poniedziałek, 21 maja 2012

Sprostowanie

To co zdarzyło się w piątek rano, to tylko część prawdy. Reszty dowiedziałam się jak wróciłam po pracy do domu.
Ten drań, mój kot, przyniósł jednak ptaka żywego, czyli nic nowego. Co więcej, popilnował go trochę, ale głodny był i musiał, po prostu musiał iść do michy, wiecie jak to z kotami. W czasie gdy kot szybko pałaszował śniadanko, mąż przyjrzał się ptakowi dokładniej, a ten... pomrugał oczami, ale wciąż leżał jak nieżywy. No cóż, jednak nieżywe nie mruga. Długo się nie namyślając, a działając szybko i sprawnie, mąż złapał ptaka do jednej ręki, otworzył drzwi do ogrodu drugą i rzucił ptakiem w powietrze. Ptaszyna rozpostarła skrzydełka i pooooleciaaaała na pobliskie drzewo, czyli krzak. Okazał się że nic mu nie było, na tych zdjęciach mokry był trochę bo padał deszcz, przestraszony na pewno bardzo, ale poza tym cały i zdrowy.
Siedzi na tym drzewie z przerwami do dzisiaj.
Zawsze mówiłam, że kosy na naszym podwórku są twarde!

1 komentarz: