poniedziałek, 13 marca 2017

Żaby kumkają, musi wiosna idzie!

Na zakończenie stosunkowo nudnej i przygnębiającej soboty zarządziłam wymarsz, bo mnie już cholera brała od tego nic-nie-robienia.  No bo tak, rano się wstało, trzeba było iść na małe zakupy, a w samo południe mieliśmy umówioną rozmowę telefoniczną z bankiem, która wkurzyła mnie aż do białości, bo do czerwoności to się wkurzył Chłop. Nie będę Wam tu opowiadać zawiłości technicznych, ale chodziło o kredyt na dom, który mieliśmy w zasadzie przyznany a aplikacja miała być tylko formalnością. No, niestety nie dla pana po drugiej stronie słuchawki, który usiłował nam wmówić bzdury, powołując się na szczegóły biurokracyjne. Które nijak nam nie pasowały do rzeczywistości. Gdy w końcu, obalając kolejny argument pana, wysyczałam powiedziałam "Ale my mieszkamy w Szkocji...", pan oznajmił że niestety na Szkocji to on się nie zna, a poza tym ma limit (jaki k*r*a limit???), i w ogóle to on od poniedziałku na urlop idzie. I wtedy właśnie się zagotowałam do białości. Chłop potem powiedział, że poniosło mnie trochę. No poniosło, ale do cholery jasnej nie jesteśmy biedakami żeby żebrać o jałmużnę, tylko porządnymi klientami z doskonałą historią kredytową i w ogóle to moglibyśmy sobie ten cholerny dom kupić za gotówkę, tylko z kredytem się bardziej opłaca. Niedowiarkom powiem tylko, że tutaj kredyt na zakup domu można dostać na 1,5 procenta, a depozyt w banku można mieć oprocentowany na 2 do pięciu procent. Wystarczy przeliczyć różnicę. No, to wracając do banku. Jesteśmy porządnymi klientami i wybraliśmy ten właśnie bank, bo mamy w nim konto i uważamy że byłoby po prostu łatwiej, ale jest tyle korzystnych ofert na rynku, że my naprawde nie musimy z nimi współpracować. I że to oni powinni zabiegać o klienta, bo dzięki nam bank ma zyski a ten pan pracę. A my potrzebujemy decyzję do wtorku. Coś w ten deseń powiedziałam temu panu przez telefon, no to on na to że on nie może w tej chwili żadnej decyzji podjąć, ale już pisze email do swojej pani manager z opisem sytuacji i że sprawa jest na już. Kopię emaila rzeczywiście otrzymałam, a dzisiaj z samego rana rzeczona pani manager osobiście zadzwoniła i przeprosiła za zaistniałe nieporozumienie, że sprawa jest jak najbardziej do załatwienia i że ona mi już znalazła kogoś, kto się zna na szkockich realiach (bo prawo jest inne niż w Anglii) i umówiła mi spotkanie telefoniczne najszybciej, jak to tylko dla nas możliwe, czyli w czwartek rano. No, to mały sukces.
Wróćmy jednak do tej nudnej, mało ciekawej, pochmurnej, ciągnącej się jak flaki z olejem soboty. Po tej rozgrzewającej nerwy rozmowie telefonicznej walnęliśmy sobie po drineczku, po czym każdy polazł w swoją stronę, czyli Chłop na komputer, a ja na drugi, bo skoki trza było oglądać. A na kolację wsunęliśmy po wagyu burgerze z kolesławem, po czym nie wytrzymałam i zarządziłam spacer. Co z tego że późno, mamy latarki. I poszliśmy. I był to pierwszy normalny spacer w tym roku, nie licząc noworocznego wypadu. Szkoda że nie włączyłam, endomondo, ale i tak było fajnie. Pochodziliśmy trochę po osiedlu, a potem nogi nas poniosły w stronę nowego domu. Ciemno w oknach, nikogo nie było, samochodów na podjeździe też nie było, pewnie wyjechali. Pooglądaliśmy sobie z każdej strony, podeszliśmy nad sadzawkę, która jest dosłownie tuż za oknem. Fajnie tak, z jednej strony staw, a za płotem pola. Cicho, spokojnie, dom jest dosłownie na końcu miejscowości. Udaliśmy się w stronę ścieżki wzdłuż tego właśnie pola, żeby kontynuować spacer i zobaczyliśmy to:



Dla tych, co nie widzą, to są żaby. Pełno żab. Zdjęcia są do kitu, bo ciemno było, ale bylo ich tam mnóstwo, tych żab. Nie jedna na drugiej, bo w rozproszeniu,  skakały, kumkały, wyglądały jakby czegoś wypatrywały, seksów się żadnych nie dopatrzyliśmy ale wyglądało to na gody. W końcu to marzec! I tak sobie szliśmy tą ścieżką wzdłuż pola, uważając żeby nie nastąpić na żaby. Nigdy nie widzieliśy tylu żab. Chłop powiedział że było ich ze sześćset, nie wiem, może policzył :-)
I tak to zleciało. Najważniejsze że wiosna, prawda?

4 komentarze:

  1. Ja pierdziu! To już druga, która natycha mnie do napisania postu na jeden i ten sam temat!

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja wlasnie napisalam post o zimie:)))

    OdpowiedzUsuń
  3. To bedziecie mieli fajne zabie koncerty pod oknem sypialni, w stawie ogrodkowym.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciekawe w sumie, jakie są plusy i minusy mieszkania z żabami;)
    pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń