wtorek, 7 maja 2019

Nie wytrzymałam

A było to tak.
W niedzielę obchoodziliśmy rocznicę ślubu. Pierwszą :-) Ale w sumie to powinna być ta rocznica w sobotę, bo przecież w sobotę była ta cała ceremonia. No to zaczęliśmy od soboty. Zarezerwowaliśmy sobie całodzienną jazdę próbną samochodem elektrycznym Nissan Leaf. I sobie jeździliśmy, na zakupy, do chałupy,  w odwiedziny do córki, tu i tam, i tak jakoś nam zleciało. O samochodzie nie będę się rozpisywać bo to nie na temat, ale ja pierniczę! Oboje byliśmy zachwyceni, pierwszy raz jechaliśmy samochodem, który sam jechał i sam parkował, tak że ubaw mieliśmy niesamowity. Teraz rozumiem te okrzyki radości, które wydają z siebie prowadzący Top Gear. Sama tak wrzeszczałam :-)
A wieczorem zamówiliśmy sobie bilety na Avengers End Game w Imaxie i również byliśmy zachwyceni. Pomimo że oglądaliśmy film już drugi raz, wciąż nam się tak samo podobał, choć oglądało się już bez emocji.
Niedzielę spędziliśmy w zasadzie w łóżku, zostało mi podane śniadanie z kawusią, obdarowaliśmy się kartkami, bo to rocznica papierowa jest i tak jakoś nam zeszło do czwartej, kiedy trzeba sie było zacząć zbierać, bo mieliśmy zarezerwowaną restaurację na piątą trzydzieści. Przedtem wstąpiliśmy jeszcze do Weatherspoons na drinka, głównie dlatego, że zarezerwowana restauracja jest tak zwana bliskowschodnia, żarcie pyszne ale napoje mają tylko bezalkoholowe. Można sobie przynieść swój alkohol, ale nie chciało nam się butelki wina targać, bo kto by to całe wypił. Po kolacji poszliśmy uzupełnić toasty, następnego rana się dziwiłam dlaczego mnie tak głowa boli, okresu nie mam, przeziębiona nie jestem, więc o co chodzi. Chłop słusznie zauważył, że to nie głowa, tylko dżin. No tak, to wiele tłumaczy, wypiłam ze cztery, co ja poradzę że mają taki wybór.
Wczoraj trafił mnie szlag. Głównie to chodziło o szafę, ale tak naprawdę to chyba o całokształt.  Wieczorem Chłopu się dostało najbardziej, bo od siódmej czekałam jak na szpilkach żeby obejrzeć czwarty odcinek nowej Gry o Tron, a ten zaczął sobie humus robić. I tak mu zeszło do dziewiątej, a ja nawet nie miałam co czytać żeby czas zabić, bo kindla zapomniałam w pracy i nie chciało mi się po niego iść choć to przecież tylko pięć minut drogi. No to pielęgnowałam w sobie złość, aż w końcu sobie zrobiłam uspokajającą herbatkę z tonika i dżinu. Albo z toniku i dżina, nie pamiętam.
Poszłam do łóżka tuż przed jedenastą, ale książki nie miałam więc czekałam na Chłopa oglądając komórkę. A ten oczywiście się nie śpieszył. Z samego rana zmyłam mu głowę za to, bo on się wyspał a ja nie. Z tych nerwów całych obudziłam się bowiem o piątej rano i koniec, no ale książki nawet nie miałam żeby sobie do snu poczytać, to się rzucałam tylko jak wesz na grzebieniu.
Do pracy poszłam w nastroju bardzo bojowym, wykonałam od razu z rana obowiązkowy telefon do wykonawcy i do faceta od dywanów, a na koniec do ubezpieczyciela, co mi wcale nie pomogło, a nakręciło zły humor jeszcze bardziej. Chociaż w zasadzie nie powinno, bo niby wszystko jest na dobrej  drodze do końca tułaczki. Wisienką na torcie była rozmowa telefoniczna, tym razem już służbowa, z jednym w kontrahentów. Wisiałam na słuchawce czterdzieści pięć minut tłumacząc co i jak i próbując znaleźć rozwiązanie z sytuacji, ale pan po drugiej stronie miał całkowite ode mnie zdanie na ten temat, bo jak się okazuje w życiu najważniejsze są tylko sztywne przepisy i regułki. W sumie, powinnam mieć to w dupie, bo sprawa wcale nie dotyczyła mnie i mojej firmy, ale błędu w ich kartotece klienta, który chciałam żeby poprawili, po prostu żeby nie dostawać więcej głupich listów. Poddałam się. Nie dałam rady. Powiedziałam na koniec, że dziekuję za miłą rozmowę i wspaniale spędzone czterdzieści pięć minut mojego życia. Rzuciłam słuchawką, a potem się po prostu rozpłakałam. Pewnie brakowało mi płynów w organizmie.

A za chwilę jadę do Chałupy, będę malować ściany. Może się przy tym zrelaksuję i uspokoję. Chłop się chyba przejął moim stanem emocjonalnym bo powiedział przez telefon że mnie kocha. Bardzo.
No, ja jego chyba też ;-)

2 komentarze:

  1. Przez ten remont popadniesz w alkoholizm, ale trudno sie dziwic. Ja juz dawno bym sie powiesila, Ty jestes bardzo dzielna. Jeszcze nikogo nie zamordowalas, Twoja asertywnosc jest wzorcowa :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Współczuję, mam nadzieję, że nigdy nie będę miała takiej awarii, a potem takiego remontu z nieznajomymi wykonawcami z ubezpieczenia, bo chyba bym się powiesiła...

    OdpowiedzUsuń