czwartek, 22 sierpnia 2013

Syndrom

Kto kiedykolwiek miał córkę, wie jak to z córkami bywa. Konflikt matki z córką to odwieczny temat do dyskusji. Ja zawsze powtarzam, że wolałabym mieć dwóch synów niż jedną córkę, ale być może nie mam racji.
Tak się zdarzyło że córkę mam bardzo konfliktową. Nauczyłam się z tym żyć, ale nie oznacza to że jest mi z tym łatwo. Uważam że dwudziestoletnia kobieta może już i ma pełen obowiązek dbania o swoje własne interesy. Rodzice owszem, mogą wspierać i pomagać, ale nie oni są już niestety odpowiedzialni za swe dorosłe dziecko i jego czyny bądź ich zaniedbanie. Usłyszałam kiedyś w radiu takie kontrowersyjne, ale bardzo mądre zdanie, że dzieciom (takim jak moja córka) należy pomagać, ale tylko tak aby nie pomarły z głodu. Żeby doceniły poświęcenie jakiego dokonują rodzice, żeby stanęły na swoje własne, dorosłe, odpowiedzialne nogi.  One muszą zrozumieć że rodzice mają swoje własne życie, swoje własne potrzeby, swoje własne problemy. Muszą zaakceptować że nadchodzi pora dać coś od siebie.
I otóż wczoraj, córka moja, wyrządziła mi potworną awanturę o nic. Poczuła się urażona że jej brat kupił sobie w mojej obecności (za własne zarobione pieniądze) coś czego nie pozwoliłam jej włożyć do koszyka w supermarkecie, kiedy płaciłam ja. Strasznie mnie zabolało takie potraktowanie sprawy i postanowiłam że rozmawiac z nią już nie będę, każąc jej zejść mi z oczu i nie zbliżać się do mnie na odległość pięciu metrów. Owszem, opamiętała się dość szybko i przepraszała mnie ze trzy razy, ale moja urażona tym razem duma postanowiła przeprosin nie przyjmować tak łatwo. Przy okazji dając nauczkę.
Nie jestem jednak osobą która potrafi się "nie odzywać", więc po jakimś czasie dałam się przeprosić. I w tym momencie córka zaskoczyła mnie totalnie. Powiedziała:
"Mamo, ty nie jesteś nienormalna, ja już wiem co ci jest. Ty masz po prostu syndrom ptaka, który chce wykopać pisklęta z gniazda bo już na to przyszedł czas."
No tak, coś w tym chyba jest ;-)

11 komentarzy:

  1. Nie znam takiego syndromu. Moim zdaniem to właśnie prawdziwa sztuka bycia dobra matką: nie rozpieszczanie i trzymanie przy sobie, a realna pomoc w usamodzielnieniu się, w dorośnięciu. To drugie jest trudniejsze.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo ciekawe... Ja to znam z innej strony - jestem córką. Sposoby, w jakie rodzice kontrolują i uzależniają od siebie swoje dzieci są przeróżne i podejrzewam, że większość z nich nie zdaje sobie sprawy z tego, jakie spustoszenie czyni ich zachowanie w przyszłym życiu dzieci. Mnie pomogła książka "Toksyczni rodzice", w której bynajmniej nie jest wyłącznie o patologiach.

    A co do tematu. Jako córka, która postawiła się w sytuacji Twojej córki, w jej zachowaniu wyczytałabym wołanie o akceptację tego, że nadal, mimo dorosłości, jest dzieckiem. Być może potrzebuje z Twoje strony dopieszczenia jako dziecko, może jej wewnętrzne dziecko tego potrzebuje...
    Jasne, że można dziecko "wygonić z domu", można też jego dorosłość egzekwować poprzez udział dziecka w utrzymaniu domu, czy inny sposób.

    Tyle ode mnie, przepraszam jeśli tak emocjonalnie - ale wiesz... Generalnie, mam cudownych rodziców, a mimo to czuję się nie kochana :(... To nie ma nic wspólnego z osiągnięciem pełnoletności.

    OdpowiedzUsuń
  3. Też tak jak Abigail myślę.
    Czucie że jest się kochaną lub nie, jest poza rozumem, to się po prostu wie i zaprzeczanie temu przez rodziców jest bez sensu, dziecko po prostu to wie.
    A dziećmi pozostajemy zawsze dziecko w nas jest i często cierpi.
    Zwróć uwagę na słowa, one tworzą nasze życie, często powtarzane są jak samorealizująca się mantra. Wolałabyś mnieć dwóch synów niż jedną córkę.
    Twoja córka jest mądra, o czym świadczą jej słowa do Ciebie a krzyczy, krzyczy w wniebogłosy o uwagę, którą bez reszty poświęcasz synowi, dlatego jej takie a nie inne zachowanie.
    Wybacz proszę Iwonko ale polskie kobiety ponad wszystko kochają synów.
    I jeszcze jedno pewnie się na mnie obrazisz ale współczułam z całego serca Twojej córce, miałam matkę którą zawsze trzeba było przepraszać i niestety tak ją zapamiętałam jako - odęte podgarle. No i najbardziej na świecie ukochany syn był oczywiście.
    Ech kobiety, córki są naszą częścią, naszą kobiecością odrzucamy ją znajdując tysiące tłumaczeń. A żaden syn ciepła i serdeczności nie okaże matce tak, jak potrafi to córka. Co dziś doświadczają moje koleżanki mające synów, którzy już mają swoje rodziny, tęsknią one za ciepłem córki.
    Pozdrawiam Cię Iwonko mam nadzieję że nie obrazisz się na mnie za emocjonalne słowa ale poruszyłaś pewną zardzewiałą strunę i teraz brzęczy. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj pewnie że się nie obrażę Elu, twoje uwagi są bardzo cenne. Jednak tu sytuacja jest troszkę inna. Ja kocham swoją córkę ponad wszystko w świecie, a przepraszanie... cóż, ona dopiero niedawno odkryła to słowo. Do tej pory to ja przepraszałam za wszystko. Popełniłam błąd od początku poświęcając jej każdą wolną chwilę, cały mój czas. Absorbowała moją uwagę zupełnie, przez co zaniedbałam syna. Ale on też dorósł, a teraz szczególnie mnie potrzebuje, egzaminy, studia itp. I kiedy córka zorientowała się że nie jest jedyną osobą w domu mającą problemy, zaczęła być zazdrosna. Zupełnie bez podstaw. To boli.
      A moje słowa powinny brzmieć: Wolałabym mnieć dwóch TAKICH synów niż jedną TAKĄ córkę. Bo mogłoby być odwrotnie...

      Usuń
    2. "Zupełnie bez podstaw."? Czy aby na pewno? Już samo przestawienie relacji, Twoja zmiana wobec niej, fakt, że spadła z domowego piedestału daje podstawy by czuła się źle, a przynajmniej nie umiała odnaleźć w sytuacji.

      Nie wiem, jak u Was z rozmowami, ale szczere wyjaśnienie, że nadal ją kochasz, ale, że Twoim zdaniem jej brat potrzebuje teraz Twojej uwagi i że prosisz ją o wyrozumiałość, a w miarę możliwość, aby włączyła się w tę pomoc bratu, na pewno by nie zaszkodziło...

      Sama piszesz, że poświęcałaś jej bardzo dużo, że ją przepraszałaś i tak dalej. Teraz to się skończyło. Dla niej to spora zmiana, której najwyraźniej nie rozumie. Może potrzeba czasu po prostu? A może spróbuj wyjaśnić, dlaczego to się zmieniło. Powiedz, czego od niej oczekujesz jako od dorosłej kobiety i zapewnij, że nadal kochasz...

      Usuń
    3. No właśnie, nie znasz całej sytuacji. Moja córka musi w końcu zrozumieć że odpowiada sama za siebie, a także za swoje decyzje. Miłość jest miłością ale życia trzeba się nauczyć. Trzeba się nauczyć że nie wystarczy brać, trzeba również dawać. A swej miłości do córki nie mam nic do zarzucenia.

      Usuń
    4. Ok. To już nic nie mówię :). Trzymam kciuki, aby udało Ci się dojść z córką do porozumienia :).

      Usuń
    5. Iwonko cieszę się że się nie obrażasz. To co Abigail napisała uważam za najważniejsze słowa;
      "zapewnij że nadal ją kochasz." widzisz tych słów nam ludziom dorosłym bardzo brak. Bardzo mało mówimy do siebie mąż do żony, żona do męża rodzice do dzieci - kocham cię.
      Często staje się za późno powiedzenie tych dwóch słów gdy już nie ma komu. Czucie to czuje swoją drogą ale usłyszeć jest bardzo ważne a usłyszeć uczucie w tych słowach jest jeszcze ważniejsze.
      Pozdrawiam ciepło z :).

      Usuń
  4. Jakoś nie czuję tego co Ty . Mam córkę która wkrótce skończy 28 lat i nigdy nie było między nami źle. Zdarzały się konflikty ,ale właśnie tak jak piszą dziewczyny - trzeba rozmawiać i wszystko sobie wyjaśniać . Nie ciche dni , nie niedomówienia ,ale kawa na ławę . Czasem trzeba sobie szczerze pogadać , czasem wykrzyczeć - każdy tak jak potrafi ,ale finał ma być taki , że będzie zgoda i zrozumienia . Bo że jest miłość , to zrozumiałe ;)
    Ale czasem przez takie pretensje i chęć wymuszenia zmiany może dawać inne wrażenie . Młoda może tego nie rozumieć ...
    Powodzenia w dogadaniu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ my się dogadujemy, rozmawiamy, kawa na ławę. A konflikty są i będą, bo taka jest kolej rzeczy między matką a córką, dopóki ta ostatnia nie znajdzie swojego miejsca na ziemi. Taka jest nasza kultura - nie mieszka się z rodzicami, wije się swoje własne gniazdko. A wtedy, z dala od matki, stanie się jej najbliższą przyjaciółką.

      Usuń
  5. masz racje. nigdy przenigdy nie chcialam, nie chcialabym miec corki. mam synow i to mnie satysfakcjonuje.po co komu corki. tylko halas, placz i zamieszanie.

    OdpowiedzUsuń