. Myślę, że ludzie przyzwyczajeni do ogólnie panującej w innych krajach uprzejmości, będąc w Polsce i trafiając na coś odmiennego reagują na to mocniej, widzą ostrzej to do czego jestesmy, mieszkajac tu przyzwyczajeni. Rzecz w tym, ze jeżeli już przyzwyczaimy się do dobrych zmian w naszym kraju, też zareagowalibyśmy podobnie:-) Tak myślę:-)
    Pozdrawiam serdecznie
    Marytka

    OdpowiedzUsuń
  14. Obserwuję sytuację w Polsce pod kątem fachowości i uprzejmości urzędów i jest naprawdę coraz lepiej. Niektóre instytucje jeszcze się opierają, ale tym daję popalić korespondencją tudzież telefonami i też mim dają zadośćuczycnienia. A jak nie dają, to zmykam na zakończenie umowy, choćbym była klientką przez ponad 20 lat (jak było z orange).
    Co do ludzi to mnie ostatnio niestety obrzuciło inwektywami jednego dnia dwóch mężczyzn, w tym jeden młodszy tak koło 40-tki, drugi starszy o jakieś 15 lat.
    Bez powodu. Ot tak, bo ich wkurzyłam, że robiłam zakupy i płaciłam kartą (jakby to dłużej trwało), albo wypłacałam własne pieniądze z bankomatu i nie chciałam, żeby mi ten chłop stał obok i na ręce oraz na monitor patrzył.
    Od obu zebrałam cięgi, z tym że ten drugi potraktował mnie tak wulgarnie, że już od lat się to nie zdarzyło.
    A tego pierwszego zaczęła upominać kolejka, żeby się uspokoił, w tym młody mężczyzna.

    OdpowiedzUsuń