To takie dziwne uczucie.
Niby się już wyprowadził, a jeszcze jedną nogą tu, choć drugą już tam. Zostawił kilka pudeł w garażu, przyjadę później, powiedział, to przejrzę. Jeszcze roślinka stoi w łazience, zapomniał. Figurka pantery z zawieszonym wieńcem hula na kredensie. Dezodorant, szczoteczka do zębów. I zegarek Citizen, z którym się kiedyś nie rozstawał.
Mój syn po dwóch latach zamieszkał z dziewczyną, a ja... wydawało mi się, że zdążyłam się pogodzić, że nie jestem już najważniejszą kobietą w jego życiu. Kiedy w sklepie z ubraniami on pytał JĄ o radę, kiedy w supermarkecie wybierał ser, który ONA lubi, kiedy w wynajętym mieszkaniu nie pozwolił niczego dotknąć póki ONA nie przyjedzie. Ona, Ona, Ona. Zabrała mi jedynego syna!
I wiecie co? Bardzo się cieszę, bo widze, że jest szczęśliwy i to jest naprawdę wspaniała dziewczyna. Tylko tak jakoś pusto. A to już przecież czwarty rok, jak nie mieszka w domu. Trzeba się będzie jakoś przyzwyczaić. Ech...
No tak, syndrom teściowej, zabrała :-)))
OdpowiedzUsuńI nawet nie wiesz jak sie ciesze. Bo przy niej to sie chociaz gotowac nauczyl, a tak to mamusia i mamusia :-)))
UsuńJa to wyrodna matka jestem;))Po tygodniu się przyzwyczaiłam:)(Aśka)
OdpowiedzUsuńNo popatrz, a moje dziecko jakieś felerne, ani myśli się wyprowadzać i na dodatek zapowiedziało, że nigdy się ze mną nie rozstanie.
OdpowiedzUsuńO rany, wszystko przede mną... jeszcze dobrych kilkanaście lat;)))
OdpowiedzUsuńJa bylam calkiem wyrodna, wyslalam dziecine na saksy za granice, daleko i tam zostala :) I dobrze jej tak! :)
OdpowiedzUsuń