środa, 21 grudnia 2016

Seks zagrypionych

Późna noc. Ona przewraca się z boku na bok sapiąc, on pociąga co chwilę nosem.
- Może się jednak wysmarkam...
- No, to dobry pomysł - mówi ona. - Basz tab papier (w domyśle "toaletowy")??
Oczywiście nie ma. Na stoliku nocnym jakiś wymiętolony papier udający zużytą chusteczkę.
- Do to ci przyniosę, a ty tu leż i się dzie ruszaj.
Zwlekła się z łóżka, poszła po rolkę papieru, tę samą którą w większej części sama zużyła na własne smarki, złapała tez po drodze stary worek po zużytym papierze toaletowym.
- Basz tu, do wycierania doska. I woreczek da zużyte smarki, żeby się bo domu nie walały.
Wysmarkał się, sapie.
- Coś jeszcze ci botrzebne?
- Może paracetamol, bo mi jakoś tak...
- Dobrze.
Zwlekła korpus z łóżka ponownie, przyniosła paracetamol.
- Jeden? Lepiej weź od razu dwa.
Nie wziął.
- Wody jeszcze? Do dobra. To weź zabknij oczy i się zastanów czego jeszcze potrzebujesz bo dzie będę tak całą noc łaziła.
- Wody tylko.
Przyniosła wodę. Zgasiła światło. Położyła się. Czuje smyranie po plecach. Na amory mu się zebrało, cholera, z cieknącym nosem. No nic, udaje że śpi. Smyranie powoli osłabło, smyrsająca ręka opadła bezwładnie, zapadają w niebyt...
On nagle zrywa się z poduszki, nasłuchując.
Ona zapala światło.
- Co się stało?? Wysmarkać się musisz?
- Ciiiiii.... słyszysz?? - szepcze on.
Ona nie słyszy.
- No ale to... słyszysz? Sapanie takie...
Ona nastawia ucha, nasłuchuje...
- Jezusmaria, człowieku, teraz to mnie wystraszyłeś na ament, do przecież już nie zasnę. Do co ty, horrory jakies mi tu urządzasz.
- No ale sapie! Głośno oddycha, posłuchaj...
Słuchają oboje.
- A to nie mój oddech jest? - pyta szeptem ona.
- No nie, to nie jest zupełnie zsynchronizowane z twoim. O, teraz ucichło.
Wcale nie uspokojona, postanawia jednak zasnąć w objęciach ukochanego.
Smyranie po plecach ponawia się.
- Musze cię trochę zagrzać, jesteś taka zmarznięta...
- Tak cholera, jestem zbarznieta bo co chwile wstaję bo bi spać nie dajesz!
- No ale mogę cię trochę rozgrzać? Nie masz nic przeciwko temu?
- A to rozgrzewaj, rozgrzewaj....
Po chwili oboje zapadają w senny letarg. Już nawet pojawiają się marzenia senne, o torebce Gucci, do której ktoś upchał słoik z kapustą kiszoną i słoik zaczął przeciekać...  (wiecie, te klimaty kiedy ktoś bąka cichacza cichaczem znienacka).
Nagle BUM!!! Tup-tup-tup i szur-szur-szur... ktoś skrobie w drzwi.
Półprzytomna wstała, otworzyła drzwi, wypuściła kota z sypialni. Gdzieś w głebokiej otchłani umysłu zapaliło się światełko - wyjaśniło się tajemnicze harczenie i sapanie. Teraz można już spać spokojnie...




9 komentarzy:

  1. Ze tez Wam sie jeszcze chce w chorobie i przy katarze... no no.
    No i ja bym dla mojego z lozka nie wstala, to on wstaje, kiedy ja umieram na katar.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chcieć to może się i chce ale wiesz jak jest jak smarki z nosa lecą... :-)))
      Ja już na wybiegu, już mi przechodzi, on koło mnie ganiał pięć dni i nocy to mogę się jakoś odwdzięczyć w potrzebie.

      Usuń
  2. Zobaczyłam początek tekstu...weszłam...usmiałam się aż do zasmarkania. Dzięki!:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się że ktoś jeszcze smarka oprócz mnie, he he he! :-)))

      Usuń
  3. A ja nadal zazdroszczę chorowania... Zamiast leżeć w łóżku i pierdzieć w kołdrę, będę musiała znosić Festiwal Obłudy Przedwigilijnej w pracy. A ja nie mam na to najmniejszej ochoty.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciekawie. Podoba mi się Twój styl. Będę zaglądał często.

    Zapraszam do mnie: http://keeganab.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A dziękuję, dziękuję i zapraszam ponownie :-)

      Usuń
  5. Kocisko najlepszym lekarstwem na oziębłość w łóżku.Na katar też. Już smarkałam. Następne smarkanie przewiduję na maj

    OdpowiedzUsuń