czwartek, 2 maja 2013

Podejrzane w drodze

W drodze do szkoły/pracy dziś rano.

- Mamo, zobacz, tam dziecko nie chce iśc, kładzie się na ziemi, hehe...
Patrzę, rzeczywiście, dziecię lat około dwóch-trzech, dziewczę pewnie co różowa spineczka na blond krótkich loczkach, różowa kurteczka, białe rajtuzki. Wije się jak piskorz na brzegu chodnika, na szczęście dróżka osiedlowa, samochody nie jeżdżą. Nad nią nachyla się biedna mamusia, wielka bązowa torba zwisa jej z ramienia, mamusia walczy to z torbą, to z córeczką.
- Jakaś durna ta mamusia, dlaczego jej nie podniesie? - pyta mój prawie-dorosły syn, metr osiemdziesiąt parę wzrostu.
- A podnosiłeś kiedyś takiego brzdąca, którego jedynym celem jest nie dać się podnieść? - syn nie podnosił. Patrzymy dalej, bo czerwone światło.
Mamusia próbuje dźwignąć opierającą się ze wszystkich sił latorośl, a ta już nie jak piskorz nawet, jak wężysko jakieś, ręce w górę, nogi wyciągnięte na maksimum długości, w dodatku tarzające się po chodniku we wszystkie strony, a matka biedna to dziecko, to torbę, to dziecko, to torbę...
- No i co byś ty zrobił z takim?
- Jak to co? Podniósł jakoś.
- Aha!? Podniósł!
Mała wciąż jak przyklejona do chodnika. Na szczęście w tej chwili zdarzyło się że umęczona walką mamusia wyprostowała na chwilę swe zbolałe członki, takoż aby torbę na ramieniu poprawić. Dziecię czując to bardziej niż widząc też postanowiło na chwilę zmienić pozycję, więc na ułamek sekundy podniosło się na wszystkie cztery łapy i w tym momencie, w tym oka mgnieniu, mamusia nie bacząc na torbę ześlizgującą się z powrotem z ramienia, złapała niesforną córeczkę wpół i podniosła do góry. Brawo dla mamusi za refleks!
Co się działo dalej nie wiem za bardzo, bo mamusia poniosła dziecię, zasłoniły ich krzaki, my ruszyliśmy bo zrobiło się zielone, ale zdążyliśmy zauważyć że niesie już małą na rękach w miarę spokojnie, tylko czerwień spływa po policzkach obu walczących.

Moje dzieci NIGDY nie wywinęły mi takiego numeru, a może już nie pamiętam :-)

6 komentarzy:

  1. widuję podobne scenki w marketach, czasem mały złośnik zrzuca najpierw wszystko czego dosięgnie z półek i dopiero się wije na posadzce

    OdpowiedzUsuń
  2. Pamiętam raz dziewczę nasze w wieku trzech lat trzask rzuciło się na podłogę, mąż popatrzył uważnie i pod główkę podłożył poduszkę, mało jedną podłożył drugą aż usiadłwszy :) trzeba było wstać, obeszło się bez krzyków, tłumaczenia wszystko bez słowa i z uśmiechem.
    Czasem myślę że mało w nas poczucia humoru a za dużo walki.
    Czytałam blog Grzesznej Matki jej sposób na dzieci a ma dwoje bardzo kochanych maluchów, jest całkowicie odmienny. Skąd ta młoda kobieta bierze mądrość w postępowaniu z dzieckami? nie mam pojęcia ale potrafi a ja bym nie umiała, przyznaje mocno samokrytycznie.
    Pisała o pobycie w księgarni bojąc się "mamo kup mi, mamo to, mamo tamto" znalazła niecodzienny sposób. Usiadła na podłodze i powiedziała kupię, jeśli przeczytasz co tu pisze, młodzieniec pięcioletni mozoląc się bardzo, nie dał rady przeczytać, doszedł do wniosku że za poważne dla niego. Klienci księgarni podziwiali tę matkę, mieszka w Anglii. Wspieram tę dziewczynę słowem swoim jak mogę, jej blog polecam wam kobiety z całego serca, adres na moim blogu.
    Ciepło pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. http://grzesznamatka.blog.pl/2013/02/16/przechytrzyc-piecioltka/
    to jeszcze ja na jedną chwileczkę :).
    Bardzo się mnie spodobał ten wpis. Inne zresztą też, nigdy dość nauki chocby poprzez wpisy na blogach. :)
    Raz jeszcze pozdrawiam i lecę wyciągać chlebek z maszyny bo pachnie w domu całem :)).

    OdpowiedzUsuń
  4. Moja koleżanka czekając na zielone światło na przejściu rozmawia sobie z córcią /4 lata/ i młoda w pewnym momencie wypaliła " Mamo wiesz, ja mam z Tobą bardzo ciężkie życie" ... Wszyscy w smiech :-)))

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja też nie pamiętam, ale pamiętam mniej drastyczne próby młodego...

    OdpowiedzUsuń
  6. Z życia wzięte... Na szczęście mnie to nigdy nie spotkało, a mam trzech synów:))

    OdpowiedzUsuń