czwartek, 9 czerwca 2016

O dużej dupie

Trzeba zmienić temat bo się komentarzami pod tym ostatnim rozemocjonowałam za bardzo a o emigracji gadać mi się nie chce bo mało mam z nią do czynienia. Jak ktoś chce porady typu "Jak nie dać się wydymać na emigracji w Szkocji" to ja bardzo chętnie ale za efekt końcowy nie odpowiadam bo do tego trzeba dużo czasu, a Polacy wiadomo, naród niecierpliwy jest i gwałtowny i czekać nie lubi.
No to napiszę o dużej dupie osobistej, której się ostatnio dorobiłam. Sama sobie jestem winna bo się rozpuściłam, na całe szczęście nie zapuściłam bo o krzaki dbam jak zwykle.
Do refleksji skłonił mnie wczorajszy dzień. Ciasto dawali w pracy, więc po lunczu zjadłam sobie trochę, na szczęście było tak słodkie że nie dałam rady więcej niż pół kawałka, drugi przydziałowy kawałek zabrałam do domu dla Chłopa, niech mu dupa rośnie, jemu to by się przydało. Tak o niego dbam. Dlaczego napisałam że na szczęście to zaraz się dowiecie. Otóż bowiem po pracy miałam wieczór wyjściowy z kolegami z badmintona do restauracji, którą opisywałam tu i tu.
Restauracja typu "nażryj się ile możesz" z niestety pysznym jedzeniem. A ja po tej połowie kawałka ciasta czekoladowego z lunchu nawet za bardzo głodna nie byłam, tylko trochę. No ale mus to mus, więc pierwszy talerzyk z przystawką, grillowane ośmiornice i krewetki w sosie teryaki plus kilka kawałków sushi. Już po nim czułam się z lekka najedzona. Po drugi talerz wybrałam się z lekka ociężała. Trzeci już był wybitnie wegetariański bo na mięsa patrzeć nie mogłam. Po desery udałam się w charakterze balerona, o mniej więcej tak:


Po tym wszystkim pożegnałam się z towarzystwem, które się było udało do pubu na kilka piw, ale ja nie dałabym rady wcisnąć ani kropli w siebie, więc z trudem wróciłam do domu. Z trudem bo samochód miał bardzo ciężko pod górkę mając za wsad wieloryba.
Ledwo ruszając członkami wspięłam się na schody, wzięłam prysznic i ściągnęłam się z powrotem na dół, gdzie na wpół usypiając obejrzałam ostatni odcinek "Gry o tron", co mnie najbardziej wkurzyło bo tyle się działo a ja śpię. Foczym krokiem dotoczyłam się do sypialni i rzuciłam swe ociężałe brzuszysko na łoże. Ostatni raz czułam sie tak w dziewiątym miesiącu ciąży...
Po koszmarach nocnych obudziłam się z mocnym postanowieniem że to koniec. Nie będę się więcej tak poświęcać. Od teraz (!) idę na dietę typu mniej żreć i od dzisiaj zaczynam ćwiczenia fizyczne. Bo raz w tygodniu zrobić 60 kilometrów na rowerze to zdecydowanie za mało. Tak więc zaczynam program naprawczy Dużej Dupy i Wielkiego Brzuszyska. Może i zacznę znowu biegać.
Nie, nie przesadzam. Po prostu nie zmieściłam się rano w pracowe eleganckie spodnie.


5 komentarzy:

  1. Szkoda, ze mieszkasz tak daleko, bo tez bym sie ponaprawiala, a samej to mi sie nie chce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żebyś wiedziała że samej to się nie chce. Może wię więc powspierajmy chociaż wirtualnie :-*

      Usuń
    2. No dzie ja Tobie dorownam? Pinc km przejade na rowerze i jestem umarnieta na smierc. :))

      Usuń
    3. O to i ja się dołączę bo i mnie doooooopsko rośnie. :D Odległość może i daleka, ale od czego jest telefonia. Możemy chodzić i rozmawiać przez Vibera albo inne dziadostwo. :D

      Usuń
  2. Niezależnie od wielkości doopska i szerokości talii i ja się znów za siebie biorę, bo od braku ćwiczeń sflaczałam ostatnio, dołączam się więc do Waszego ruchu naprawy! :)

    OdpowiedzUsuń