poniedziałek, 27 maja 2013

Wróbel-party

Dziś będzie bez obrazków, bo nie zdążyliśmy zrobić.
Koty to są jednak straszne "autystyki", a mój Tiguś szczególnie. Jak tylko coś jest nie tak jak było, od razu się denerwuje. Pamiętacie jak kiedyś wyskoczyły mu trzecie powieki i nie w związku z chorobą tylko ze stresu? Bo zachwiał mu się cały bezpieczny świat kiedy pojawił się mały wszędobylski rywal w postaci Migusi. No to wczoraj znowu się przekonaliśmy o wrażliwości Tigusia.
Córka przy sprzątaniu (niebywałe - ona i sprzątanie!) zauważyła że dwa hamakowe legowiska na kocim drzewie wołają o pranie, rzeczywiście były już troszkę hm... usyfione, nie prane bowiem od nowości. Do pralki się tego wsadzić nie da, ale jakoś trzeba było wyczyścić. Mąż odkręcił, ja jakoś tam poszorowałam proszkiem i szczoteczką na podwórku, wypłukałam najsilniejszym strumieniem węża nad studzienką ściekową, żeby brudy z chemią trafiły od razu tam gdzie trzeba, jakoś wydusiliśmy, wytrzepaliśmy, rozwiesiliśmy, lekki wietrzyk, niech schnie.
Wieczorem oglądaliśmy film. Najpierw przyszła Migusia. Przebiegła po wszystkich jak zwykle, zasadziła się do skoku na drzewo, skoczyła.... a tam nic. Pooglądała zdziwiona, powęszyła, podziwiła się jeszcze trochę i poszła spać do syna na kolana. Za chwilę przyszedł Tiguś. On nie przebiega po wszystkich, wskakuje od razu na drzewo, na swój ulubiony hamak. Przeciągnął się, skoczył.... a tam hamaka nie ma! Nie ma jednego, nie ma drugiego, co jest? Zdziwienie owszem, ale jeszcze bardziej denna rozpacz wyzierała z oczu Tigusia, kiedy tak siedział na półce pod miejscem gdzie kiedyś było jego ulubione spanko, siedział i czekał. Teraz nie ma, może za chwilę się pojawi, może ja tylko śnię? - myślał. Nie minęło chwil wiele, jak jakiś delikatny hałas zwrócił naszą uwagę. Nagle, ni z tego ni z owego Tiguś strzelił maleńkiego pawika, małego jak pięć złotych. I uciekł. Po kilku minutach pojawił się znowu, zrozpaczony do granic możliwości udał się na swoje stare legowisko i zapadł w drzemkę.
Oczywiście hamaczki pojawiły się na swoich miejscach jeszcze tego samego wieczoru, czyste i pachnące, ale kotkom nie dane było być świadkami tej wzniosłej chwili bo spędzały uroczy czas na dworze.
No i tu zmierzam do sedna sprawy, czyli do wyjaśnienia tytułu posta.
Było już tuż przed północą, już prawie leżałam w łóżku, kiedy córka kazała mi natychmiast zejść na dół bo mam coś zobaczyć. No to zobaczyłam. Przez kuchenne okno, bo stamtąd najlepszy widok.
Tiggy szalał na trawniku z czymś o bliżej nieokreślonym wyglądzie, podrzucał to, bił łapą, skakał z tym, no istne cuda i akrobacje, pierwszy raz widziałam go w takiej akcji. Migusia przyglądała mu się z odległości metra, niezwykle zaciekawiona ale niezbyt skora do pomocy w zabawie. Myślę - kurde, znowu kupę jakąś przyniósł albo kawałek kości. A nie, mówi córka, to ptak. Przyglądam się baczniej, rzeczywiście, chyba wróbel, bo jakiś mały, na szczęście się nie rusza. Stoimy i patrzymy dalej, z cienia wyławia się Klajduś czyli Clyde, kot sąsiadki. Oba nasze w pogotowiu. Tiguś zostawił ptaszka, odszedł na kilka metrów, Migusia z drugiej strony. Obserwują przybysza. Ten podszedł do naszych drzwi, potem do Tigusia, powąchali się, "pogadali" i poszli przez podwórko. Migusia za nimi. I tyle ich widziano.
Córka wyszła cicho z domu, zawinęła martwego ptaszka w serwetkę i wyrzuciła do kosza. Na koniec stwierdziła: "Wiesz mamo, dobrze że on się już w końcu nauczył te ptaki zabijać, bo kolejnego ledwie żywego ptaka w domu to bym nie zniosła".
Ech, kocie życie... Tak to Tiguś powetował sobie stratę hamaczka.

6 komentarzy:

  1. Biedny ptak, biedny kot...
    Tak to wżyciu bywa niestety...

    OdpowiedzUsuń
  2. To ci historia.. właściwie to nie wiadomo komu współczuć, no ale jak to córka stwierdziła "...dobrze że on się już w końcu nauczył te ptaki zabijać, bo kolejnego ledwie żywego ptaka w domu to bym nie zniosła"...
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Tu gdzie jestem teraz, :) też wygłaskuję koteczka. :)
    Są niesamowite a każdy indywidualista.
    Koty są - mimo bycia z człowiekiem z rodziną, najbardziej wolnymi stworzeniami, mają swoje zdanie i jasno je wyrażają. Nie naginają swojej woli bo ktoś chce by były takie czy inne, zawsze są sobą.
    Pewnie warto się od nich uczyć tego.
    Pozdrowienia jeszcze z wyspy :).

    OdpowiedzUsuń
  4. No cóż, to jest ta przykra strona posiadania kota :(
    Jednak brawa, że Tiguś nauczył się zabijać. Najgorsze są takie poranione biedaki :(

    OdpowiedzUsuń
  5. Koty nie lubią zmian ,to fakt .
    A że polują to normalne raczej. Oby jak najmniej zdobyczy ,a jak już to szybko i bezboleśnie.

    OdpowiedzUsuń
  6. A to łobuz...! No, ale wiadomo... Kot ;).

    OdpowiedzUsuń