A było to tak, że pogoda była piękna, więc otworzyłam drzwi salonowe, a one powoli, ostrożnie, powychodziły na chwilę, żeby zaraz powracać. Pokazałam im też, że klapka jest już do użycia, więc zaczęły sobie swobodnie wychodzić, nie chciały na dworze przebywać za długo na początku, ale już teraz po tych dziesięciu dniach poczynają sobie całkiem swobodnie, Tiguś na przykład dzisiaj rano przegonił białego kota z posesji. Trochę mi go żal, bo jest mu ciężko się przecisnąć przez klapkę, nie że jest za duży, bo wiadomo że kot się wszędzie wciśnie, ale jakoś mu ciężko zginać łapy w kolanach. Bo kot wychodzi tak, że wciska najpierw głowę, potem przednie łapy i gdy te łapy dotkną gruntu, podkurcza po kolei tylne łapy i odpycha się nimi żeby wypchnąć całego kota. Tiggy tego zrobić nie może, więc musiał sobie opracować inną metodę, czyli zamiast odpychać się tylnymi łapami, uchyla przednie, czyli robi jakby pompkę, wskutek czego ciało przeciska mu się z wyprostowanymi tylnymi łapami. Może kiedyś sfilmuję to zobaczycie różnicę. Wydaje mi się, że Tiguś może mieć już artretyzm, w końcu to już senior. Zapytam weterynarza przy następnej kontroli, bo to kot nadal aktywny, choć lubi sobie coraz dłużej i częściej poodpoczywać.
Śmieszne jest obserwować, jak koty wracają do domu. Pokażę Wam na podstawie poniższego obrazka. To jest obszar o którym mowa:
A tak one wracajo do domu:
Koty śpią w domu gdzie chcą, najczęściej jedno na drapaku a drugie w domku, czasami na sofie. Kiedy remontowaliśmy żółty pokój, zdjęliśmy z łóżka osłonę materaca, która jest po prostu pianką memory foam (po polsku chyba termoelastyczna) i położyliśmy tymczasowo w gabinecie na starym biurku, które ma być w przyszłości wyniesione do garażu. Od razu pianka została zaadoptowana przez Tigusia, któru zrobił sobie tam permanentne łóżko, więc nakryłam to kocykiem, niech ma na razie.
Po wczorajszej ponownej przeprowadzce z pokoju do pokoju Migusia trochę się boczyła. Spędziła wieczór pod biurkiem w gabinecie, ale znudziło jej się, więc sobie poszła na podwórko. Biedna, myślała pewnie, że jak opróżniliśmy pokój to znowu się będziemy przeprowadzać :-) Chłop poszedł do starego domu coś tam przynieść, a kiedy wrócił, oznajmił że widział oba koty nad stawem. Bo od frontowej strony domu mamy staw, ścieżka prowadzi dosłownie spod domu. Zdziwiłam się trochę, bo że Tiggy tam się zapuszcza to podejrzewałam, ale że Migusia to nigdy. Późno już było, poszłąm sobie pod prysznic, wychodze i słyszę nagłe wrzaski Chłopa. Wypadam z łazienki, patrze, a tam w gabinecie dantejskie sceny. Chłop trzepie coś z biurka, z krzesła, z siebie, och ach, ten kot jest cały usyfiony! Wskoczył mu na kolana a z kolan na biurko i teraz sodomia i gomoria, bo wszystko utytłane błotem! No to ja za kota niewiele myśląc i pod prysznic, bo rzeczywiście, łapy aż po kolana w błocie, całe schody aż do piętra wysmarowane. A ten cholerny prysznic, jak zwykle to korek normalnie się zatyka i stoi się po kostki w wiodzie, to teraz nie chciał za cholerę się zatkać, a plan miałam taki żeby napuścić trochę wody i wsadzić tam kota żeby tylko dół łapek z błota umyć. A dzie tam! Ja wodę do brodziku, kota do wody, a tam woidy już nie ma. I tak ze trzy razy. Zamknęłam kabinę w końcu z kotem, odwracam się i wrzeszczę do Chłopa, żeby przylazł na pomoc, no to ten leci, ale zanim doleciał to kot już z prysznica wyskoczył, do teraz nie wiem jak, i wysmarował całą podłogę w łazience zanim go dorwałam. Złapałam za fraki i niezadowolonego zaniosłam na dół, po drodze łapiąc ze schodów czarną koszukę Chłopa, którą ten był sobie przygotował do zniesienia do prania. W kuchni rzuciłam koszulkę na podłogę i wytarłam w nią kocie łapy. Wyglądało to tak, że trzymając w dwóch rękach drącego się kota przesuwałam jego zesztywniałe ze strachu łapy po czarnej koszulce. Na szczęście łapy były na tyle sztywne, że udało mi się usunąć część błota spod spodu, resztę pozostawiając obrażonemu czworonogowi do samowyczyszczenia.
Po czym zamiast do łóżka, udałam się do usuwania skutków katastrofy. Prywatna inwestygacja nie udowodniła wprawdzie, niemniej jednak z wielkim prawdopodobieństwem założyła, że musiał biedak za blisko wody podejść, a najpewniej pośliznął się na drewnianym pomoście i wpadł dwoma łapami do wody, która przy brzegu ma ze dwa centymetry. Po czym tak się przeraził, że w te pędy pognał do domu, tak że błoto nie zdążyło na nieszczęśniku wyschnąć. Ciekawe czy da to mu coś do myślenia??
Musisz koniecznie w kocich drzwiach zainstalowac mechanizm przytrzymujacy kota i sprawdzajacy stan jego odnozy i jesli test wypadnie niepomyslnie, jakies urzadzenie myjace. )))
OdpowiedzUsuńTaki jak na myjni samochodowej, he he he!
UsuńTo se teraz państwo własnemi drogamy na włości powraca. W stawie masz rybki? Bo jak masz, to nie wiem, czy mokra nauczka coś pomoże. I myjkę z suszarką mus będzie przed klapką zainstalować hre hre hre.
OdpowiedzUsuńRybki rto nie wiem, ale kaczki som :-)))
UsuńJi na surowo? :)))
UsuńMoze do domu kiedys przyniesie, na obiad bedzie :-)))
UsuńFajne są te różne trasy kocie do domu. Muszę się Ciebie podpytać, jak nauczyłaś koty włażenia do domu, chociaż do domu pewnie łatwiej, niż u mnie do garażu na przeczekanie.
OdpowiedzUsuńNiezłą historia z tym utytłanym kotem, to się musiał strachu najeść, a i Ty miałaś pracy w bród!
pozdrowienia :)
Napiszę Ci w komentarzu u Ciebie :-)
UsuńDa mu da do myślenia :-)
OdpowiedzUsuńKoty nie lubią takich niespodzianek.
A czy one nie mogą chodzić oba ta samą trasa ??
Już tyle razy tłumaczyłam i pokazywałam, nie i nie. Oporne na wiedzę te moje kocie dziecka :-))
UsuńŁojezu, ale się narobiłaś przy tym rysunku...
OdpowiedzUsuńE tam, parę maźnięć w paincie :-)))
Usuń