poniedziałek, 1 lipca 2013

Ten sport mnie wykończy.

Jak w temacie. No bo ileż w końcu można? Od tygodnia tylko Wimbledon i Wimbledon (w telewizji), badminton, bieganie (osobiście), jeszcze jakiś tam Puchar Konfederacji wymyślili i trzeba było chociaż półfinały obaejrzeć. A jak półfinały to i finał też. Który w Brazylii miał miejsce, a więc prawie na końcu świata i czas mają oni tam troszkę przestawiony, więc transmisja zapowiedziana była na 23 w nocy w niedzielę. Dobrze że my nie w Polsce, pomyślałam, bo tam to już północ przecież. No więc żeby się dobrze do finału przygotować - Hiszpania kontra Brazylia, super czołówka światowa przecież, zostawiłam sobie dwa dni wolnego od sportu, czyli od biegania, ale w niedzielę nie mogłam już wytrzymać i wybrałam się przed obiadę na godzinną przebieżkę. Dodam że odkąd wróciłam do biegania po dwudziestu paru latach, jeszcze całej godziny nie latałam. No to się zmęczyłam oczywiście, a potem musiałam jeszcze jakiś obiad upichcić, coś tam jeszcze porobić i w końcu powiedziałam że ja już ani ręką ani nogą, tylko siadam na sofie i czekam na mecz.
Się przygotowując do tego finału wysłałam męża po piwo do sklepu. Zobaczył jakieś w promocji no to zakupił dziesięć puszek jakiegoś Budweisera, ale nie tego czeskiego tylko amerykańskiego. No i nie wiem, albo piwo było syf samo w sobie, albo z puszki jakoś gorzej smakuje (ostatnio jeżeli piłam to tylko z butelki), w każdym razię wysączyłam przed meczem powoli dwa dla zasady i potem już nie mogłam na nie patrzeć. Mąż zwinął się po pół godzinie meczu, ja wytrwałam dzielnie do trzeciej bramki i z bólem serca udałąm się na zasłużony nocny wypoczynek. Który mnie jeszcze bardziej wykończył, bo a to mąż chrapał i zasnąć nie dawał, a to za gorąco, a to za jasno, to kot, to znowu zaczęła mnie boleć głowa... Jakoś wytrwałam do siódmej trzydzieści, jakoś się zebrałam do pracy, a teraz siedzę i w przerwie pracowania oglądam Wimbledon, niezmiernie uradowana bowiem obaj Polacy wygrali swoje mecze, Serena Williams odpadła, a ja z bolącą głową i pulsującymi oczyma śledzę na komputerze wyczyny Agnieszki Radwańskiej.

3 komentarze:

  1. oj z procentami i nie przespaną nocą mogłybyśmy sobie ręce podać :/

    OdpowiedzUsuń
  2. a ja widzisz trzeźwa jak... jak ja, a mimo to od rana jakby na kacu ;). też się więc przyłączam,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie kac był ani nie migrena, chyba się zatrułam czymś, może tym piwem śmierdzącycm, bo wczoraj wieczorem mało nie wyzionęłam ducha. Ale już jest lepiej...

      Usuń