Miasteczko będziemy mieli okazję zwiedzić jutro, teraz czeka na nas kulturalny rarytas - Muzeum Państwowe Ermitażu. Tymczasem jedziemy i podziwiamy widoki z okna autokaru.
Takie instalacje z piłką są widoczne w wielu miejscach, na skwerach, parkach, alejkach. Przypomnienie, że Rosja jest gospodarzem następnych mistrzostw świata w piłce nożnej.
W Petersburgu jest ponad trzysta mostów, jednym z nich przejeżdżamy.
Przejazdem mijamy taki oto kościół. O nim będzie później.
Miedziany jeździec z okna autobusu. O nim też będzie później.
Mieliśmy szczęście być tam w czasie święta Marynarki Wojennej, wpłynęło więc na Newę wiele statków i odbywały się próby do wielkiego pokazu.
Jeszcze chwila.
Zadziwiająco niewiele samochodów policyjnych na ulicach, a samej policji jakby jeszcze mniej. Albo po prostu nie zauważałam, bo skupiona byłam na ważniejszych rzeczach.
I już jest. Wejście do Pałacu Zimowego.
A w środku tak:
Ermitaż założony został w roku 1764 przez Carycę Katarzynę Wielką w Pałacu Zimowym Piotra I, kiedy to otrzymała ona w podarunku imponującą kolekcje 317 obrazów (w tym Rembrandt, Rubens, van Dyck and Jordaens) od pruskiego kupca polskiego pochodzenia, Johanna Ernsta Gotzkowskiego. W dniu dzisiejszym zbiory muzeum to ponad trzy miliony dzieł sztuki (w tym największa na świecie kolekcja obrazów) , z których niewielka tylko część jest wystawiona jako ekspozycja stała. Ermitaż to kompleks sześciu budynków, z których pięć jest dostępnych do zwiedzania. Bilety dla Rosjan i Białorusinów są o połowę tańsze niż dla reszty świata, ale i tak kosztują tylko około 18 dolarów, dla dzieci i studentów za darmo.
Wchodzimy po imponującej klatce schodowej. Wybaczcie niezbyt czytelne zdjęcia, ale niestety muzeum jest zanużone w lekkim półmroku, a z wszechobecnych okiem przedostają się smugi światła. Bardzo tudne do zrobienia dla laika fotograficznego działającego w pośpiechu. Jeśli to, co widzicie poniżej, zatchnęło Wam dech w piersiach, to uwierzcie mi, chyba byście się udusili na śmierć w Peterhofie, bo tam wygląda podobnie ale o tysiąc razy bardziej.
Moim słabym punktem są sufity i żyrandole.
Zupełnie nie wiem, co tak naprawdę przedstawiają niektóre zdjęcia, ale to nic, bo przeciez chodzi o to, żeby nasycić duszę.
Sala tronowa. Jedna z.
Mieliśmy szczęście, bo właśnie w jednej z sal buduje się kolejną wystawę, sukien z epoki. To są autentyczne suknie Carycy i jej dam dworu. Prawda że przepiękne?
Imponująca sala portretowa.
Są tu tylko i jedynie portrety rosyjskich generałów. Cała masa tego.
I znany portret cara Aleksandra Pierwszego.
I kolejny żyrandol.
A to poniżej to coś w rodzaju kredensu.
I witraż w jednej z komnat.
Sala pawilonowa (Pavilion Hall). Niezwykła, nawet jak na Ermitaż.
I widok z okna na Newę.
W Pavillion Hall można podziwiać wspaniałości epoki klasycznej, włącznie z taką oto XIX-wieczną imitacją starożytnej rzymskiej mozaiki.
I przewspaniały Złoty Paw, czyli zegar ze szczerego złota, stworzony w XVIII wieku przez brytyjskiego złotnika i wynalazcę, Jamesa Coxa.
A pod spodem kilka fajnych rzeczy :-)
Niesamowicie wyglądają ermitażowe amfilady - wydają się nie mieć końca.
I jeszcze jeden obrazek z okna.
Były też i takie pustawe sale.
Zwróćcie uwage na koronkowe wykończenia na ścianach i suficie.
A tu już przejście do galerii obrazów.
I nasz przewodniczka, Ludmiła :-)
Poznajecie ten obraz?
To Leonardo DaVinci "Madonna z dzieciątkiem", 1480. Przy okazji przytoczę historyjkę, bo mną lekko wstrząsnęła. I rozbawiła zarazem. Stoję ja sobie w tłumiku ludzi cisnących się aby sobie zrobić z obrazem selfie. No ja nie mogę, selfie z obrazem! Co ci ludzie mają w głowach? Dodam że przeważnie Azjaci skośnoocy mają takie odpały, ale to czego byłam świadkiem przerosło moje wyobrażenie. Otóż stoję ja sobie w tłumiku tych ludzi czekając na swoją kolejkę do obrazu. Przede mną jakaś skośnooka turystka z młodą, rosyjska chyba przewodniczką. Turystka stoi w kolejce razem ze wszystkimi ale kręci nosem na obraz. "Nie podoba Ci się?" - mówi przewodniczka. "Eeee, nie", odpowiada turystka. "Ale wiesz że to jest bardzo słynny obraz słynnego malarza?" Turystka wciąż kręci nosem. "A wiesz kto to był Leonardo daVinci?" - pyta przewodniczka. Turystka wytrzeszcza oczy i kręci przecząco głową. "Nie interesuje Cię? - pyta dziewczyna. Turystka, że nie. I sobie poszły. Dla mnie lepiej, krótsza kolejka. Jak można nie znać Da Vinci? No dobra, można nie znać, ale jak się nie zna i się nie jest zainteresowanym sztuka, to po jaką cholerę chodzić po muzeach sztuki i tłum sztucznie tworzyć?
Rafaello Santi, "Madonna z dzieckiem", 1504. Aż dziw bierze, ten obraz jest całkiem malutki.
I jeszcze jeden Rafael, "Madonna z Bezbrodym Świętym Józefem", 1507
"Martwy chłopiec na delfinie", rzeźba w marmurze przypisana uczniowi Rafaela, Lorenzetto di Ludovico di Guglielmo Lotti.
Stół z ekspozycją. Zwróćcie uwagę na nogi.
A poniżej Michelangelo Buonarotti.
"Kucający Chłopiec", 1530-1534. Jedyne dzieło Michała Anioła w rosyjskim Ermitażu.
Bartolomeo, "Bachus i Ariadna", 1710
A to, zabijcie mnie, nie wiem co. Ale Chłopu się podobało :-)
A poniżej Rembrandt, "Danae", 1636
Sala Rembrandta
A tu sala Rubensa. I "Bachus", 1640, jedno z ostatnich dzieł artysty.
Poniżej zejście na parter.
I autorka na czerwonym dywanie :-)
Zwróćcie uwagę na sztukaterie przy suficie.
Na parterze znajdują się kolekcje starożytne, ale na nie nie mieliśmy zbyt dużo czasu, niestety.
I na koniec jak zwykle, selfie.
Niestety, w Ermitażu spędziliśmy tylko kilka wspaniałych godzin. To jest tak niewyobrażalnie wielkie muzeum, że nie wiem czy miesiąc by wystarczył na obejrzenie wszystkiego, a i tak niedokładnie. Ze względów logistycznych musieliśmy opuścić Ermitaż o godzinie szesnastej trzydzieści. Dziesięć minut po siedemnastej zrozpaczona Ludmiła z rozwianym włosem kończyła zbieranie do kupy trzydziestu uczestników grupy. Zobaczcie, jaka kolejka uformowana jest o godzinie siedemnastej z hakiem. Otwarte było do dwudziestej pierwszej.
I pomyśleć tylko, że po Watykanie myślałam, że nic mnie już nie zadziwi...
Ciąg dalszy nastąpi.
Ojezuojezuojesusiemaryjojózefieświęty...
OdpowiedzUsuńUmieram!!!
No, ja się wcale nie dziwię :-)
Usuńach ach ach!
OdpowiedzUsuńDokładnie to samo myślę :-)
UsuńOj długo by zwiedzać...I pomyśleć ,że kiedyś mieszkali tam ludzie...
OdpowiedzUsuńChyba życia by nie starczyło...
UsuńAz sie w glowie zakrecilo!
OdpowiedzUsuńWcale się nie dziwię.
UsuńMozna naprawde dostac oczoplasu. Alez tam pieknie!!!
OdpowiedzUsuńA zapomnialam i mialam to juz napisac pod pierwsza czescia na niektorych zdjeciach jestes deczko podobna do mojej klientki:) Ale to pod specyficznym katem, usmiech i spojrzenie:))) Jak pierwszy raz mi sie to rzucilo w oczy w tamtej notce to natychmiast pomyslalam "Richelle?"
Ha ha, jak fajnie mieć w końcu sobowtóra! Najczęściej zauważam tylko cudzych sobowtórów, chociaż czasami zdaje mi się pomyśleć: o, ma taką samą okrągłą gębę i wyłupiaste oczy jak ja :-)))
UsuńJa tam na schodach z czerwonym dywanem widze szczupla dlugonoga pieknosc
OdpowiedzUsuń