wtorek, 20 września 2011

Połowy

Miało być smutno i ckliwie, bo na smutny temat mi sie zebrało, a będzie wesoło. Dlatego że mąż był wczoraj na rybach. Ze znajomym, wędkowanie z kutra rybackiego na Morzu Północnym. Wyjechali wczesnym rankiem i wrócili dobrym popołudniem. Kiedy dzwoniłam i pytałam, ile sztuk złowił, odparł że parę rybek złowił, i już wiedziałam że będzie dużo. Nudziłam się i nudziłam, zrobiłam obiad z dwóch dań, wysprzątałam kuchnię, potem upiekłam sernik, a jego jeszcze nie było. Kiedy w końcu nadjechał, pierwsza z samochodu wyłoniła się duża reklamówka z... grzybami. Ogromne, 15-centymetrowe prawdziwki. Tutaj takie rosną, bo tu nikt nie zbiera grzybów. A oni wskoczyli tylko do lasu na pięć minut!
Po chwili z bagażnika został wydostany worek, którego nie byłam w stanie podnieść, a potem jeszcze jeden. Mąż już był przygotowany, wyniósł z garażu wielką folię którą rozłożył na kamieniach na podwórku, "przypiął" ją po rogach kamieniami, żeby wiatr nie porwał i wysypał zawartość worków na folię. Oto zawartość:


W sumie, 85 makreli i 3 duże dorsze, to te na samej górze. Było tego znacznie więcej, ale uznał że tyle i tak wystarczy. Obieraliśmy te ryby z godzinę, ale nie w standardowy sposób, jak zawsze, standardowo to potraktowaliśmy tylko te trzy dorsze, bo było ich mało. Makrele poszły pod nóż do filetowania. Zrobiliśmy tak jak męża nauczył pewien angielski rybak, czyli dwa cięcia od głowy do ogona i filet gotowy. Reszta do kosza. Cięliśmy te filety na podwórku, na kawałku deski podłogowej, i faktycznie po dwudziestu rybach można było powiedzieć że nasze filety mają kształt rybiego fileta.
Najlepszy był nasz kot, który nie za bardzo wie co to są ryby morskie, w każdym razie nie w stanie surowym, bo przeważnie siedział i patrzył na naszą pracę, czasami próbował którąś złapać przez worek podniesiony wiatrem. Siedział tak i siedział aż się znudził i poszedł pilnować podwórka żeby inne koty nie przyszły i nie pożarły.
I tak, po jednym udanym połowie, mamy 20 kilogramów samych rybich filetów i 4 kilo dorsza, z czego 2 kilo to same dorszowe głowy. Zostawiłam bo lubię z nich robić pyszną zupę rybną. W zamrażarce nie mam już miejsca :-)

2 komentarze:

  1. ależ Ci zazdroszczę!! uwielbiam świeże morskie ryby ale u nas są nieprzyzwoicie drogie i bardzo rzadko sobie na nie pozwalamy

    OdpowiedzUsuń
  2. Ha! Uroki życia nad morzem. Mężowi się spodobało, ale nie może za często jeździć bo gdzie byśmy to pomieścili?

    OdpowiedzUsuń