niedziela, 27 sierpnia 2017

Przystanek Drugi - Gdańsk

Szczerze mowiąc nie wiem, dlaczego na ten Gdańsk tak czekałam. Jak na Sankt Petersburg niemal. Nie udał nam się już wykupić wycieczki rowerowej, ale się okazało w ostatniej chwili, że cumujemy gdzie indziej niż było planowane, więc i trasa rowerowa z malowniczej wzdłuż wybrzeża zmieniła się w normalną po uczęszczanej drodze. Więc nie było czego żałować.
Zacumowaliśmy w Gdyni. Ale zanim zejdziemy na brzeg, pokażę Wam, jak wygląda pokład sypialny na takim cruizie.:


Z Gdyni zawieziono nas autokarem do Gdańska. W autokarze śmieszna sytuacja, której nie moge zapomnieć z kilku względów. Siedzimy sobie, a tu słyszę polski język tuż za sobą. Mniej więcej tak to leciało:
- No cześć kochanie. No, już jestem. Tak, tak, no co??? No co ty, weź się nie wygłupiaj laska, ogarnij się natychmiast i szykuj bo ja tam będę za pół godziny. No, już w autokarze jestem. No, za pół godziny będę, no to pa pa!
Skończył. Za chwilę.
- No cześć mamusia. Tak, tak, już jestem, właśnie przybiliśmy do portu. Co? Nie, nie dam rady, naprawdę, no mówię ci że nie dam rady dzisiaj, mam tu parę spraw do załatwienia a o czwartej mam być z powrotem na burcie. No, o czwartej, mówię ci. Mamusia, no naprawdę nie mogę, ale jeszcze tylko dziesięć dni i wracam o domu. No, mówię ci, to już końcówka, tak że niedługo będę. No papa mamusiu, buźka, papa!
.......
- No cześć stary! No co tam? No, w Gdańsku jestem. No w Gdańsku mówię ci. Ale tylko na chwilę przycumowaliśmy i po południu z powrotem. No nie dam rady się spotkać, randkę mam chłopie! Nie, nie jadę do domu, randkę mam. No randkę mam, matka zła jak cholera, ale z dziewczyną się chcę zobaczyć. No nowa, nowa. Aaa, tamta, tamta to nie. A wiesz jak jest, najpierw było fajnie, rozmawialiśmy, szmery bajery, a potem ona coraz mniej pisała i w końcu przestała pisać to niech spada. No, nowa teraz, tak. No pisze, dzwoni, wiesz, widzę że zaangażowana jest. Fajna, fajna... blondynka taka, prawniczka. A wiesz czym jeździ? BMW k*rwa, piątką. No nie żartuję. No. A tak, wiesz, no, właśnie do niej jadę, jakieś kwiatki kupię i teges, nie. No, dobra, dobra... No, to sie ma, cześć, to widzimy sie parę dni, no.

Głupio mi było słuchać, jakbym się wpieprzała komuś do życia, ale nie słuchać się nie dało. Przy wyjściu zerknęłam kto on, no uroda taka sobie, zwykły dwudziestoparolatek i z pryszczami. I te teksty, dla mnie nowość, bo jak wyjeżdżałam z kraju to się jednak trochę inaczej mówiło. Jak ten język się zmienia. Od razu załapałam, że to ktoś z załogi, bo na turystę raczej nie wyglądał. I to ktoś z załogi pływającej, wnioskowałam po słowach, które używał. Jak się potem okazało, miałam rację, bo widziałam go potem parę razy, najpierw w restauracji a potem... na mostku kapitańskim. Chłopak był bowiem..... drugim oficerem! Ten kontrast z autobusu i ze statku do dziś siedzi mi w pamięci. 
No ale wracamy do Gdańska. Wysadzili nas na ulicy Pszennej, a stamtąd poszliśmy w stronę Starego Miasta.    


Brama Zielona


Wielka Zbrojownia (chyba)



Brama Złota


Dom Uphagena - Muzeum Historyczne Gdańska


Głowy na jednej z kamienic


I Fontanna Neptuna


Neptun we własnej osobie


I z innej strony


I jeszcze trochę Neptuna


Nieudolne (jak zawsze) selfie z Neptunem


A za Neptunem wejście do restauracji


I jeszcze raz - z Ratuszem


A potem sobie tak chodziliśmy malowniczymi uliczkami, aż wpadłam na pomysł żeby Chłopu polskie morze pokazać i nad morzem plażę. Udaliśmy się w kierunku Dworka Głównego. 


Jakoś udało nam się złapać pociąg Szybkiej Kolei Trójmiejskiej i po dwudziestu minutach wylądowaliśmy w Sopocie. Po drodze obserwując z uwagą to co mijaliśmy za oknem. Stocznia Gdańsk między innymi. Centra Handlowe, osiedla mieszkalne, parki, skwery, tor wyścigowy. 


A tam już trochę inne klimaty. Droga na plażę zupełnie nie przypominała tej, którą pamiętałam z młodości. No i te nowe parki...



Morze... takie jakie je zapamiętałam. Nie przypuszczałam, że będę jeszcze kiedyś nad polskim morzem. Niby nic takiego, ale sentyment mam wielki, a poza tym, naprawdę polskie plaże są cudowne. Nie ma się czego wstydzić. 


Tylko słynne molo było w cholerę zamknięte dla ogółu, bramki powstawiali i trzeba było w kolejce trzystukilometrowej stać po bilety, żeby se przez taką bramke przejść. A idźcie do cholery z taką organizacją, jakby nie mogli normalnie bramki na pieniążka zrobić, jak już tak bardzo chcieli zarobić. Oczywiście w kolejce nie staliśmy, na molo nie wleźliśmy.


Za to wleźliśmy pod molo.


Plaża była jak widać. Zdziwił mnie brak parawanów. Pewnie plażowicze byli na obiedzie, bo to około południa było. 


A to wielka instalacja daleko na morzu, zrobiona dużym powiększeniem. 



I taki cudny statek.


I statek zabierający ludzi na wycieczkę z mola.


Trochę sobie pochodziliśmy po plaży mocząc stopy w lodowatej wodzie, Chłop się bardzo zdziwił, że nawet stóp z piasku nie musiał potem za bardzo otrzepywać, wyjaśniłam że taka to specyfika polskiego piasku. Jedynego na świecie! ;-) A potem musieliśmy już wracać. 




Jeszcze trochę się powałęsaliśmy po uliczkach Starego Miasta i czas było wyruszać z powrotem. Muszę powiedzieć, że nie tylko ja byłam zachwycona. Wszyscy, którzy wybrali się do śródmieścia, stwierdzili to samo, że Gdańsk to zaskakująco śliczne miasto, bardzo miła niespodzianka. 
Wyjście z portu obserwowałam z najwyższego pokładu. Długo obserwowałam. 


Holowały nas dwa takie stateczki.


Minęliśmy budynek kapitanatu



W oddali coś co wygląda na stadion, ale może to być całkiem co innego.


W końcu minęliśmy Westerplatte.



Długo stałam na pokładzie, żegnając się z Polską. To był najbardziej wzruszający punkt mojej wycieczki. Wiecie, jeszcze trochę patriotyzmu we mnie siedzi. 


A tak to wyglądało tego dnia na jednym z pokładów.  I ja też spędziłam na opalaniu całą resztę dnia. Przecież nie wiadomo, czy jutro też będzie świeciło słońce. W końcu płyniemy do Rosji.


I na koniec, żeby nie było, z każdego odwiedzonego morza mam jakieś pamiątki. A dla niektóych dowód, że w Polsce na plaży też można znaleźć muszelki. A może ludzie teraz już tak nie zbierają. Bo nie pamiętam, żebym kiedyś, za dziecka, nad Bałtykiem jakąś znalazła.


Ciąg dalszy nastąpi.




9 komentarzy:

  1. Tak dawno bylam ostatni raz w Gdansku, ze z przyjemnoscia odbylam te krotka wycieczke z Wami. Gdansk to jedno z nielicznych miast, w ktorych moglabym zyc, bardzo mi sie podoba. Natomiast platne molo w Sopocie to chyba jakas pomylka, wszystko teraz komercja i chec zysku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od kwietnia do września jest płatny na szczęście, tak że kto ma ochotę nad morze zimą ten nie zapłaci. Ale jak mówię, te 9 złotych to bym jeszcze dała, ale kwestię wstępu to mogliby jakoś lepiej rozwiązać.

      Usuń
  2. Znam Gdańsk, znam te miejsca bardo dobrze, ale miło było pooglądać z twojego punktu widzenia.
    Im będziesz starsza tym będzie większy sentyment za Polską i miejscami w których się wychowałaś.
    Na razie to ty jeszcze młoda jesteś ,że hoho :-)
    Oczywiście ,że zazdroszczę tej młodości twojej :-)))
    Ale czasu nie cofniesz...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sentyment to już mam teraz, ale tęsknotę tego nazwać nie mogę. Chciałabym niektóre miejsca w POlsce odwiedzić po raz ostatni, bo jak rodzice odejdą to nic mnie tam już nie będzie trzymać.

      Usuń
  3. Tylko siarczyste mrozy są w stanie uniemożliwić mi zanurzenie w morzu chocby stóp. Kocham polskie morze od zawsze, a Gdańsk jest u mnie na trzecim miejscu do życia. Pierwszy to oczywiście Wrocław, a drugie to Kopenhaga. Pisaj szybciej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O to to! Ja nawet maczam stópki w Północnym. Co już czasami zakrawa na wariactwo. Ale co tam, tak mam. Może dlatego katar się mnie tak rzadko ima :-)))

      Usuń
  4. Ładna rzecz, ten Gdańsk. A Bałtyk, bez względu na temperaturę i bury kolor, kocham od dziecka i pewnie do śmierci mi tak pozostanie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Bylas w moim rodzonym miescie! Bardzo blisko od mola w Sopocie byla porodowka i tam sie narodzilam :)
    Sopot kocham, Gdansk tez, nie bylam juz tam od siedmiu lat :( i nie wiem, kiedy bede.
    Z Polska lacza mnie tylko groby na cmentarzu (pieknym!) w Oliwie....

    OdpowiedzUsuń
  6. Polakow spotka wszedzie.
    Ostatnio mialam zabawna historie.
    Odstawialam znajomka na cruise ship w Miami. Polak oczywiscie, zalogant.
    Ze wzgl na waskie nabrzeze i ogromny ruch, bo cumowalo z 5 cruisow (jeden lekko 1500 pasazerow, nie liczac zalogi :)) - mozna jedynie zatrzymac sie, wyladowac bagaze i ponaglaja do odjazdu. Mimo, ze zatrzymalam sie na poboczu. Wiele osob tak stoi i szuka swojego statku.
    Mimo, ze mialam przepustke - crew/zaloga- zaraz podszedl do mnie szef ruchu, a potem policjant, dajac mi zaledwie 5 min.
    Kiedy juz kolega wypalil papierocha i pozegnal sie ze mna, wskoczylam do auta i dojazdzam do linii, zeby chamsko wcisnac sie w linie (inaczej nie da rady, nie ma sentymentow, wszyscy-glownie bus i vany kursuja jak mroweczki). Jezdze SUV, wiec jest stosunkowo wysoki. Stojac przy linii slysze:
    -Kurwa, patrz, zaraz przypierdoli w tego vana.
    - Nie przypierdole, wiem, jak sie wcisnac!. Milego dnia!

    Panow zaskoczylo, niemniej i mnie :)
    Takie to spotkania:)

    OdpowiedzUsuń