poniedziałek, 6 czerwca 2016

Polska jest piękna

Nie było mnie tutaj ponad dwa tygodnie ponieważ byłam na wywczasach w Polsce i nie miałam czasu nic napisać aż do dnia dzisiejszego, kiedy to mogę sobie spokojnie w pracy zasiąść z kubkiem pysznej herbaty i zdać Wam relację z mojego pobytu TAM.
To nie była zwykła podróż. Owszem, okazja była zwykła i bardzo prozaiczna - komunia mojej najmłodszej i jedynej zresztą siostrzenicy, ale całą wycieczkę potraktowałam bardzo sentymentalnie bo po pierwsze nie byłam w starym kraju trzy lata, a po drugie nie wiem kiedy i czy jeszcze tam pojadę. Więc postanowiłam odwiedzić wszystkich po raz być może ostatni (dla niektórych był to zarazem pierwszy raz), co odbiło się bardzo na moim emocjonalnym zdrowiu bo popłakałam sobie zdrowo, czy ktoś widział czy nie.

Nie będę się rozpisywać, większość z Was zna Polskę o wiele lepiej niż ja, dlatego też będą to tylko migawki z mojej podróży sentymentalnej, "wędrówki do korzeni".
Na początek pojechałam z rodzicami do miejsca które zawsze będę wspominać z rozrzewnieniem i nostalgią. Stamtąd wywodzą się moje korzenie, tam mieszka rodzina ojca i moja ostatnia babcia, która ma już dziewięćdziesiąt cztery lata. To jest miejsce , w którym czuję się dobrze i u siebie, choć nigdy tam nie mieszkałam. Mazowsze.


Nowe Miasto nad Pilicą. Wciąż pełno tam takich zaniedbanych, porzuconych perełek. 


Odwiedziłam groby bliskich i dalszych ze strony ojca.


Byłam w mazowieckim lesie.


Mijałam mazowieckie pola.


Zerwałam mazowieckie zielone szyszki sosnowe, które przywiozłam ze sobą do Szkocji żeby z nich zrobić wspaniały syrop na kaszel. Robi się. 


Moja wizyta na Mazowszu była krótka ale pełna wrażeń, ponieważ widziałam się z rodziną, z którą nie widziałam się wiele lat. Niektórych nowych nabytków nie widziałam nigdy wcześniej. Było mi bardzo smutno że jestem tam po raz ostatni, chociaż nigdy nie mówię nigdy. Z chęcią pokazałabym to miejsce moim dzieciom. 

A to już moje rodzinne miasto. Tam się urodziłam, tam wychowałam, tam chodziłam do szkoły. Ładnie tam jest, zielono. A katedra mnie wprost powaliła. Nie tylko swą wielkością, bo jest rzeczywiście ogromna. Po raz pierwszy spojrzałam na nią innymi oczyma, jako turystka, nie jako były tubylec. Zauważyłam szczegły na które zwykły "chodziciel do kościoła" nigdy nie zwraca uwagi. Po raz kolejny się zachwyciłam budowlą, tym razem zachwytem pełnym, szczerym i spontanicznym. 



Odbyłyśmy z mamą także podróż sentymantalną w jej strony. Mała wioska pod Nysą. Tam leży między innymi moja babcia, z którą nie zdążyłam się pożegnać ani nawet przyjechać na pogrzeb. Powspominałyśmy sobie...


Zabrałam też mamę w miejsce, którego ona sama nie chciała widzieć przez trzydzieści lat - jej rodzinny dom. Ja tam też mieszkałam przez pięć lat, zanim rodzice przeprowadzili się do miasta. Dziwne, jak wszystko jest małe, podczas gdy to co pamiętamy z dzieciństwa jest w naszych głowach takie wielkie... 


Spotkałam się jednego dnia ze starym przyjacielem, pojechaliśmy na spacer nad jezioro Turawskie. 


I do zamku w Mosznej. Byłam tam pierwszy raz.


Widziałam taki fajny mały samochodzik.


I koniki w stadninie.


Pożarłam pyszne frytki z kotletem i surówkami w maleńkiej przydrożnej restauracji.


Odwiedziłam też moją starą opolską ulicę, tę przy której stoi mój były dom. Ulica rozkopana po całości z powodu wymiany drogi, nie dało się dojechać. Ale się przeszłam, pooglądałam stare śmieci. I znowu łezka w oku...


W czasie mojego pobytu w Polsce bywało czasami również mniej sentymantalnie, a za to  czasami bardzo twórczo. Wymyślałyśmy z siostrą ozdoby na tort komunijny na przykład. Wspólnymi siłami popartymi inwencją twórczą powstały takie oto między innymi cukrowe śliczności.


Które zwieńczyły dzieło końcowe. 


A prawie na zakończenie mojego pobytu w kraju odwiedziłam piękne miasto Wrocław. Byłam tam bardzo krótko, udało mi się jedynie zobaczyć Halę Stulecia.


I pergolę. 


I ogród japoński. 


I fontannę.


I zjeść ze wspaniałą osobą przepyszny obiad w restauracji, na balkonie której siedział sobie brązowy gołąb. 


I zobaczyć TEN MOST...


Bo udało mi się odwiedzić moją przyjaciółkę blogową Gosię, która to powyższy most fotografuje w ramach jej autorskiego projektu. Ale Gosia opisała już moją wizytę Za Jej drzwiami, więc się powtarzać nie będę. Dodam tylko że poznałam Kocią Rodzinkę W Komplecie (już nikogo z nich u Gosi nie ma, tak szybko się to wszystko stało, nie do wiary!)


Panienki Fikę i Mikę, a także czarnego księcia Hokusa Pokusa.


I cudowną przytulastą miziastą Stefcię


Poznałam też oczywiście JejCiOnego, męża Gosi, ich syna Wrocławskiego z partnerką i nawet... teściową! Oj, co to była za wizyta! Jak miło było zobaczyć wszystko to co już znałam przecież z opowieści i zdjęć, jak wspaniale było dopasować zdjęcia do twarzy i głosy do osób, zdjęcia do miejsc. Widziałam nawet Rufika i Amisię na barierce. Dziękuję Ci Gosiu za wszystkie te wrażenia, nigdy ich nie zapomnę...

Ogólnie jestem z tego pobytu bardzo zadowolona. Po raz pierwszy nie wyjeżdżałam z Polski z ulgą że oto nareszcie już wracam do domu. Wyjeżdżałam za to z żalem że prawdopodobnie nigdy już nie wrócę do tamtych miejsc, do których żywię taki sentyment, że nigdy już nie zobaczę niektórych osób. Cóż. 
Na koniec dodam że Polska zrobiłą na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Ogromnie dużo zmieniło się przez te lata kiedy mnie tam nie było, kraj pięknieje w oczach. Ja zawsze powtarzam wszystkim tutaj że Polska to jest duży, piękny kraj. A to co zobaczyłam teraz było jeszcze piękniejsze niż w mej pamięci. I na tym dzisiejszy wpis zakończę.




10 komentarzy:

  1. Wzruszajacy wpis:) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Zarąbisty post!!!
    Pożarłam go jednym kłapnięciem paszczęki i jeszcze raz od nowa!
    A tak swoją drogą... Zazdroszczę Ci, że możesz sobie usiąść w pracy z herbatką i napisać post zamiast zapierdalać... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No wiesz, odpocząć w pracy tez czasami trzeba... W domu nie mam czasu na takie luksusy :-)

      Usuń
    2. Szlag :(
      A tak w ogóle, to za bardzo po tej Polsce nie pojeździłaś, najładniejszy kawałek pominęłaś :)

      Usuń
    3. Bo nie po to pojechalam zeby pojezdzic.
      Najladniejszy kawalek, czyli jaki? Slask, Pomorze, Pojezierze czy Pogórze? Ja to wszystko juz przerabialam, he he he!

      Usuń
    4. Podkarpacie, psia mać!!!

      Usuń
  3. No to dobrze Cię widziałem u Wrocławskich he he he. Gosia pisała już o Twoim pobycie a ja doopa tak do końca nie dowierzałem. Tak Polska to piękny kraj tylko szkoda, że ci co do władzy dochodzą i nie mówię tu tylko o partiach, ale również o stanowiskach kierowniczych, dostają na głowę, że zaciera się stanowisko świeckie od duchowego. Na razie wszystko pięknie się buja, ale jak tak dalej pójdzie to pitolnie to z wielkim hukiem.

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo piękny wpis, przeczytałam z radością. Miło było cię gościć! Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
  5. Super że masz takie piękne i owocne w spotkania wspomnienia ;-)

    OdpowiedzUsuń