piątek, 29 grudnia 2017

Poświąteczna pożoga artystyczna

W sumie, to nie wiem czemu się tak denerwowałam tą blachą, bo po głębszych oględzinach dwa dni później (ociągałam sie ile mogłam) okazało się że żadnych zadrapań nie ma, a to co widziałam to byl osad po czyściku do piekarnika. Bo jakoś trudno było mi uwierzyć że to można porysować, po tym co ja z tą blacha robiłam. Jednak porządna niemiecka robota. Teść zrehabilitowany, ale problem na linii mycie ręczne - zmywarka pozostał i pozostanie na zawsze. Mamy po prostu różne style życia, a on za wszelką cenę próbuje mnie przekonać, że jego jest lepsze. No nie da się, ja jestem już niestety zupełnie dorosła i od dwudziestu pięciu co najmniej lat prowadzę swoje własne gospodarstwo domowe, więc mam swoje nawyki i metody i moje jest najlepszejsze dla mnie i koniec.
I tak to minęły święta. Wigilia jak zwykle była hitem, tym bardziej że córka się stawiła jak obiecała, a nie tak jak w zeszłym roku. Skromnie było jak na polską tradycję, tylko ryba po grecku, pierogi z kapustą i grzybami, barszcz z uszkami i dwa rodzaje śledzi. Chleb osobiście pieczony, kompot z suszonych śliwek i rodzynek i sernik z makowcem. Czyli to wszystko co lubię. Dzień świąteczny mieliśmy po brytyjsku, czyli indyk pieczony (nie nadziewany, bo o nadzieniu nikt nie pomyślał), ziemniaczki pieczone, pieczona marchewka i parsnip, który długo uważałam za korzeń pietruszki a jest to po prostu pasternak, brukselka gotowana i gravy czyli rzadki sos. I powinien być sos żurawinowy, którego zapomniałam zrobić, a przecież kupiłam świeże żurawiny. Zamroziłam, będzie na potem :-) A na deser był Christmas Pudding, czyli coś co nawet ciastem nie jest, nie wiem jak to nazwać, ale dość dobre. Po prostu deser z suszonych owoców. Kupiony w Aldi. Bo kto by to gotował.
W drugi dzień świąt, jak co roku miałam urodziny, więc kicha. W trzeci dzień świąt goście pojechali, a my mieliśmy w końcu czas na odpoczynek. Zrobiliśmy sobie więc wycieczkę po sklepach, bo mieliśmy jedną rzecz do kupienia, ale z powodu wyprzedaży oczywiście kupiliśmy więcej niż potrzebowaliśmy, a jeszcze więcej pozostało nie kupione, bo albo rozmiar nie taki albo kolor nie ten.
A dnia następnego (czyli wczoraj)  uruchomiłam swoje zapędy artystyczne. Otóż bowiem zakupiłam byłam sama sobie w prezencie świątecznym dwa zestawy kolorowanek dla dorosłych, nie żeby jakieś zboczone tylko bardzo fajne z bardzo drobnymi elementami kolorowanki relaksujące. Chłop wygrzebał gdzieś z czeluści garażu kredki i pisaki i przystąpiłam do kolorowania.


Pierwsza strona z kolorowanki wygląda tak:


No to zaczynamy. Powiem szczerze, że zabierałam się do tego jak do jeża. Hmm.... kiedy to ja ostatnio kolorowałam. Osobiście to chyba ze trzydzieści pięć lat temu, a z dziećmi to dwadzieścia. Najpierw ostrożnie próbowałam wyobrazić sobie, co ja z tym wszystkim chcę właściwie zrobić. 


Okazało się, że pisaki są stare a kolory dość ponure. Kojelny rząd kółek zrobiłam więc kredkami.


Ale kredki też okazały się do dupy. Twarde i stare. Łamały się przy każdej próbie strugania. No ale jak postanowiłam tak dokończyłam. 



Zupełnie dokończone dzieło wygląda tak. Nie jestem zadowolona, ale ta próba dała mi bardzo dużo do myślenia. Kolejny dzień spędziłam na poszukiwaniu odpowiedniego sprzętu do rysowania. Bo postanowiłam, że nauczę się, Proszę Państwa, być artystką. Po przeczytaniu kilkunastu komentarzy, obejrzeniu kilkunastu demonstracji na YouTube i przemyśleniach własnych, zamówiłam zestaw 48 kredek Prismacolor Premier, zestaw 30 cieńkich pisaków Staedler Triplus Fine Liner i temperówkę do kredek Staedler. Przy okazji olśniło mnie, że moje dzieci przez całe swoje dziecięctwo używały drogich, bardzo dobrej jakości kredek, od Koh-i-Noor do Faber Castell, więc to dlatego ich obrazki są pomimo upływu lat nadal żywe i pełne kolorów. A poza tym, jak jeszcze raz zechca nazwać mnie złą matką to mam argument nie do odparcia. Zła matka nie kupuje dzieciom kredek Faber Castell i farbek Windsor & Newton oraz  złotych strun D'Addario do skrzypiec. O! 
I teraz mam przynajmniej wytłumaczenie dlaczego wydałam 50 funtów na kredki. 

Przy okazji zapytam moje Czytelniczki i Czytelników, bo wiem że conajmniej kilkoro z nich para się sztuką, jakie macie doświadczenia z kolorowankami i kredkami, na co powinnam zwrócić uwagę, jak dobierać kolory, jaki sprzęt i tak w ogóle, jakieś porady dla początkującej "art-ystki"?


Fajnym artystycznym akcentem świątecznym był prezent od córki. Moje dwa koty oprawione w ramkę. Córka co prawda specjalizuje się w portretach ludzkich i zwierząt jeszcze (jak twierdzi) nie potrafi, ale ten obrazek odzwierciedla moje dwa kotwory bardzo dosadnie i z powodów sentymentalnych zawisł w gabinecie na ścianie sąsiadującej z moim biurkiem. Na której to ścianie mają zawisnąć te wszystkie motylki, koniki i tęcze. 


A dzisiaj dorwałam w poświątecznej wyprzedaży dwa obrazy, na które polowałam od dłuższego czasu, naszej lokalnej artystki Shirley MacArthur. Oczywiście reprodukcje, bo na oryginały mnie nie stać, a poza tym ona sama oryginałów już nie ma bo wyprzedała. Wiszą sobie teraz moje kopie majestatycznie na ścianach przy schodach. Kolejne cztery zamówione przez internet :-)



A jak ja będę już Wielko Artystkom, to sobie sama takie namaluję i ponawieszam wszędzie, gdzie tylko będzie wolne miejsce. I Wam też wyślę, a co!



22 komentarze:

  1. Ponad 10 lat temu kupilam sobie rysowanki jak jeszcze nie byly w modzie -wyprzedzilam epoke :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Koty są the best! 😍
    Muszę Ci powiedzieć, że różnie można było pokolorowac deseń. Zrobiłaś to w fantastyczny sposób, zachowując harmonię i powtarzalnosc wzoru. Świadczy to o tym, że lubisz uporządkowanie. Można by to przenieść w odniesieniu do życia - cenisz ład i porządek wokół siebie.
    Podobną kolorowanie kupiłam bratanicy nie zdając sobie sprawy z faktu, że i na dorosłych kolorowanie może wpływać terapeutyczne, bo przecież o to w tym wszystkim chodzi, prawda? 🙄
    Przynajmniej tak mi się wydaje.
    Iwonko jeszcze raz szczęśliwego Nowego Roku! 😀

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem, cenię, ale też zmiany są dla mnie ważne. Chociaż może coraz mniej.
      Szczęśliwego Nowego Roku!

      Usuń
  3. Zamawiam! Moze byc czarna pantera. :)
    Oraz chyba musialabym ocipiec, zeby malowac czy tam kolorowac te filigrany. Zwariowalabym po pierwszym koleczku. To juz wole stworzyc cos nowego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tez bded stwarzac, tylko na razie sie nauczam jak dobierac kolory i jak one ze soba pracuja, bo to co na kartce to czasami troche inne do tego co mnie sie wyobraza.

      Usuń
  4. Rysuję głównie ołówkami różnej miękkości, kupionymi w sklepie dla plastyków. Do zaciemniania używam ołówka automatycznego z bardzo miękkim, grubym wkładem, żeby nie rozcierać niektórych miejsc na rysunku palcem, bo to podobno zła maniera. Do nakładania delikatnego koloru w kiku miejscach na rysunku używam kredek Faber Castell. Nie pokazuję nikomu swoich rysunków po tym jak zostałam negatywnie oceniona przez kogoś, kto pewnie miał wykształcenie plastyczne i zerkał zza moich pleców na to co rysuję. Usłyszałam, że potrafię tylko fotograficznie odwzorować to co widzę, a nie prosiłam o komentarz.
    Też miałam takie kolorowanki. Dostałam je w prezencie, miały zadziałać terapeutycznie. No i zadziałały, moja cierpliowść poszła się bujać:-)) Po zakolorowaniu dwóch stron poleciały na makulaturę:-)
    Marytka

    OdpowiedzUsuń
  5. Fajne te kolorowanki dla dorosłych :-)
    Pozdobają mi się...
    Gdzieś już kiedyś widziałam , ale inne, te są lepsze :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo pięknie pokolorowane! Jak Iwona będzie miała fachowe narzędzia, to dopiero zaszaleje. A może i czasem pokaże jak jej idzie? Wszystkiego dobrego w Nowym Roku :).

      Usuń
    2. Te sa calkiem fajne Krysiu. Drobne. Takie jak chcialam.

      Usuń
  6. Super!! Bardzo mi sie podobaja te kolorowanki dla doroslych, to dziala terapeutycznie:) Ale koty w wykonaniu Twojej Corki to naprawde dzielo!!!

    OdpowiedzUsuń
  7. Fajny pomysł z tym kolorowaniem i dobrze, że kupiłaś dobre kredki, bo inaczej to i frajdy z tego żadnej byś nie miała. Czas zrobić sobie przyjemność. Nie wiem wprawdzie, czy ja już do tego rodzaju zajęcia dojrzałam, ale podpatruję u innych chętnie, więc popatrzę również chętnie jak sobie radzisz. Podoba mi się portret kotów, faktycznie świetny.
    No i te portrety zwierzęce Waszej lokalnej artystki.
    Ja mam dziś dzień, kiedy miałam pracować, a jakoś ciągle siedzę nie tam gdzie trzeba i robię też nie to, co trzeba.
    No cóż. Może taki odpoczynek mi był potrzebny.
    Pozdrowienia i Wszystkiego Najlepszego na Nowy 2018 rok!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem jak ciezko jest sie zebrac, czlowiek przemeczony i tyle. Pozdrawiam Ciebie rowniez!

      Usuń
  8. Mamy mnóstwo takich kolorowanek, tematycznych również. Letnia w tym celuje, bo dzieciątko ma talent w rękach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja corka nigdy nie uzywala kolorowanek. Ona sie "nie trzyma w ryzach", woli rysowac swoje wlasne.

      Usuń
  9. "Skromnie było jak na polską tradycję, tylko ryba po grecku, pierogi z kapustą i grzybami, barszcz z uszkami i dwa rodzaje śledzi. Chleb osobiście pieczony, kompot z suszonych śliwek i rodzynek i sernik z makowcem". - No nie! Doskonala skromnosc! Mnie to wstyd nawet czytac takie zdania bo ja juz zapomnialam co to uszka czy barszcz... Musze sie wybrac na Ojczyzny lona na nastepna Wigilie (jak dozyje (!) aby odswiezyc pamiec smakowa).
    Do kolorowania mam kredki takie chemiczne (rozpuszczaja sie w wodzie) i specjalne wieczne pioro-pedzel z pojemniczkiem na wode do cieniowania. Lubie bardziej motywy roslinne od obstrakcji ale chetniej zajmuje sie kartkomania wlasnego pomyslu niz gotowcami. Jednak najlepiej mi sie rysuje-maluje gdy rozmawiam przez telefon, wtedy reka sama rysuje rozne esy floresy, to pozostalosc po roznych nasiadowkach/ zebraniach/ konferencjach (;D). Ech!
    Ciesze sie, ze te blache jednak odpuscilas. Niestety zgadzam sie z tesciem Twoim co do mycia recznego (sama uzywam zmywarki bo wygodniej). Zgadzam sie z tesciem bo wiaze pojawienie sie u mnie zmywarki i srodkow uzywanych w zmywarkach aby szklo sie blyszczalo z moim rozstrojem jelitowym (moze sie myle (!) ale nie umiem juz zrezygnowac ze zmywarki, ktora to tez czesto zamienia sie w szafke na uzyte naczynia dajac poczucie porzadku w kuchni). Zawszcze COS za COS.
    Zyczenia skladam urodzinowe (jako echo troche po fakcie).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj Echo, dopiero teraz mi uswiadomilas, ze faktycznie zaszalalam z ta Wigilia. Ale co tam, poki chce to robie. Pewnie za kilka lat mi sie nie bedzie chcialo.
      Tesc ma jednak inne powody recznego mycia. On jest strasznym minimalista, takim co to ma tylko to co mu niezbedne do zycia. Czyli cztery talerze, cztery kubki i cztery szklanki. W domu z zona jedza gotowce, wiec garow nie trzeba. No to na to faktycznie zmywarka to za duzo. A poza tym, ja nie cierpie tego ich mycia naczyc, bo oni tu nie splukuja, tylko myja i wycieraja. W swoim domu to sobie moze tak robic, ale ja nie moge sie przekonac do nie splukanych babelkow chemii na moich naczyniach. I do tego zlewu pelnego brudnej wody z naczyn. No taka jestem.
      Dziekuje za zyczenia :-)

      Usuń
  10. Na naszych oczach rośnie prawdziwa sztuka;) Życzę Ci wielu inspiracji na ten Nowy Rok:)
    pozdrawiam serdecznie z nad filiżanki kawy:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Miałam takie kolorowanki. Dostałam je w prezencie, miały zadziałać terapeutycznie. Hiii...i zadziałały. Po wypełnieniu kolorami pierwszej strony moja cierpliowść padła i powiedziała : Albo ja, albo one!... Wiadomo co zwyciężyło:-)))
    Kotwory wymiatają!
    Marytka

    OdpowiedzUsuń