czwartek, 31 maja 2012

O Dziecięcych wyjazdach.

Wyjechał. Mój synuś. Do Paryża. Na te swoje Mistrzostwa Europy. Nie pierwszy raz sam, bez rodziców, ale ostatni raz sam bez rodziców był na Zielonym Przedszkolu gdy miał 6 lat. Na te Zielone Przedszkola wyjeżdżał już zresztą odkąd miał 3, prawie 4 lata. Powie ktoś - durni rodzice, posłali takie malutkie dziecko na 5 dni, daleko od domu, a jak się coś stanie? A co mu się miało stać? Na ten wyjazd kwalifikowane były dzieci od 5 lat, ale że mój synuś miał siostrę właśnie w tym wieku, a za wyjazd się płaciło i nie każdego było stać, więc im więcej tym lepiej, a poza tym bardzo pogodne i samodzielne dziecko to było, panie były szczęśliwe mając takiego malucha pod opieką. Starsze przedszkolaki zresztą też.
Zawsze jeździli do Istebnej, w Beskidy. Codzienne wycieczki, do Koniakowa, Wisły, Żywca, Ustronia. Dzieci przywoziły różne drobiazgi, pamiątki, do dzisiaj córka ma maleńką serweteczkę z koniakowskiej koronki, a syn fotografię Adama Małysza z jego podpisem. Ciupaga mu się połamała w walce z tatą. Walka była na drewniane miecze, ale szybko przeniosła się na dalszy front, czyli walenie-czym-popadnie. No i się skończyło jak ciupaga trafiła w drewniany słup, na szczęście nie było płaczu, bo właściciel ciupagi był honorowy i uznał że skoro sam swą broń zniszczył to sam nie będzie rozpaczał.
Nie było wtedy telefonów komórkowych, to znaczy były, ale jeszcze nie dla dzieci. Nie dzwoniło się więc, ale dzieci nie miały problemu z tym że rodziców nie było. Były przecież ukochane panie. Nigdy nic się nikomu nie stało, dzieciaki bawiły się świetnie, chodziły po górach, słuchały opowieści góralskich w starej chatce, tańczyły przy ognisku, a wieczorem na dyskotece piżamowej. A na piąty dzień szczęśliwe i uśmiechnięte wracały do rodziców.
Każde z moich dzieci było na tych Zielonych Wyjazdach po cztery razy. Córka zaczęła co prawda w przepisowym wieku 5 lat, ale dwa dodatkowe wyjazdy zaliczyła będąc już w szkole, chętnie jeżdziła z bratem i młodszymi koleżankami do Istebnej. A paniom to nie przeszkadzało, a nawet były zadowolone z dodatkowej, małej i niedoświadczonej co prawda, ale jednak pary rąk do pomocy. Bo co 7 lat to nie 5, prawda?
Skłamałam na początku, a właściwie przypomniałam sobie. To nie były jedyne wyjazdy mojego syna. Był na tygodniowym szkolnym wyjeździe już tu w Szkocji, na zakończenie podstawówki. Ale to było 5 lat temu!
A teraz zerkam co chwilę na stronę lotniska Charles De Gaulle w Paryżu i właśnie podali że samolot już wylądował. Na szczęście teraz są komórki. Może zadzwoni.

1 komentarz:

  1. Dzieci są bardziej samodzielne, niż rodzicom może się wydawać - na szczęście! :))

    Ale pamiętam swoje pierwsze wyjazdy bez mamy. Miałam 8 lat, kiedy pojechałam z całą klasą na Zieloną Szkołę do Czech. Długi był to wyjazd, prawie dwa tygodnie, na szczęście byłam w pokoju z ulubioną koleżanką i za wychowawczynią też przepadałam :) Było super, naprawdę, ale miałam kilka chwil kryzysu, kiedy płakałam za mamą i chciałam wracać. Na szczęście mądra pani wychowawczyni wiedziała, jak odwrócić moją uwagę od tęsknoty i zostałam kronikarką - do mnie należało opisanie wszystkiego, co działo się w trakcie Zielonej Szkoły. Ach, do dziś wychowawczyni tę kronikę przechowuje u siebie w domu. Coś wspaniałego :)

    Paryż jest piękny, niechaj się Synuś dobrze bawi! ;)))

    OdpowiedzUsuń