środa, 16 sierpnia 2017

Berlin czyli jak długi mógłby być ten tytuł gdyby mnie poniosło

Wakacje dawno się skończyły, a ja nic właściwie Wam nie pokazałam. Jako że "ładne" zdjęcia nadal siedzą nie w tym miejscu co trzeba, zdecydowałam że zacznę nieco od doopy strony, czyli od przedostatniej wycieczki, tylko i wyłącznie dlatego, że WSZYSTKIE fotografie zostały zrobione telefonem komórkowym.  A to tylko i wyłącznie dlatego, że niestety akurat wtedy właśnie, jedyny raz w czasie całych wakacji, cały dzień padał deszcz i nie chciałam moczyć aparatu.
Zacumowaliśmy w Warnemunde koło Rostocka, stamtąd do Berlina jest trzy godziny jazdy. W Berlinie spędziliśmy siedem godzin. To był bardzo długi i wyczerpujący dzień, bo wycieczka odbywała się w charakterze błyskawicznym, pobiliśmy chyba nawet Japońców. No ale przewodniczka chciała nam jak najwięcej pokazać, a że niestety padało, to wszystko trwało dłużej niż zwykle. Postaram się Wam więc pokazać co widziałam, z krótkim komentarzem. Kto spodziewa się opisów historycznych ten się zawiedzie, bo nie mam takiego zamiaru, można sobie wszystko wyszukać w internecie. To jest Berlin taki jakim ja go wtedy widziałam. A na końcu będzie puenta.

Charlottenburg. Nie wchodziliśmy do pałacu, prawdopodobnie w słoneczny dzień wygląda on imponująco, dla nas był taki sobie. Przewodniczka opowiadała nam o historii Berlina, o różnych księciach i księżniczkach. Nie miałam pojęcia, że to takie młode miasto.



A tak to wyglądało z okna autobusu. 


Co mijaliśmy, nie pamiętam. Komórka mi podpowiada, że to poniżej to Schoneberg.  


Tiergarten i ambasada chyba Arabii Saudyjskiej.


A to Muzeum Historyczne Niemiec, w miejscu jakby właśnie do tego przeznaczonym.


Bo Muzeum to jest zaraz koło miejsca, które stanowi wielką i niezaprzeczalnie tragiczną część historii miasta. Pozostałości Muru Berlińskiego. 



A pod resztkami muru bardzo fajne miejsce upamiętniające. 
Jedyne miejsce upamiętniające historię III Rzeszy, jakie spotkałam.  


Bardzo dużo ciekawych informacji, między innymi na ścianie taka modlitwa do Furhera. Może ktoś przetłumaczy?




A potem pani przewodniczka pokazała nam, jak wyglądała granica między wschodem a zachodem, Tak wygląda strona wschodnia. 


Prawa noga na wschodzie, lewa na zachodzie. 


A jak na wschodzie, to oczywiście muzeum Trabanta.



A nawet właśnie jakiś zjazd Trabantów był, się okazało. 


Takie kolorowe rury biegną w niektórych miejscach przez Berlin. Pani przewodniczka żartowała, że płynie w nich piwo. W rzeczywistości są to rury melioracyjne, osuszające miasto, ponieważ wody gruntowe są tu bardzo blisko powierzchni. 



A to tak zwany Checkpoint Charlie, czyli słynne przejście graniczne między wschodem a zachodem. Słynne, bo grało w wielu filmach, między innymi Bridge of spies z Tomem Hanksem (Most Szpiegów) czy bardzo świeżo - Atomic Blonde z Charlize Theron. No i wciąż niektórzy pamiętają, jak z niego musieli korzystać. 


Można sobie popozować do zdjęcia z aktorami udającymi Niemców i przybić nawet pieczątkę do paszportu. Nie wiem czy do prawdziwego, nie sprawdzałam :-)


Minęliśmy Muzeum DDR. 


Bardzo ładne charakterystyczne budynki. Jak wiadomo, Berlin został niemal doszczętnie zniszczony pod koniec wojny, wielu budynków nie odbudowano w pierwotnej postaci, niektóre pozostawiono uszczerbione dla potomności. W ogóle, odniosłam wrażenie jakby miasto wciąż było miejscem wielkiej budowy, 


Na luncz poszliśmy sobie do takiej oto fajnej restauracji. 


Gdzie obsługiwali tacy fajni kelnerzy. 


I obrazek z drugiego końca stołu. My też mieliśmy braci bliźniaków, kogoś mi jakby przypominali ;-)


A oto obiadek. Podobno typowy, niemiecki. Nnno ja myślę! Pierwszy raz w życiu jadłam golonkę.


Jeszcze trochę architektury na Friedrichstrasse.


A tu już Katedra Niemiecka na Gendarmenmarkt. Od doopy strony.  


A obok taki fajny sklepik. 


Gendarmenmarkt i gmach opery.


A to Katedra Francuska. Taka sama jak Niemiecka tylko z innej strony placu. 


A niedaleko (podobno) najsłynniejszy na świecie sklep z czekoladą. Rausch. 


Napisane było żeby nie dotykać, to nie dotykaliśmy.


To są czekoladowe rzeźby. Bardzo duże czekoladowe rzeźby. Taką iglicę widziałam później przez szybę w Berlinie zachodnim.



A w tym hotelu był najlepszy kibelek jaki widziałam, ale mi komórka padła akurat wtedy właśnie, dobrze że się zreanimowała po dwudziestu minutach, bo chyba bym płakała.


A tu - słynny pocałunek braterski na pozostałościach muru na Muhlenstrasse. 


W ogóle, bardzo fajny pokaz sztuki muralnej na tej ścianie. 


A poniżej Altes Museum, czyli Stare Muzeum na placu Lustgarten. 


I Katedra Berlińska. 


I fontanna.


A potem pojechaliśmy zobaczyć miejsce, które Amerykanie nazywają Holocaust Memorial (Pomnik Holocaustu), ale oficjalna nazwa to Memorial to the Murdered Jews of Europe (czyli Pomnik Pomordowanych Żydów Europy), niezwykłe miejsce. Na blisko dwóch hektarach poustawiano takie oto, różnej wielkości bloki. 


Niezwykły labirynt, w którym nie da się pobłądzić. 


Chłop. Dla niego miejsce to nie miało większego znaczenia, ale dla mnie było niesamowite. Przytłaczające. 


A potem zostały nam do zaliczenia jeszcze tylko dwa miejsca. Słynna Brama Brandenburska. 


Selfie. Co nastąpiło potem, nie nadaje się do upubliczniania :-)


A to słynny hotel Adlon. Z czego słynny? Ano, w oknie tego hotelu stał oniegdyś świętej pamięci Michael Jackson i telepał swym najmłodszym dziecięcem w kocyku. Wskutek czego dziecię otrzymało przydomek Blanket. Czyli Kocyk.


Brama Brandenburska od tyłu.


A tu kawałek Reichstagu. 


I Reichstag, czyli Bundestag, jak kto woli. Z okna autobusu. Pani wytłumaczyła, że aby można było zwiedzić budynek, należy zarejestrować się na cztery dni przedtem. Po przybyciu w danym dniu należy zarejestrować się przy bramie, odstać swoje w kolejce, potem stać w następnej kolejce do budynku, gdzie należy potwierdzić rejestrację, a potem stać w następnej kolejce w celu kontroli osobistej i potwierdzenia rejestracji. Ja i tak uważam, że warto, bo budynek ogromny i na pewno wart odwiedzenia. 


I taka to była moja wycieczka. W tym miejscu przypomnę, że wakacje moje to była podróż statkiem, trochę tylko mniejszym od Titanica. Każdego niemal dnia byliśmy w innym porcie i z każdego miejsca próbowaliśmy zaczerpnąć najwięcej ile się dało. Taka metoda oczywiście gwarantuje zwiedzenie zaledwie po łebkach, ale daje możliwość zaczerpnięcia klimatu i późniejszej decyzji, czy warto byłoby zwiedzić dane miejsce dokładniej, czy wystarczy nam to co zobaczyliśmy. 
Uważam, że Berlin jest wart dokładniejszego zwiedzenia. Jest to wielkie, piękne, dość zaniedbane miasto, które wciąż nabiera świetności. Jego historia jest niezbyt długa, ale ściśle powiązana z tragicznymi wydarzeniami przeszłości. 
Powiem szczerze, że pomimo tego, co napisałam powyżej, moje uczucia w trakcie zwiedzania były bardzo ambiwalentne. Zdumiało mnie coś co określiłabym mianem "dziury historycznej". Pokazano nam pobieżnie Berlin "przedwojenny", a potem natychmiast przeskoczono do sławetnego muru i podziału miasta przez aliantów. I jaka to straszna tragedia była. I jak oni do dzisiaj nie moga się z niej otrząsnąć. Nie, to nie Niemcy wywołali Drugą Wojnę Światową. To nie Niemcy grabili i mordowali. To ci wstrętni Naziści. Rozumiem doskonale taką postawę, wojna skończyła się już bardzo dawno, nie ma się czym chwalić przecież. Ale dla mnie to jak umywanie się od odpowiedzialności. Szczególnie przykre, że jako Polka mam świadomość, co Niemcy zrobili z moim krajem i co by mogło być gdyby tego nie zrobili. Dlatego tytuł tego posta powinien brzmieć:
"Jak Brytyjska turystka polskiego pochodzenia zwiedzała Berlin i dlatego wciąż nie może się pogodzić z tym, że najeźdźcy, którzy przegrali wojnę mają lepiej niż Ci, którzy tę wojnę wygrali, bo historia niestety jednym daje a drugim zabiera tylko dlaczego tak niesprawiedliwie".
Ament.

11 komentarzy:

  1. Naprawde chcesz tlumaczenia modlitwy do Hitlera? To mniej wiecej takie same bzdury jak "niech zyje nam towarzysz Stalin, co usta slodsze ma od malin" Teraz spiewa sie hymny Kaczynskiemu i Dudzie.
    Niemcy maja lepiej mimo przegranej wojny i mimo wielomiliardowych reparacji wojennych, ktore placa chyba do tej pory. Bo zamiast sie wyklocac miedzy soba, zabrali sie do roboty.
    Ja ostatni raz bylam w Berlinie (Zachodnim) w roku 1981 i opuszczalam go wlasnie przez Checkpoint Charlie. Nby na trasie do Lodzi przejezdzam obwodnica berlinska, ale jakos nie bylo po drodze go ponownie zwiedzic. Zmiany znam z przekaziorow, a tlumow nie lubie. Na niedzielny wyskok jest za daleko, wiec pewnie juz go nie zwiedze po przemianach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niemcy nigdy nie splacily w pelni reparacji wojennych. Te zasadzone po I wojnie swiatowej przestali placic, gdy Hitler doszedl do wladzy w 1933. Te po II wojnie swiatowej przestali placic w 1953 roku, gdy Polska zrzekla sie ich od Niemiec Wschodnich pod naciskiem ZSRR (w zamian za granice na Odrze). Skorzystaly na tym Niemcy Zachodnie, bo rzad niemiecki uznaje ze Niemcy to przeciez jednosc. Reparacje wojenne wyplacane sa do dzisiaj jedynie Zydom.
      Niemcy maja lepiej, bo zaopiekowali sie nimi zachodni alanci, a Polska niestety dostala sie pod "opieke" komunistom. Jak dla mnie to dzisiaj juz za pozno na wyklocanie sie o odszkodowania. Szlag mnie tylko trafil, gdy dowiedzialam sie ze Ruscy odbudowali w calosci Leningrad bo dostali dodatkowe odszkodowanie za zniszczenie dziedzictwa kulturowewgo. A Warszawa to kurde co???

      Usuń
  2. I tak to jest, co byśmy zrobiły bez komórek, to jednak najlepszy aparat fotograficzny :-)))
    Ale że tyle zwiedziliście to podziwiam... tempo bylo chyba niesamowite.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I nawet te zdjecia nie takie znowu straszne :-)

      Usuń
  3. Historia zrobiła mojej rodzinie takie kuku, że część (w tym jedna żona z dziećmi i ciążą) znalazła się w Niemczech, a część (w tym samotny mąż i ojciec) w Polsce. Dziś te dorosłe dzieci dowiadują się, jak było, przyjeżdżając co roku do Polski i ucząc się historii zupełnie od nowa, z oczami jak pięciozłotówki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A bo kazdy kraj ma swoja historie. Taka jaka zapisza w ksiazkach. Dlatego nigdy nie lubilam uczyc sie historii, za to poznawac rozne fakty z ust innych ludzi to jak najbardziej.

      Usuń
  4. "Sprawideliwosc", podobnie jak "demokracja" to taki PR, zeby nam sie wydawalo, ze to wszystko ma sens ii sluzy jakiejs wiekszej sprawie.
    Faktem jest,ze racje maja zawsze wygrani.
    Niemcy wygrali na podziale a potem zjednoczeniu. Nikt dzisiaj nie pamieta "skoku Walesy", ktory byl bodzcem na przemiany w calej Europie wschodniej. Dzis wszyscy mowia o upadku muru berlinskiego, ktory zakonczyl okres zimnej wojny, ect...

    Nauka historii. Oj, tutaj u mnie to sa dopiero wynalazki.
    Powszechne stalo sie mowienie "polskie obozy koncentracyjne", kojarzenie jedynie Oswiecimia z Holokaustem. Zreszta mam wrazenie na super wybiorcze traktowanie historii.
    Ale to moje zdanie.

    Mnie wlasnie ciekawilo, jak to plywajac po Baltyku zwiedzacie Berlin, kiedy od Rostocku to kawalek drogi.
    Jak odbierasz takie wakacje na cruise?
    Polakom sie na Karaiby. To nie bedzie zwiedzanie tylko wielkie obzarstwo i plazowanie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wakacje na cruise sa ekstra, jedyne czego mi brakuje to plaza, bo lubie cieplutki piasek i brodzenie po falach. Dlatego ostatnim razem robilismy pol na pol, tydzien na plazy a tydzien cruise. Tym razem bylo wyjatkowo, ale na to sie wlasnie nastawialismy. Obzarstwo i tak bylo, a nawet lezakowanie na sloncu. Karaiby beda, poczatkowo myslalam o podrozy poslubnej w tamte tereny, ale teraz sie zastanawiam nad czyms bardziej egzotycznym. Mauritius, Tajlandia, a moze Nowa Zelandia? :-)

      Usuń
  5. Bardzo efektywnie spędzony czas! :)
    Akurat w Berlinie nie byłam, ale może kiedyś uda się nadrobić....

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak na zdjęcia z komórki, wyszły świetnie. Oddają ducha Berlina, który odwiedziłam już wielokrotnie, za każdym razem znajdują coś innego, nowego do podziwiania. Chociaż w Reichstagu jeszcze nie byłam, te tłumy i czekanie w kolejce (a teraz jak się od Ciebie dowiaduję jeszcze wcześniejsza rejestracja) mnie przerażały zawsze i dlatego odpuszczałam.
    Ale może kiedyś tam zajrzę. Ten spiczasty budynek z czekolady to wieża telewizyjna, Fernsehturm. Warto wjechać na górę do restauracji. Ta kula się kręci i widzisz cały Berlin z góry, o ile jest ładna bezchmurna pogoda. :)
    Co do reparacji to już chyba taki mamy spadek historyczny.
    Z kolei rozumiem obecnych Niemców, że nie chcą utożsamiać i nie utożsamiają się z czasami wojny i panowania Hitlera. Ci współcześni nie czują się w żaden sposób odpowiedzialni za to, co zrobili ich dziadkowie, rzadziej ojcowie.
    Rzeczywiście ciężko jednak pogodzić się z tym, że jako państwo należące do bloku zwycięskiego gorzej na tym wyszliśmy, niż Niemcy, choć było to państwo przegrane.
    Alianci uratowali ich swoim patronatem nad Niemcami Zachodnimi.
    A my jako kolejne pokolenie ponosimy konsekwencje polityki w latach 50-tych pod panowaniem ZSRR.
    Warto wybrać się i zwiedzić dokładniej, polecam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Te wieze telewizyjna widzialam przez okno autobusu, ale zaledwie, bo wszystko bylo za mgla. Pewnie do Berlina wrocimy na dokladniejsze ogledziny, bo warto.
    Z tym utozsamianiem sie to uwazam ze masz zupelna racje, bo nikt nie powinien odpowiadac za grzechy przodkow. Dane nam bylo sie urodzic w takim nieszczesliwym kraju i tyle. Ale... (oczywiscie musi byc "ale") II wojna swiatowa stanowi wielki dzial historii w kazdym niemal europejskim kraju, w kazdym razie w UK to jest osobny rok nauki w szkole. Ciekawa jestem jak to wyglada w Niemczech. Podejrzewam, ze tylko wybiorczo i jednostronnie.

    OdpowiedzUsuń