"No weź się za coś, rób coś, nie siedź tak" - słyszałam od swojej mamy w dzieciństwie niemal codziennie. U mojej mamy nie było miejsca na nic-nierobienie, trzeba było ciągle coś robić. Jak w każdej rodzienie w tamtym czasie, dzieci wykonywały różne prace domowe, sprzątanie, odkurzanie, mycie kibla i robiłam to też ja to było w porządku, nie tak jak teraz, ale to nasza wina, że tak poprzyzwyczajaliśmy. No dobrze, oddam jej tu honor, bo nie tylko o pracę fizyczną chodziło. Nauka była oczywiście priorytetem i jak się uczyłam to się uczyłam. Mnóstwo także ksiażek czytałam i czytanie zaliczało się do robienia. Tak samo jak próbowanie grania na instrumentach. Sport też, choć najczęściej wiązało się to z wyjściem z domu, ale nie zawsze, bo ćwiczyłam też w swoim pokoju. Oglądanie telewizji też było "robieniem", zresztą tej telewizji było wtedy jak na lekarstwo i najczęściej oglądało się coś z całą rodziną.
Tak więc robiłam codziennie, dużo i różnorodnie, ale w przerwie pomiędzy jedną a drugą czynnością lubiłam sobie po prostu usiąść w fotelu w swoim pokoju, włączyć muzykę i... no właśnie, co? Książki nie czytałam, krzyżówki nie rozwiązywałam, w telewizor nie patrzyłam bo go nie miałam, siedziałam tak po prostu w fotelu na wprost drzwi i myślałam. I wtedy najczęściej wchodziła mama i wyjeżdżała z tym tekstem o nic-nierobieniu. A ja po prostu musiałam sobie pomyśleć.
Kiedyś, patrząc tak na te swoje białe drzwi, w których zamiast wybitej szyby zainstalowana była jakaś laminatowa pływa pomalowana na biało, wymyśliłam, że na tych drzwiach namaluję tęczę. Pisakami.
Tęcza zajęła mi jakiś czas, przecież musiała być równa i kolorowa, ale czeskimi pisakami koh-i-noor się udało. Do dzisiaj nie wiem, czy tęcza miała kolory na właściwym miejscu, w każdym razie było ich siedem. No ale sama tęcza to za mało na całe drzwi, na szczęście pisaków było dużo. Nad tęczą walnęłam więc słońce i parę obłoczków. Nie wystarczyło do całości obrazu, więc pod tęczą znalazła się plaża i kawałek morza. A po lewej stronie wielka palma. Jednak i to było zbyt łyse, czegoś mi brakowało. Oczywicie - jak plaża to i piękne dziewczyny, co nie? No to rąbnęłam sobie autoportret od tyłu. W znaczeniu - taka chciałabym być. Czyli siedzi sobie piękna dziewoja na ławeczce na plaży. Na ławeczce, bo wtedy można od tyłu namalować rączki i nóżki, a jakby siedziała na plaży to poza bujną czupryną nie byłoby widać nic, a ona miała być piękna, zgrabna i powabna, tylko trochę proporcji nie uchwyciłam i ramiona wyszły mi stanowczo za krótkie. Cóż, DaVinci to ja nie jestem, Picasso też nie choć chyba bardziej. W każdym razie, dzieło moje powstawało cały wieczór, a jak mama weszła do pokoju to się za głowę złapała. No ale, mój pokój moja twierdza. Się zamaluje jakby co.
I żeby Wam pokazać mniej więcej, jak to leciało, popełniłam szkic na tymże tutaj komputerze, choć pamięć moja ulotna jest i zdolności już artystyczne zanikają powoli. Moje drzwiowe arcydzieło było o wiele piękniejsze, o wiele barwniejsze i pełne życia i jestem z niego dumna po dziś dzień. Nikt nigdy nie ośmielił się popełnić choćby słowa recenzji. Sie nie znajo.
Oesu, mnie by w domu nogi z dupy powyrywali, gdybym tak zniszczyla drzwi. Mazakami w dodatku! Mnie wolno bylo malowac tylko w zeszytach i blokach.
OdpowiedzUsuńAle Twoj rysunek musial byc bardzo ladny, skoro pozwolili go zostawic.
Ale ja juz mialam 17 lat :-)))
UsuńJa namalowałam na swojej szybie też jakiś obrazek wielobarwny, nie była to tęcza, ale wielokolorowy bohomaz. Był tam wiele lat później jeszcze, chociaż już mi się przestał podobać. A może go sama zmyłam, już nie pamiętam. Dziś bym pewnie założyła na tę szybę jakiś materiał ze wzorkiem, bo to i zmieniać można. :)
OdpowiedzUsuńCzlowiekowi sie gusta z wiekiem zmieniaja :-)
UsuńJa tam bylam w domu grzeczna :)
OdpowiedzUsuńAle moje dziecie jedyne, jak dostala swoj pokoj, caly bialy i jednoczesnie dostala prezent od cioci - kolorowe, OLEJNE kredki (grube), to przepieknie pomalowala sciany w swoim pokoju (bohaterowie z bajek), sufit w swoim pokoju - ksiezniczki i elfy! i sciane pod stolem w kuchni, czego dlugo nie zauwazylam.
Jak sie waprowadzilysmy, to mi potem znajomi opowiadali, jak brzydko sie o nas wyrazal nastepca, ktory te sciany i sufit musial doskrobac do tynku i nawet wtedy mu farby nie trzymaly :) :) :)
(Nie mialam obowiazku malowania scian przed wyprowadzka)
Ale co to znaczy grzeczna czy niegrzeczna? Ja tez bylam grzeczna i uwazam ze do tej pory jestem. Moje prace nie byly uwarunkowane grzecznoscia tylko WENA TWORCZA :-)))
UsuńTak to zwykle bywa, ze kiedy siedzimy i mocno myslimy, inni widza ze nic nie robimy. Moja mama przeciwnie, miala poglad - zebym nic nie robila to bede miala lekko w zyciu, tylko mialam sie uczyc i czytac. Dosc szybko przekonalam sie ze nie bedzie tak lekko zeby nic nie robic, kiedy na studiach zamieszkalam w akademiku z dziewczyna niesamowicie pracowita, pastowanie podlog tydzien w tydzien, zreszta jakie to podlogi byly, plytki chyba linoleum, wiec mycie, rozprowadzanie pasty z odsuwaniem lozek, a potem jezdzenie na szmatach zeby uzyskac polysk, bylo tez mycie okna wielkiego, no i wszystko co mozna nazwac sprzataniem.
OdpowiedzUsuńTak to jest, jak ktos "robienie czegos" nazywa sprzataniem :-)
UsuńPamiętam jak kiedyś w artystycznym szale malowania oprócz dzieła na papierze powstały jeszcze bohomazy na ulubionym obrusie Zaczytanej. Ile ja się nasłuchałem.
OdpowiedzUsuńMoja siostra kiedys wycinanke sobie zrobila... z parasolki :-)))
UsuńNie pamiętam, co miałam narysowane na drzwiach pokoju (w każdym razie coś w ołówku), ale za to dobrze pamiętam napis:
OdpowiedzUsuń"lasciate ogni speranza voi chentrate". To cytat z "Boskiej komedii" Dantego.
Nie będę tłumaczyć ;)
Napis na drzwiach był widoczny tylko dla wchodzących do pokoju.
OdpowiedzUsuńSerdeczności ślę :)