Mieliśmy już kupione bilety do kina na specjalny pokaz "Księgi dżungli" w Imaxie 3D na dwunastą w sobotnie południe, więc pojechaliśmy, ale zaczęłam marudzić, że taki piękny dzień a my w ciemnicy siedzieć będziemy jak wampiry jakieś, szkoda dnia marnowac i takie tam, więc po filmie zakupiliśmy sobie jedzenie w markecie i pojechaliśmy do Ogrodu Botanicznego.
Rośliny dopiero się budzą, więc jeśłi chodzi o botaniczną stronę spaceru, to było tak sobie, ale słońce świeciło i było naprawdę pięknie, więc pochodziliśmy sobie trochę. A potem trochę usiedliśy na ławeczce, żeby skonsumować przyniesione ze sobą dobra kulinarne.
A potem sobie znowu troszkę pochodziliśmy. Jak mówiłam, roślinność dopiero budzi się do życia.
Trafiliśmy na kawałek nieba :-) I trochę sobie tam spoczęliśmy, żeby pokarmić zwierzątka, bo Chłop, oprócz kluczy, notesów, kamieni, glatarek i gwiździ, nosi ze sobą zawsze orzeszki, jak gdzieś wychodzimy.
Karmiliśmy więc wiewiórki.
Robiliśmy sobie selficzki.
Karmiliśmy sroki.
I znowu wiewiórki i znowu sroki.
I nawet takiego małego ptaszka też karmiliśmy.
Powróciliśmy do domu wieczorem, zmęczeni ale szczęśliwi. Miguśka znowu dała popis i wyskoczyła z domu. Na szczęście uszła tylko do samochodu. Co ja z nią mam!
Ten maluszek to rudzik, zwany rowniez raszka. Taki ze mnie ornitolog!
OdpowiedzUsuńOraz bardzo dziwne macie te wiewióry, wcale nie rude.
No niestety, wiewiorki szare zostaly przywiezione z Ameryki do Wielkiej Brytanii dwiescie lat temu i wyparly normalne rude. Bo to gatunek bardzo inwazyjny jest. Lepiej zeby go nie zadomowic w Europie.
UsuńWreszcie relaks, po takiej przeprowadzce należało wam się :-)
OdpowiedzUsuńMnie też uszczęśliwia karmienie wszystkiego, co się rusza. Nawet komarom nie żałuję :)
OdpowiedzUsuńJakimś cudem nie miałam Cię na liście blogów, szybko uzupełniłam, teraz będzie mi łatwiej być na bieżąco. I poza tym widzę, że sporo mam do nadrobienia. U nas też ostatni weekend był pierwszym, kiedy można było odsapnąć troszkę.
OdpowiedzUsuńpozdrowienia z Bremerhaven