poniedziałek, 4 listopada 2013

9 lat

Jak co roku, o tej porze, obchodziłam wczoraj swoją małą prywatną rocznicę. To już 9 lat odkąd opuściłam kraj na zawsze. 9 lat temu, mniej więcej o tej godzinie o której to piszę, po raz pierwszy udałam się w towarzystwie kuzyna męża i jego siostry na Calton Hill... Było pięknie, słonecznie, ciepło i lekko wietrznie, pamiętam że kupiłam sobie najtańszy sztyft do ust, oczywiście na tamte czasy i tamtą świadomość i tak cholernie drogi. A i tak usta mi popękały, nienawykłe do klimatu, do wiatru, do wilgoci.
A wczoraj, w rocznicę mego przyjazdu do Edynburga, miałam również w domu miłe odwiedziny - syn przyjechał ze swoją dziewczyną na obiad.  Dziewczyna - studentka na wymianę, Amerykanka. Znam kilku Amerykanów, ale ludzie których znam są w wieku po-studiach, mieszkają w UK, mają brytyjskich lub europejskich partnerów i trochę już przesiąknęli europejskością. Pierwszy raz natomiast miałam do czynienia z młodą Amerykanką, okazała się miłą ciekawą osobą, ale ten jej styl bycia... amerykański... Bardzo bezpośrednia, zupełnie bezstresowa, swobodna, wszystkiemu się dziwiąca, wszystko jest tu inne niż w Stanach.
Na prośbę syna przygotowałam przaśnie jedzenie, czyli haggis, bo Amerykanka oczywiście nigdy wcześniej nie próbowała, a Amerykańscy koledzy nakazali jej wręcz spróbować tej szkockiej specjalności dowiadując się że jedzie do Szkocji. No ale nie byłabym sobą gdybym czegoś polskiego również nie przygotowała, ugotowałam więc żurek na własnym zakwasie, syn bardzo lubi żurek więc był zachwycony. Amerykanka była zdziwiona smakiem, ale pochłonęła wszystko, chwaląc zupę bo nie spodziewała się że kwaśna zupa może być smaczna. Kiedy przyszedł czas na haggis, zdziwiła się jeszcze bardziej, komentując że bardzo smaczne, ale trochę suche i czy nie podaje się do tego "gravy", czyli lekkiego sosu, no nie, sos do haggisa - profanacja! Ale i haggis pochłonęła do ostatniego kęsa. A na deser zrobiłam pyszny tort tiramisu z tego przepisu. Szkoda że nie sfotografowałam, ale bylo bardzo ładne i takie lekkie (bo użyłam lżejszą wersję tiramisu), myślę że zostanie jeszcze dla mnie porcyjka jak wrócę dziś z pracy :-)
Muszę przyznać że trochę dziwnie się czułam na początku, bo to pierwszy raz kiedy którekolwiek z moich dzieci przyprowadziło kogoś na obiad, ale jakoś daliśmy radę, dziewczyna była zbyt radosna i ciekawa świata aby było drętwo, jakoś tak od razu się rozluźniłam i było fajnie.
Dziewiąta rocznica minęła mi więc jak z płatka, nawet nie miałam czasu na nostalgię. Szczególnie że w chwilach wolnych śledziłam wątek porodowy u Anki Wrocławianki i przeżywałam strasznie.
Chyba się do tej Szkocji coraz bardziej przyzwyczajam...

3 komentarze:

  1. 8 w Styczniu gdy córcia wyjechała do Szkocji tak szybko ten czas zasuwa.
    No to piękne kochana chwile przed tobą poznawanie młodych patrzeć jak rozwija się przyjaźń jak rośnie miłość.
    Serdecznie pozdrawiam Iwonko.

    OdpowiedzUsuń
  2. Iwonko, nie na temat, ale gratuluję wygranego kalendarza. Poproszę o maila z adresem do wysyłki na adres bt.lega@neostrada.pl

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja w Szkocji byłam raz, na wakacjach, bo pracowałam tam na studiach - okolice Leven, w Edynburgu też byłam :) Pamiętam bardzo odpowiadający mi klimat, chłodniejszy i orzeźwiający, brak komarów i piękne wybrzeże :)

    OdpowiedzUsuń