poniedziałek, 19 listopada 2012

Duży i Mała

Zawsze myślałam że nasz kot jest mały, wagę co prawda ma odpowiednią a nawet większą niż powinien, brzuch mu się powoli zaczyna odznaczać żarłokowi jednemu, więc może ten pomysł z kiciusiem jednak był lepszy niż zakładałam. Teraz, to 9-tygodniowe maleństwo przy nim wygląda jak ociupinka. Wagowo 5 razy mniejsza, wzrostowo chyba też. A przy tym taka delikatna i wiotka, że Tiggy przy niej wydaje się co najmniej tygrysem. W porównaniu do tej drobinki, jest co pogłaskać, czuje się opór, moc, siłę. A toto taka kuleczka malusia, jak chce ładnie prosto stanąć to się czasami zachwieje. Obserwując ją można sobie boki zrywać, na przykład wczoraj chciała się podrapać po uszku, podniosła nóżkę, ale że nie siedziała dokładnie, straciła równowagę i przewaliła się o 360 stopni przez plecki. Jeszcze się nie umie myć, zaczyna co prawda sobie czyścić paluszki w łapkach ale to wszystko.
Wszędzie wbiega, wszystko chce zobaczyć, ale boi się też wielu rzeczy. Córka bawiąc się zaczęła udawać kota, łazić na czworaka w powolnym tempie, a ta mała syknęła, zrobiła grzbiet i napuszyła ogonek. Córka się wystraszyła chyba bardziej niż ona, a ten maleńki ogonek z końcówką jak szczotka do butelek to po prostu odlot!
Wbiegła z mężem do łazienki. Nie wiem co on tam robiła, ale w czasie gdy to robił, mała zdążyła wskoczyć do wanny, na półkę z kosmetykami przewracając wszystkie oczywiście, na parapet, umywalkę i do kibelka! Na szczęście zdążyła zamoczyć tylko łapki. Za to dzisiaj, córka już dzwoniła przerażona, że ona teraz rozumie że kicia nie zachowuje się jak dziecko - TO JEST DZIECKO!!! Spuściła ją tylko na pół minuty z oka, żeby pójść na dół po worek do kosza, a ta zdążyła znowu wskoczyć do ubikacji, tym razem się zmoczyła. Żeby się tylko nie przeziębiła. A zawsze powtarzamy że ubikację trzeba zamykać, nawet kupiliśmy wolno zamykający się sedes żeby nie trzaskać...
Stosunki maleństwa ze starszym braciszkiem przebiegają chyba zgodnie z etykietą, chociaż niezgodnie z regułami, bo przecież wszystko spieprzyłam pierwszego dnia. Ale wczoraj Tiggy już nie warczał przynajmniej, zasyczał raz i kilka razy prychnął. Zwalił maleństwo z parapetu jak wskoczyło za nim - tak tak, takie maleństwo a skacze do parapetu, podpiera się kaloryferem co prawda, ale daje radę! Ze dwa razy walnął małą łapą, groźnie to wyglądało dla mnie ale dla kotów to chyba normalka. Mała wciąż się go boi, podchodzi do niego, ale się nie bawi, siada tylko i siedzi. A Tiggy obserwuje. Czasami podchodzi sam, wąchają się noskami, po czym starszy potrząsa ogonem i odchodzi. Wczoraj zanotowaliśmy pierwszy sukces - koty spały prawie obok siebie!



Jak się mała obudziła, próbowała wspiąć się na łapkach do Tigusiowego legowiska, ale on tylko popatrzył zaspanym okiem. Nie uszło jednak naszej czujnej uwadze że wysunął lekko łapę do przodu, żeby palnąć w razie czego. Ale nie trzeba było jej używać :-)
Ach jak mi doskwiera brak aparatu, ale kartę już zamówiłam, będzie lada dzień. Wtedy to dopiero będzie się działo!

5 komentarzy:

  1. Iwono, tu cudnie, że będzie się działo! Czy nie pisałam dziś prawdy, że takie obserwacje i przebywanie z dwoma kotami, w tym z jednym malutkim, to lek na całe zło?
    Wyobrażam sobie ten ogonek z końcówką jak szczotka do butelek:-))))

    OdpowiedzUsuń
  2. Dopiero teraz zauważyłam ,że Tiggy jest marmurkowy... :-)
    Pięknie ubarwiony...
    Dużo radości macie z tej małej kruszynki :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Podobnie jak Ty od dłuższego czasu biję się z myślami o dokoceniu. Mam takie same wątpliwości co Ty i ciągle nie wiem jak powinnam postąpić. Dlatego planuję zaglądać do Ciebie i czytać jak postępuje proces dostosowywań do siebie.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wygląda na to, że idzie ku dobremu :)...

    OdpowiedzUsuń
  5. Rzeczywiście okruszek, a nie kot :)

    OdpowiedzUsuń