poniedziałek, 27 czerwca 2016

Weekend po referendum

To było straszne. przyznam się że czegoś takiego jeszcze nie przeżyłam. Zgroza dławiła mi gardło, nadęte do granic rozpiętości myśli rozsadzały głowę, a w uszach nieustannie dźwięczał jeden jedyny dźwięk: "Nieeeeeeeeeeeeee!!!!" Usta szeptały bezgłośnie modlitwę do wszystkich bogów świata, aby odwrócili ten los nieszczęsny, to fatum które na nasze głowy spadło brzemieniem tak straszliwym że zatrzęsła się ziemia i wszystkie nadzieje runęły w posadach jak zamki z suchego piasku...

Ha ha ha! No chyba nie myślicie że społeczeństwo nie ma nic innego do roboty tylko siedzieć i rozpaczać nad wynikami referendum? Tak, byliśmy w szoku jeden dzień, ale żyć trzeba dalej, w przyrodzie wygrywa ten kto szybciej przystosowuje się do nowej rzeczywistości.
Osobiście piątek był dla mnie bardzo napiętym i stresującym dniem, głównie z powodu spadku wartości funta, a jak pisałam wcześniej zależało mi na tym aby kurs był jak najniższy. Nie mogłam czekać do tego tygodnia z różnych względów, maszyna ruszyła i zależało mi tylko żeby jak najlepiej przewieźć ten pociąg właśnie w piątek. Zrobiłam, wydaje mi się, najwyborniejsze posunięcie tamtego dnia i choć dzisiaj mogłabym zyskać jeszcze odrobinę, nie żałuję bo mam to co chciałam a nawet dużo więcej, ale kosztowało mnie to dużo nerwów, bo kursy walut latały tam i z powrotem jak zwariowane, czułam się jakbym grała w kasynie, naprawdę. No a potem stres trzeba było jakoś odreagować, więc odreagowałam go małym wypadem do tego kraju zdradzieckiego, do Anglii :-)

No i właśnie o tym jest ten post, bo udao mi się połączyć pożyteczne z przyjemnym i zrobić parę zdjęć, komórką co prawda, ale wydaje mi się że wyszły dobrze.
Tak więc weekend spędziłam w cudownym Yorkshire, a pogoda była przepiękne. W sobotę wybraliśmy się na rowerach z samego rana do małego miasteczka Filey, bo tam miał być festyn. A jak festyn to wiadomo, zabawa i w ogóle, fajnie zobaczyć. No ale najpierw morze...



Oczywiście musi być coś w kolorze różowym :-)


Morze było spokojne, niebo błękitne...


Samoloty latały nad głową...


Ludzie sobie spacerowali od samiuśkiego rana...





Niektórzy łowili ryby...


Niektórzy wyprowadzali pieski...



Niektórzy pływali łódkami...


A już na terenie festynu, na przykład taka wystawa starych samochodów.



Scena jest ciągle jeszcze przygotowana. Sam festyn dopiero się miał zacząć.



Na stoisku jednego z banków można było sobie zakręcić kołem fortuny, ot tak, żeby coś wygrać. Powiedziałam do pani że ja taż chcę, bo chcę wygrać ten dom. Zakręciłam i wygrałam... ten domek antystresowy :-) Zajmuje teraz zaszczytne miejsce na biurku w pracy. Będę se go ściskać jak mnie złość najdzie :-)


W sumie to festyn jeszcze się nie zaczął, ale obejrzeliśmy sobie wszystkie stanowiska, popróbowaliśmy co tam dawali do popróbowania i pojechaliśmy dalej. Wzdłuż plaży.




A w drodze powrotnej wstąpiliśmy do parku karawanowego. Tak, pełno tutaj takich parków karawanowych, ludzie przyjeżdżają tutaj tłumnie na wakacje, bo tu jest po prostu fajnie. Wbrew temu co sądzą niektórzy, takie caravan parki nie są miejscem zamieszkania biedoty, to po prostu ośrodki wypoczynkowe, pięknie i czysto utrzymane, z basenami, sklepami, restauracjami, balami i co tam jeszcze komu potrzebne.


Małe jeziorko na terenie ośrodka, rodzice gęsi dumnie paradują z potomstwem, już prawie dorosłego wzrostu, choć śmiesznie kudłatym inie opierzonym jeszcze.








A potem był mecz Polska-Szwajcaria, gdzie mało na zawał nie zeszłąm, ale to tak jak większość która oglądała chyba. Więc po meczu obowiązkowy relaks w ogrodzie. 


A wieczorem spacer po terenach bardziej zadrzewionych. 



I tak mi minęła sobota. Spokój, uroki przyrody, ukojenie nerwów. No i czym się tu martwić?

Pozdrawiam serdecznie :-)



5 komentarzy:

  1. Acha, czyli psy szczekaja a karawana idzie dalej. A park karawanowy? To Anglicy tym biedakom karawany jeszcze dawali w ramach socjalu? No i komu tu teraz wierzyc? Ten sasiad i tamten sasiad wiedzom lepiej. :))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie Karolka, karawany za drogie na socjalne luksusy :-)))



      Usuń
  2. Podobajo mnie sie te karawanowe werandy, siedzialabym sobie na nich i rozmyslala i tym, co spowodowalo trzesienie ziemi na wyspach i o wielu innych mniej waznych wydarzeniach. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ach pięknie tam masz... szczególnie ta bliskość morza mnie pociąga... nie wiem co ja mam z tym morzem, ale ciągnie mnie do niego. Póki co, mieszkam na Śląsku...a Śląsk jak wiadomo wciąż walczy o dostęp do morza ;))))) (żarcik taki;)

    OdpowiedzUsuń
  4. U mnie podobnie było przy karnych. a dzisiaj kolejny stan przedzawałowy.

    OdpowiedzUsuń