środa, 28 grudnia 2016

Jakoś poszło

Niby się nic nie wydarzyło, święta jak co roku, wigilia, pierwszy dzień i drugi, a potem leżenie i odpoczywanie po, ale jednak wydarzyło się wiele w ciągu tych paru dni, aż nie chce się o tym wszystkim pisać.
Najpierw więc była Wigilia, tradycyjnie postanowiłam jak wiecie, czyli z barszczem, uszkami i całym tym blichtrem, który u mnie w nieco ograniczonej wersji, bo choinka nie taka a i goście trochę inni niż zwykle. Cudzoziemscy.
Wszystko przygotowałam już w piątek, Chłop dzielnie pomagał mi przy pierogach i uszkach, mył gary na bieżąco i pilnował żebym była zadowolona. No i byłam. Całą wigilię skończyłam gotować przed dziewiątą, na sobotę zostawiając sobie jedynie rybę. Nigdy nie poszło mi tak sprawnie.
A w sobotę przyszli goście. Najpierw pooglądaliśmy sobie nowy Top Gear, w końcu zagoniłam ich wszystkich do jadalni. Jako że Chłop cały dzień się internetowo edukował z polskich tradycji wigilijnych, to on był prezenterem kolacji, ja tylko dopowiadałam. I mimo że nie było tradycyjnych dwunastu dań, bo wybrałam tylko to co mi osobiście najbardziej smakuje, to byli zachwyceni barszczem z uszkami, pierogami z kapustą i grzybami, ryba po grecku, śledziami w dwóch odsłonach oraz sernikiem i makowcem, którymi szczególnie zachwycał się Chłop. Upiekłam też chleb, który wyszedł popisowo, więc jak mogli się nim nie zachwycać? Jedynym minusem był brak mojej córki, która nie zjawiła się na Wigilii z powodu pracy (zrozumiałam), w pierwszy dzień świąt z powodu kaca (wkurzyłam się), a w moje urodziny bo miała migrenę po kacu. Cóż, takie się ma dzieci, jakie się wychowało. Przynajmniej przeprosiła.
Pierwszy dzień świąt był po brytyjsku. Czyli tradycyjny biad z pieczenią z pięciu ptaków zamiast indyka, bo kto lubi indyka. Dojadaliśmy to wszystko w drugi dzień świąt, po obiedzie grając w różne gry i szarady, podczas których umieraliśmy ze śmiechu.
No i moje urodziny... Cudowne prezenty, życzenia przez telefon, życzenia na Fejsbuku, nicnierobienie i totalny luz. Całe święta wiało i padało, do samochodu ciężko było się dostać a co dopiero na spacer. Tak że kisiliśmy się w tych czterech ścianach, ja, Chłop, jego ojciec, matka i dziadek. Ale było fajnie, wesoło i w ogóle miło i nie żałuję ani chwili.
Nadszedł czas pożegnania. Już w samochodzie wyczułam że coś jest nie tak. Zapytałam tylko czy jest smutny, odpowiedział że tak. O przyczynę nie pytałam, wiadomo jak to jest przy pożegnaniach. Rozkleił się w domu. Rozkleiłam się i ja. Płakalismy oboje.
To prawdopodobnie ostatnie takie święta, gdzie byli wszyscy ci, których najbardziej kocha.
Matka ma zaawansowany stopień Alzheimera. Ojciec początkowe stadium raka prostaty. Dziadek... okaz zdrowia, ale ma już dziewięćdziesiąt sześć lat.
Nie wiadomo co będzie za rok. Trzeba żyć tak jakby każdy kolejny dzień miał być tym ostatnim...

12 komentarzy:

  1. Beda na pewno dlugo wspominac wspaniala polska wigilie i cieszyc sie, ze Chlop trafil w dobre (Twoje) rece. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Juz sie ciesza :-) A Chlop powiedzial ze on by chcial takie uczty codziennie :-)

      Usuń
  2. Znam kilku panów, którzy żyją kilka lat z rakiem prostaty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, na razie wszystko jest pod kontrola, ale wiesz...

      Usuń
    2. Zwłaszcza jak jest pod kontrolą.

      Usuń
  3. Pieczeń... z pięciu ptaków?!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z nadzieja, ze paw sie nie napatoczy, szczegolnie w koncowce. Licze te ptaki i wychodzi mi na to, ze kurczak, kura, "bloirer", "czik" i "cziken", i paw -wszystko w rosole (po mojemu :DDD).
      Nie pisze jak wyzej ktos inny, ze beda dlugo pamietac ale, ze do konca swoich dni. :/ O rany! Jak ten czas jest rozciagliwy lub zwykle zbyt ... krotki, gdy sie dobrze dzieje.
      Swieta wiec udane (prawie)! I wszyscy zadowoleni. :)

      Usuń
    2. Matkoboskazktóregobądźkościoła.

      Usuń
  4. Aż miło poczytać Iwonko cudownie a tak się bałaś i martwiłaś, ale dałaś radę. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Tez tak myślę. Trzeba żyć tak jakby kolejny dzień miał byc ostatnim. Brac z życia garściami.

    OdpowiedzUsuń
  6. Wspaniałe chwile! Myślę, że zostaną w Waszym sercu na dłużej:)
    pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  7. Iwono, wszystkirgo dobrego w Nowym Roku, oby przyniosl mniej smutku niz Ty i Twoj partner sie obawiacie. Warto zapoznac sie z ksiazkami tego pana, dr Andrew Saul. Sa one dostepne na Amazonie. Wiedza ktora on posiada moze przedluzyc lub w najgorszym razie ulzyc w bolu, kochanym osobom. Zamieszczam linka: http://www.doctoryourself.com/prostate.html

    OdpowiedzUsuń