środa, 6 czerwca 2012

Kamienie z serca

Kiedy córka ostatnio z sukcesem złożyła podanie o paszport, spadł mi kamień z serca. Bo córka moja jaka jest, każdy wie. Fiu bździu w głowie, na oczach klapki, dusza w obłokach... No ale udało jej się, ale jakby jej się nie udało, toby nie mogła wyjechać za tydzień do Polski i zrobić tego co zamierza zrobić. Nie będę mówić teraz co to jest, ale to dla niej i dla nas wszystkich bardzo ważne. Zresztą, paszportu w garści jeszcze nie ma, ma go mieć w przyszłym tygodniu, dzień przed wyjazdem. Następny kamień.
Kiedy syn zdał ostatni maturalny egzamin w zeszłym tygodniu, spadł mi kamień z serca. Częściowo co prawda, bo jeszcze przecież trzeba czekać na wyniki. Ale co się stało to się nie odstanie, egzaminy skończone, koniec kropka i już. Ale już dwa dni po egzaminach musiał wyjechać na te swoje Mistrzostwa Europy do Paryża, a my tutaj bardziej niż nadzieją na medal żyliśmy nadzieją że nie dostanie w nos. W nos nie dostał, krew się nie polała, medalu nie było. Kamień z serca.
No ale żeby nie było, w sobotę syn ma egzamin z karate, ostatni z małych egzaminów przed czarnym pasem. A tu dostał gorączki po tym Paryżu, która chociaż już mu przeszła, trochę go osłabiła. Trzy dni na rekonwalescencję, może wystarczy. Kolejny kamień.
Jak wspomniałam, córka wyjeżdża za tydzień a ja z nią. Wspomóc ją w tym co zamierza zrobić. Choć niby wszystko zaklepane i omówione, nic nie jest tak do końca pewne, bo a nuż coś się po drodze wydarzy. Wtedy klęska. Następny kamień.
Mamy dwa samochody, oba w tym miesiącu idą do pierwszego w życiu przeglądu. Znowu stres, znowu kamień, bo niby nic im nie jest, ale po pierwsze mnie nie będzie i oba będzie musiał załatwić mąż, po drugie jeszcze tylko 3 tygodnie do wyjazdu na wczasy, a co jeśli coś tam wykryją i trzeba to będzie wymienić,  naprawić, a tu ani czasu, ani pieniędzy.
Z rzeczy do załatwienia w czerwcu pozostała tylko rodzinna wizyta u dentysty, standard, przegląd, ale co jak jakaś dziurka będzie, znowu płacz i płać, a tu jak wyżej.
Ale ale, to nie wszystko, bo przecież córka wciąż czeka na list z collegu i martwi się czy ją zaakceptują na przyszły rok czy nie. A my czekamy razem z nią. Poza tym, co będzie jeśli sąsiadka, która ma się opiekować naszym kotem, w ostatniej chwili zmieni zdanie? Albo coś jej wypadnie? Kamień, kamień, kamień...
Czekam na wakacje jak na zbawienie. Bo liczę że do tego czasu te (prawie) wszystkie kamienie z serca mi pospadają.

3 komentarze:

  1. Będzie dobrze! Nie ma się co martwić na zapas :)) Trzymam kciuki, żeby wszystko się udało.

    A z tych kamieni można będzie później zrobić piękny skalniak w ogródku ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Oby nie pod(na) nogi, bo się z miejsca nie ruszysz ;)... :D. Kciuki za to by były papierowe te kamienie, są...

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzięki, właśnie walczę z córką o dentystę :-(

    OdpowiedzUsuń