środa, 14 marca 2012

To dwudziesty czwarty był lutego...

To dwudziesty czwarty był lutego,
poranna zrzedła mgła,
wyszło z niej siedem uzbrojonych bryk,
królewski niosły znak...

...no i znów bijatyka
no i znów bijatyka
no i bijatyka cały dzień
i porąbany dzień
i porąbany łeb,
dalej bracia, aż po zmierzch!

Trudno uwierzyć ale ta piosenka "uratowała nam życie". Kiedyś wybrałam się z dziećmi, małymi jeszcze, na długą pieszą wycieczkę po górkach i lesie w Jarnołtówku. 6 i 4 latka był ich wiek, ale wędrownicy już z nich byli całą gębą, bo młodszy synuś był już na wyprawie na Kopie Biskupiej, a córusia również zaprawiona w bojach od małego. Nie wybrałam się z nimi na drabinkę wysokogórska, trochę to jednak niebezpieczne z dwójką dzieci pod opieką. Ale spacer był długi, intensywny i dość wyczerpujący, a i ja chyba przeliczyłam ich siły. Dość że po kilku godzinach wyszliśmy z lasu w Pokrzywnej i jakoś do Jarnołtówka trzeba było wrócić. A że dzieci były cholernie zmęczone i już zaczęły marudzić, zaintonowałam piosenkę którą wszyscy znaliśmy z imprez żeglarskich. I tak, śpiewając, pokonaliśmy 4 kilometry.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz