sobota, 2 września 2017

Przystanek Trzeci - St Petersburg, część druga

Po emocjach przeżytych w Peterhofie nie przypuszczałam, że coś mnie jeszcze dzisiaj zaskoczy. Z napenionymi brzuchami i rubasznym humorem powsiadaliśmy do autobusu i udaliśmy się w dalszą część podróży po mieście. Dziwne, bo moje szkolne wyobrażenia Petersburga były nieco inne, jakoś tam nam wparto że Petersburg w porównaniu do Moskwy to prowincjonalna mieścina i tak to w wyobraźni postrzegałam. A tymczasem jest to ogromne, pięciomilionowe miasto, nie licząc Istambułu to trzecie pod względem wielkości miasto Europy!
Miasteczko będziemy mieli okazję zwiedzić jutro, teraz czeka na nas kulturalny rarytas - Muzeum Państwowe Ermitażu. Tymczasem jedziemy i podziwiamy widoki z okna autokaru.


Takie instalacje z piłką są widoczne w wielu miejscach, na skwerach, parkach, alejkach. Przypomnienie, że Rosja jest gospodarzem następnych mistrzostw świata w piłce nożnej.


W Petersburgu jest ponad trzysta mostów, jednym z nich przejeżdżamy. 


Przejazdem mijamy taki oto kościół. O nim będzie później.


Miedziany jeździec z okna autobusu. O nim też będzie później.


Mieliśmy szczęście być tam w czasie święta Marynarki Wojennej, wpłynęło więc na Newę wiele statków i odbywały się próby do wielkiego pokazu. 


Jeszcze chwila.


Zadziwiająco niewiele samochodów policyjnych na ulicach, a samej policji jakby jeszcze mniej. Albo po prostu nie zauważałam, bo skupiona byłam na ważniejszych rzeczach.


I już jest. Wejście do Pałacu Zimowego.



A w środku tak:


Ermitaż założony został w roku 1764 przez Carycę Katarzynę Wielką w Pałacu Zimowym Piotra I, kiedy to otrzymała ona w podarunku imponującą kolekcje 317 obrazów (w tym Rembrandt, Rubens, van Dyck and Jordaens) od pruskiego kupca polskiego pochodzenia, Johanna Ernsta Gotzkowskiego. W dniu dzisiejszym zbiory muzeum to ponad trzy miliony dzieł sztuki (w tym największa na świecie kolekcja obrazów) , z których niewielka tylko część jest wystawiona jako ekspozycja stała. Ermitaż to kompleks sześciu budynków, z których pięć jest dostępnych do zwiedzania. Bilety dla Rosjan i Białorusinów są o połowę tańsze niż dla reszty świata, ale i tak kosztują tylko około 18 dolarów, dla dzieci i studentów za darmo. 

Wchodzimy po imponującej klatce schodowej. Wybaczcie niezbyt czytelne zdjęcia, ale niestety muzeum jest zanużone w lekkim półmroku, a z wszechobecnych okiem przedostają się smugi światła. Bardzo tudne do zrobienia dla laika fotograficznego  działającego w pośpiechu. Jeśli to, co widzicie poniżej, zatchnęło Wam dech w piersiach, to uwierzcie mi, chyba byście się udusili na śmierć w Peterhofie, bo tam wygląda podobnie ale o tysiąc razy bardziej. 



Moim słabym punktem są sufity i żyrandole. 


Zupełnie nie wiem, co tak naprawdę przedstawiają niektóre zdjęcia, ale to nic, bo przeciez chodzi o to, żeby nasycić duszę. 



Sala tronowa. Jedna z.


Mieliśmy szczęście, bo właśnie w jednej z sal buduje się kolejną wystawę, sukien z epoki. To są autentyczne suknie Carycy i jej dam dworu. Prawda że przepiękne? 



Imponująca sala portretowa. 



Są tu tylko i jedynie portrety rosyjskich generałów. Cała masa tego. 



I znany portret cara Aleksandra Pierwszego.


I kolejny żyrandol.


A to poniżej to coś w rodzaju kredensu.


I witraż w jednej z komnat.


Sala pawilonowa (Pavilion Hall). Niezwykła, nawet jak na Ermitaż.


I widok z okna na Newę.


W Pavillion Hall można podziwiać wspaniałości epoki klasycznej, włącznie z taką oto XIX-wieczną imitacją starożytnej rzymskiej mozaiki.




I przewspaniały Złoty Paw, czyli zegar ze szczerego złota, stworzony w XVIII wieku przez brytyjskiego złotnika i wynalazcę, Jamesa Coxa. 


A pod spodem kilka fajnych rzeczy :-)





Niesamowicie wyglądają ermitażowe amfilady - wydają się nie mieć końca.



I jeszcze jeden obrazek z okna.


Były też i takie pustawe sale.


Zwróćcie uwage na koronkowe wykończenia na ścianach i suficie.


A tu już przejście do galerii obrazów. 




I nasz przewodniczka, Ludmiła :-) 


Poznajecie ten obraz?


To Leonardo DaVinci "Madonna z dzieciątkiem", 1480. Przy okazji przytoczę historyjkę, bo mną lekko wstrząsnęła. I rozbawiła zarazem. Stoję ja sobie w tłumiku ludzi cisnących się aby sobie zrobić z obrazem selfie. No ja nie mogę, selfie z obrazem! Co ci ludzie mają w głowach? Dodam że przeważnie Azjaci skośnoocy mają takie odpały, ale to czego byłam świadkiem przerosło moje wyobrażenie. Otóż stoję ja sobie w tłumiku tych ludzi czekając na swoją kolejkę do obrazu. Przede mną jakaś skośnooka turystka z młodą, rosyjska chyba przewodniczką. Turystka stoi w kolejce razem ze wszystkimi ale kręci nosem na obraz. "Nie podoba Ci się?" - mówi przewodniczka. "Eeee, nie", odpowiada turystka. "Ale wiesz że to jest bardzo słynny obraz słynnego malarza?" Turystka wciąż kręci nosem. "A wiesz kto to był Leonardo daVinci?" - pyta przewodniczka. Turystka wytrzeszcza oczy i kręci przecząco głową. "Nie interesuje Cię? - pyta dziewczyna. Turystka, że nie. I sobie poszły. Dla mnie lepiej, krótsza kolejka. Jak można nie znać Da Vinci? No dobra, można nie znać, ale jak się nie zna i się nie jest zainteresowanym sztuka, to po jaką cholerę chodzić po muzeach sztuki i tłum sztucznie tworzyć?

Rafaello Santi, "Madonna z dzieckiem", 1504. Aż dziw bierze, ten obraz jest całkiem malutki.


I jeszcze jeden Rafael, "Madonna z Bezbrodym Świętym Józefem", 1507


"Martwy chłopiec na delfinie", rzeźba w marmurze przypisana uczniowi Rafaela, Lorenzetto di Ludovico di Guglielmo Lotti.


Stół z ekspozycją. Zwróćcie uwagę na nogi.


A poniżej Michelangelo Buonarotti. 


"Kucający Chłopiec", 1530-1534. Jedyne dzieło Michała Anioła w rosyjskim Ermitażu. 


Bartolomeo, "Bachus i Ariadna", 1710


A to, zabijcie mnie, nie wiem co. Ale Chłopu się podobało :-)



A poniżej Rembrandt, "Danae", 1636


Sala Rembrandta


A tu sala Rubensa. I "Bachus", 1640, jedno z ostatnich dzieł artysty.


Poniżej zejście na parter.



I autorka na czerwonym dywanie :-)


Zwróćcie uwagę na sztukaterie przy suficie.


Na parterze znajdują się kolekcje starożytne, ale na nie nie mieliśmy zbyt dużo czasu, niestety.







I na koniec jak zwykle, selfie. 


Niestety, w Ermitażu spędziliśmy tylko kilka wspaniałych godzin. To jest tak niewyobrażalnie wielkie muzeum, że nie wiem czy miesiąc by wystarczył na obejrzenie wszystkiego, a i tak niedokładnie. Ze względów logistycznych musieliśmy opuścić Ermitaż o godzinie szesnastej trzydzieści. Dziesięć minut po siedemnastej zrozpaczona Ludmiła z rozwianym włosem kończyła zbieranie do kupy trzydziestu uczestników grupy. Zobaczcie, jaka kolejka uformowana jest o godzinie siedemnastej z hakiem. Otwarte było do dwudziestej pierwszej. 


I pomyśleć tylko, że po Watykanie myślałam, że nic mnie już nie zadziwi...

Ciąg dalszy nastąpi. 



11 komentarzy:

  1. Ojezuojezuojesusiemaryjojózefieświęty...
    Umieram!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj długo by zwiedzać...I pomyśleć ,że kiedyś mieszkali tam ludzie...

    OdpowiedzUsuń
  3. Mozna naprawde dostac oczoplasu. Alez tam pieknie!!!
    A zapomnialam i mialam to juz napisac pod pierwsza czescia na niektorych zdjeciach jestes deczko podobna do mojej klientki:) Ale to pod specyficznym katem, usmiech i spojrzenie:))) Jak pierwszy raz mi sie to rzucilo w oczy w tamtej notce to natychmiast pomyslalam "Richelle?"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha ha, jak fajnie mieć w końcu sobowtóra! Najczęściej zauważam tylko cudzych sobowtórów, chociaż czasami zdaje mi się pomyśleć: o, ma taką samą okrągłą gębę i wyłupiaste oczy jak ja :-)))

      Usuń
  4. Ja tam na schodach z czerwonym dywanem widze szczupla dlugonoga pieknosc

    OdpowiedzUsuń