czwartek, 6 października 2011

Grypa, nie grypa, poleżeć trzeba

O czym to ja mialam pisac? Mialam naprawde fajny pomysl wczoraj i wszystko poszlo sie... Bo nagle, ni z tego ni z owego sie zle poczulam wczoraj wieczorem. Nic strasznego, wyglada na grype. Albo bardzo silne przeziebienie. Jedno czy drugie, nie ma dla mnie roznicy. Oczywiscie w jak najlepszym momencie, kiedy w pracy mnostwo rzeczy do zrobienia, cholera jasna. Zadzwonilam rano do biura, odwolalam kilka spotkan, moze mnie nie zabija...
Leze sobie wiec w cieplym lozeczku, corka donosi mi herbate z miodem i cytryna, a ze laptop zostawilam w pracy a do domowego komputera sie jednak dzis nie nadaje, pisze na telefonie. Bez polskich znakow wiec.
Jeszcze godzine temu pomstowalam na kota ze co on sobie wyobraza, ja tu chora a on mnie nie grzeje, inni ludzie to maja porzadne koty, ktore wygrzewaja swojego czlowieka w potrzebie. A moj to co, tylko na parapet a z parapetu co prawda na lozko ale aby jak najdalej, aby mnie przypadkiem nie dotknac. No ale zrehabilitowal sie i teraz grzecznie sobie spi na moich nogach, widocznie jestem juz chora wystarczajaco zeby sie mna zajac. Nie budzi go nawet moje kichanie a na dzwiek smarkanego nosa tylko uszami strzyze. A ja, im pozniej tym gorzej sie czuje. Mam juz dosc!!!! Zaraz zaskrzypie na corke po kolejna herbate.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz