czwartek, 12 marca 2015

Równo czyli lepsze dla mnie.

Od wielu lat mówi się o równouprawnieniu płci. A jednocześnie wpaja nam się od urodzenia określone normy społeczne które determinują jak ma się zachowywać dziewczynka a jak chłopiec,
****
Tak zaczęłam ten post. Zaczęłam pisać a im więcej pisałam w tym głębszym byłam lesie, tym więcej drzew, tym więcej krzewów poplątanych, ścieżek prowadzących donikąd... Wyszło mi na że temat jest za obszerny i za bardzo kontrowersyjny i w ogóle to ja mam bardzo jasne i określony poglądy choć do feministki to mi bardzo daleko. Odpuściłam. Wykasowałam.
Ale tak sobie siedzę i siedzę i myślę i myślę...
Mężczyźni nie chcą równouprawnienia. Im się wydaje że zaraz zostaną zagonieni do garów. Ich argumenty, a uwierzcie mi, słyszałam to niejednokrotnie, są takie że jak kobieta chce równouprawnienia to niech sobie wniesie szafę na drugie piętro. I inne tego typu. Nosz kurna. Przecież to nie chodzi o przepychanki kto ma co robić tylko o godne traktowanie kobiet, na równi z mężczyznami. Owszem rozumiem że jak tylko mężczyzna pracuje i zarabia na rodzinę a kobieta zostaje w domu z dziećmi i zajmuje się domem to wiadomo że nie oczekuje się od niego żeby jeszcze obiady gotował, no chyba że chce. Ale twierdzenie że "ona przecież siedzi w domu nic nie robi" to już jest cios poniżej pasa. Nie będę dłużej na ten temat elaborować bo nie widzę sensu. Za to powtórzę to co napisałam w pewnym komentarzu na facebooku i nawet to rozszerzę.
W ciągu całego małżeńskiego życia nigdy nie skarżyłam się na złe traktowanie. No może pod koniec, ale wynikało to z czego innego. MIał być to związek partnerski. Mąż pracował, ja chwilę siedziałam z dziećmi, weekendy spędzaliśmy razem, potem ja poszłam do pracy, po pracy gotowałam, on zajmował się dziećmi, podział obowiązków był mniej więcej równy. Czasami narzekał że musiał czyścić łazienkę, na to ja że jak raz na pół roku to zrobi to nie znaczy że zajmuje się sprzątaniem bo normalnie robiłam to ja. Tak samo z gotowaniem. Gotowałam zawsze po przyjściu z pracy, ale że kończyłam pół godziny później i miałam dalej do domu, to nie mógł wytrzymać i jadł kanapki, potem nie był głodny na czas obiadu i tak czasami następowały nieporozumienia na tym tle, bo wiadomo, żaden kucharz nie lubi jak ugotuje a ktoś potem nie je. Raz na jakiś czas mąż lubił sobie wyjść z kolegami na piwo. No i super, dlaczego ma nie wychodzić, przecież należy mu się chwila odpoczynku. Ale ja już sobie nie mogłam pozwolić na wyjścia z koleżankami, sama sobie tłumaczyłam że wolę z dziećmi, że pieniędzy nie ma i takie tam wymówki, wiadomo jak jest, wiele z Was robiło na pewno tak samo i nie zapierajcie się że nie. Szlag mnie trafił raz jak się dowiedziałam że niektórzy koledzy zabierali czasami żony na te piwne wieczorki. Mój eks małż nie.
Potrafił za to wydać 3 tys. funtów na kurs którego nie chciało mu się kończyć, a mi awantury robił o krem za 10 funtów. Ale było równouprawnienie, a jakże! Pamiętam, sobie kupił wieżę hifi Sony za parę tysięcy złotych, mi na pocieszenie dostały się perfumy Calvin Klein i olejek do zmywania makijażu Loreal. W badmintona gramy oboje, rakietki więc trzeba. Sobie więc rakietkę do za 150 funtów, mi za 46. Sobie buty za 80, mi za 30. Sobie nowy samochód, a mi używany, choć to ja woziłam dzieci do szkoły i jeżdziłam znacznie więcej od niego. I tak było zawsze, czy w Polsce czy w UK. Kwiatka dostałam w ciągu 20 lat DWA razy. Na 20 rocznicę ślubu kupiłam mu złote spinki do mankietów. On mi kupił... porcelanowy domek na ciasteczka. I pomimo że zarabiał w końcu dwa razy tyle co ja kazał mi się na wszystko składać po połowie. Wydatki na dzieci po połowie, rachunki po połowie, jedzenie po połowie, nawet piwo w pubie po połowie. No dobra, jedzenie wywalczyłam że płaciłam jedną trzecią, ale udowodniłam że pił i żarł dwa razy tyle co ja. Równo-kurna-uprawnienie! Małżeństwo skończyło się jak zaczęłam stawiać na swoim.
Do dzisiaj czuję jeszcze lekkie zażenowanie jak mężczyzna w restauracji płaci za kolację...

6 komentarzy:

  1. No tak, pewne schematy w nas siedzą..
    Mężczyzna i kobieta pełnią różne funkcje w życiu,
    ale zawsze jakoś tak dziwnie się składa,
    że większość tych takich drobnych i upierdliwych obowiązków spada na nas...
    Dużo też zależy jak facet został w domu wychowany
    i aby potem go nie zepsuć nadskakiwaniem nad nim...
    A taki obrazki widuję...

    OdpowiedzUsuń
  2. Zatem dobrze, że się skończyło. Zasługujesz na więcej.

    OdpowiedzUsuń
  3. To Ty i tak dlugo z takim sknera wytrzymalas, ja zbuntowalabym sie znacznie wczesniej. Moj wprawdzie tez mnie specjalnie kwiatami nie zasypuje, ale nigdy nie traktowal siebie lepiej niz mnie.

    OdpowiedzUsuń
  4. podziwiam, że tak długo z nim wytrzymałaś

    OdpowiedzUsuń
  5. Ani mi nawet nie mów na temat małżeństwa! Powiem tylko tyle, że miałaś sielankę w porównaniu ze mną. Po dzień dzisiejszy nie jestem w stanie myśleć o tamtym czasie bez nerwów.

    OdpowiedzUsuń
  6. To sie nazywa Przemoc ekenomiczna ( z najnowszej "Polityki")

    Nie mam takich doswiadczen, nie mam wiedzy i nie mam zdania.

    OdpowiedzUsuń