poniedziałek, 3 kwietnia 2017

Po weekendzie

Powiem szczerze że nie przypuszczałam, że mnie ta wyprowadzka tak wykończy. Zauważyliście pewnie, że nie było humoru piątkowego, chociaż Wasze blogi czytałam. Nie komentowałam jednak i nie odpowiadałam na komentarze. Miałam trochę urwanie głowy w pracy w zeszły piątek, a jeszcze musiałam klucze od domu do prawnika zawieźć. Bardzo źle się też czułam, po prostu masakra, co tam opowiadać... Chłopa wysłałam do kina z kolegami, bo chciałam sobie odpocząć. Wykąpałam się i położyłam w łóżku z książką. Padłam około jedenastej, nawet nie wiedziałam kiedy wrócił.
W sobotę miałam turniej badmintona cały dzień, z pomocą farmakologiczną udało mi się jakoś przetrwać ten dzień, ale po powrocie padłam jak kawka około dwudziestej, coś tam niby oglądałam w telewizorze, leżąc na kanapie z nogami na Chłopie, ale nic nie pamiętam. Poszłam do łóżka koło dziesiątej i spałam jak zabita do ósmej rano następnego dnia. A w niedzielę poszliśmy sobie na fajny spacerem na Arthur's Seat (taka góra), zabierając moje dziecięcie z nami, bo mieszka od góry rzut beretem to co będzie sam w domu siedział. I tak nam zleciał weekend.
Powiem, że gdyby nie koty, to byłoby fantastycznie, ale niestety nie jest. To znaczy jest fantastycznie jak na warunki, bo oba zwierzaki adaptują się świetnie, tęsknoty jakoś nie widać, a nawet zachodzi niebezpieczeństwo, że trzeba będzie uważać z wyjściem, bo Migusia coraz częściej na wycieraczce pod drzwiami przesiaduje (takiej specjalnej wewnętrznej). Dzień wygląda tak: szósta rano drapanie i walenie łapą o drzwi. Syczenie, pokrzykiwanie, nic nie działa. Jak już nie możemy wytrzymać, któreś z nas wstaje i idzie do ubikacji. Kotom widać wystarczy zobaczyć, że żyjemy, bo nie wchodzą do sypialni i można iść spać nadal. Ale tuż przed siódmą (a budzik ustawiony na siódmą piętnaście, więc sami widzicie, masakra...) ponowne drapanie. Jak już nie dajemy rady wytrzymać, to w końcu Chłop wstaje i idzie dać im jeść. Wraca i możemy sobie poleżeć jeszcze z dziesięć minut, dopóki znowu nie zaczną. Jesteśmy wykończeni, bo taka rwana noc to nikomu dobrze nie służy.
Potem wstajemy i szykujemy się do pracy, albo tak jak a weekend, leżymy sobie a Miguśka chodzi nam po głowach. W czasie, gdy się szykujemy, koty chodzo za nami, paczo, ganiajo jeden za drugim jak gupie. Zanim zasiądziemy do śniadania, kotów już nie ma. Znikają. Zostaje tylko qupa w kuwecie.
Potem idziemy do  pracy albo gdziekolwiek, albo robimy co tam sobie robimy jak to jest weekend. Koty pojawiają się znienacka. Zazwyczaj w porze karmienia. Lub po powrocie z pracy. Boją się jeszcze drzwi wejściowych, więc na szczęście kiedy otwieramy, one wieją w zaciszne miejsce w gościnnej sypialni, która teraz też jest graciarnią. Chociaż w sobotę Tiguś czekał na mnie pod drzwiami, pewnie rozpoznał dźwięk samochodu. Potem koty jedzą, robią qupę, siku i bawią się razem albo z nami. Migusia jest odważniejsza, szybciej wskoczyła na parapet, Tiggy początkowo bardzo się bał. Przełom nastąpił wczoraj, kiedy siedzieliśmy sobie z Chłopem w ogrodzie pijąc drinki, być może posłyszał nasze głosy, być może posłyszał ptaki, któych tam jest naprawdę dużo. W każdym razie wskoczył na parapet w sypialni i obserwował. Od tego momentu wskakuje sobie na parapet i ogląda. Wieczorem wszyscy siedzimy sobie w domu, bawimy się z kotami, koty bawią się ze sobą i jest ok. Wygląda to groźnie, bo jak zwykle Tiggy gryzie Migusię, a ta wrzeszczy, prycha i ucieka, ale za chwilę przybiega i skacze na niego z całym rozpędem, prowokując do zabawy. I tak co chwila, zbieram tylko kłaki z wykadziny. No ale to chyba dobrze, przecież muszą się gdzieś wybiegać. A potem wszyscy idziemy spać, my barykadujemy się w sypialni, a koty śpią gdzies w kryjówce. I tak to wygląda. Nie mogę się doczekać, kiedy będziemy mogli je wypuszczać.

A na koniec pokażę Wam kilka zdjęć. Ciężko jest zrobić, bo albo koty są w ruchu albo widząc komórkę, specjalnie się odwracają. No ale kilka mam.

Do domu tymczasowego kotki dostały kolejny kartonowy drapaczek. W całości zaanektowany przez Tigusia.


Tak sobie siedzą.


Jak widać, nowy drapaczek pasuje Tigusiowi jak ulał :-)))


Migusia to raczej nieuchwytna modelka.


No chyba że od tyłu.


Jak sobie powiększycie to i kolejne zdjęcie, to zobaczycie na co ona tak paczy. A jak nie widzicie, to Wam powiem - na ptaki. Bo w tym drzewku pełno jest ptaszków. 



A tu zabawa w "znajdź kotka"


Albo "znajdź dwa kotki"




A tu zdjęcie pod tytułem "I tyle mnie widzieli"


Tigunio...


Tak tez śpio :-)


I to by było na tyle. Marzę, aby już się znaleźć w nowym domu...



7 komentarzy:

  1. A kiedy ma nastapic ten wiekopomny moment przeprowadzki na nowe?

    OdpowiedzUsuń
  2. A dlaczego się zamykacie w sypialni? Co?!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Juz pisalam nieraz. Miguska po nas skacze i nie daje spac. Jedna noc, dwie tak mozna wytrzymac, ale nie zycie cale. Leza sobie na lozku, dopoki nie idziemy spac, potem niestety wedruja za drzwi. Same wedruja, nie trzeba specjalnie wyrzucac. A ze sie dobija? No to trudno, podobija sie i przestanie.

      Usuń
  3. No właśnie , dlaczego się zamykacie ? ;-)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak wyzej. My nie mamy nic przeciwko spaniu kotow na lozku, ale skakanie po glowie to troche przesada. Nic im nie bedzie, ostatniej nocy juz bylo lepiej. Slyszalam tylko ganianie stada sloni po domu przez pol nocy :-)

      Usuń
    2. No tak, skakanie po głowie nocą to koszmar ;-)
      Nie ma zlituj !

      Usuń