czwartek, 15 września 2011

Dzieci

Pomimo że było ciemno, nie zapaliła światła. Usiadła na zimnej kafelkowej podłodze w swojej małej łazience, oparła plecy o ścianę. Twarz ukryła w dłoniach i zapłakała. Łzy kapały przez palce na podłogę, nie chciała nikogo obudzić, nie chciała by ktoś wiedział że płacze. Mąż chyba się nie przebudził gdy wychodziła. Szlochała tak przez kilka minut, ściśnięte gardło, nawet gdyby chciała, nie byłoby w stanie wydać dźwięku. Łkając myślała: Dlaczego?
Nie miała już siły. To wszystko zaczęło ją powoli przerastać. Dom na głowie, praca na pełen etat i całkiem dorosłe już dzieci, które zamiast pomagać, przysparzają tylko kłopotów i zmartwień. Gdzie popełniła błąd? W którym momencie poszła złą drogą? Dzieci zawsze były dla niej na pierwszym planie. Nigdy nie zostawiła pytania dziecka bez odpowiedzi, gdy były małe i po prostu zawracały głowę dla samego zawracania, nie odtrącała ich, nie kazała im iść i się bawić. Nie byli w stanie zapewnić im wszystkiego czego chciały, ale czas dla dzieci mieli zawsze. Podzielili obowiązki i pracę tak, żeby dzieci nigdy nie siedziały same w domu, zaprowadzali, przyprowadzali, wyręczali. Bo dzieci jeszcze małe są, jeszcze nie potrafią zrobić czegoś tak jak należy.
Nie było ich stać na zagraniczne wakacje, ale co roku starali się zapewnić dzieciom tyle atrakcji ile to było możliwe, zabierali je w góry, nad morze, do lasu, nad jeziora. Do dziś dzieci pamiętają ten rejs żaglówką, kiedy nagle wzmógł się wiatr i zrobiło się niebezpiecznie. Mąż nie chciał ryzykować więc załatwił rybaka z łodzią motorową, zapakował rodzinę na łódź a sam wrócił żaglówką na drugi brzeg jeziora. Dzieci przeżyły wspaniałą przygodę i nawet kapitan pozwolił im pokręcić sterem!
A teraz... szkoda gadać. Po latach dorobili się wszystkiego, już ich było stać na zagraniczne wyjazdy, ale dzieci zamiast chłonąć z tych wyjazdów jak najwięcej, traktowały je bardziej jako zagraniczne zakupy. A rodziców jak dojne krowy. Ciągle słyszą tylko : Daj i Daj, Bo mi jest potrzebne na to czy na tamto, Bo ja potrzebuje! A ona co? Nie ma swoich potrzeb?
Zaczęła właśnie zauważać że jej potrzeby też są ważne, ale ciężko jej jest jeszcze dostosować się do tego że można coś mieć dla siebie i nie musieć się dzielić. Najgorsze jest to że dzieci tych potrzeb rodziców w ogóle nie chcą zauważyć. Przyjdzie, ukroi chleb, zostawi pełno okruszków i brudny nóż. Ugotuje SOBIE ziemniaki bo jest głodne, dla innych nie będzie obierać bo nie ma czasu. Bo musi śledzić najważniejsze wydarzenia na Facebooku czy przejść następną rundę w Call of Duty. Zrobi sobie herbatę, rozleje, nie pościera. Zabierze tę herbatę do pokoju, porozlewa po drodze, ale zrobi awanturę jak się je poprosi o posprzątanie za sobą. A ona ma już swoje lata i nie ma ani siły ani ochoty pracować jak służąca. Przecież dzieci powinny pomagać rodzicom jak dorosną. Tego była nauczona. Gdzie popełnili błąd? Jak się z tego wyrwać?
Siedziała tak na zimnej podłodze w ciemnej łazience, łzy zaczęły już przysychać.
- Jesteś tu? - zapytał szeptem stroskany mąż po drugiej stronie drzwi.
- Jestem - odparła.
- Wszystko w porządku? Chodź do łóżka, bo się przeziębisz...
Zapaliła światło, przemyła twarz zimną wodą, osuszyła ręcznikiem, spojrzała do lustra. Siwe włosy, jeden czy dwa, ale twarz wciąż jeszcze młoda. Oczy jeszcze błyszczały od łez, ale uśmiechnęła się do swojego odbicia. Za chwilę wsunie się pod cieplutką kołderkę i przytuli do tego, którego kocha nad życie i który ponad życie kocha ją. A dzieci... i tak wkrótce odejdą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz