środa, 1 maja 2019

Już za tydzień!

Powiem szczerze, że nie wiem jak mam to wszystko opisać. Więc może być zupełnie chaotycznie, bo chronologia już dawno się gdzieś po drodze zagubiła.
Dom się ciągle "robi", więc najlepiej będzie zaposiłkuje się (czy to jest w ogóle po polsku??) poprzednimi postami o tej tematyce.
No tak... Kafelki. Zostały położone. Te w kuchni wyglądały całkiem ładnie, te w łazience prysznicowej też. Dopóki się z bliska nie przyjrzałam. To że trochę krzywe miejscami, to jeszcze ujdzie w tłoku na bezludziu, bo to takie kafelki, że raczej nie widać. Ale fugi to już mojej kontroli jakości nie były w stanie przejść w żaden sposób. Tak jakby pan po prostu pacnął i se to rozsmarował jak mu się chciało, tu głęboko, tu krzywo, tu jakoś tak nie wiadomo jak. Ale to jeszcze nic. W ubikacji na samym dole dobrałam bardzo ładne, matowe białe kafle, w których się zakochałam w sklepie od pierwszego wejrzenia. Wchodzę sprawdzić, a tam... kafelki są. W porządku, choć dupy nie urywa. Mogę to zrozumieć, jeszcze nie umyte to nie widać ich ładności. Jedna ściana w porządku. Ale druga, po oknem, no mało mnie szlag nie trafił. Ludzie, kafle są duże, powierzchnia mała, raptem 10 sztuk. I każda, dosłownie każda krzywo położona. Kazaliśmy zrywać i zakładać na nowo.
Piec ogrzewania centralnego, przemontowany dwukrotnie, musiał niestety być wymontowany ponieważ niestety dokonał żywota. Mnie to rybka, przywieźli nowy, ale biedny pan hydraulik musiał go montować jeszcze raz.
O szafie wbudowanej to już mi się nie chce po prostu myśleć. Zrobili takie straszydło, że nie jestem w stanie na to patrzeć, a co dopiero zaakceptować. Powiedzieli, że poprawią tak jak chcemy. Ale za godzinę telefon, że... "Ale pani Barkby, my nie możemy odpowiednich materiałów znaleźć". Powiedziałam im, żeby szli do diabła, tylko w trochę bardziej cywilizowany sposób, zadzwoniłam do ubezpieczyciela i powiedziałam, że niech se robi co se chce, ja chcę tę szafę mieć zbudowaną przez kogoś innego. No to szukam. Prawdopodobnie znajomy mi zrobi, jak już będziemy na miejscu, a ubezpieczalnia zapłaci.
W ogóle, lista niedoróbek i fuszerek w ostatnim tygodniu była taka długa, że zajęła mi cały wieczór i pięćdziesiąt osiem zamieszczonych dla ewidencji zdjęć. Ja rozumiem jakieś tam niedociągnięcia malarsko-dekoracyjne w trakcie, ale większość z tego wszystkiego to miał już być skończony produkt. Panowie malarze mnie dosłownie rozbroili. Pokazuję na przykład palcem, gdzie pomaziana została ściana, która już była pomalowana, a oni, że to nie nie oni, że to na pewno ci, którzy sprzęty wynosili z pokoju. Ta, jasne, a świstak siedzi i zawija... Sprzęty zostały wyniesione w styczniu, a panowie malarze wymaziali ścianę jak im kazałam kontakty szorować, bo całe zamaziane zostawili po robocie. A kontakty to też nie oni, tylko elektryków wina, bo elektryk nie odkręcił. A zamaziany czujnik alarmu to też nie oni, to tynkarze. A ten wieszak na ubrania, to on się nie ruszał jak go przedtem dookoła malowali, oni nie wiedzą jak on się teraz rusza i jak ja w ogóle mogłam pod niego zaglądnąć. Ok, jak nie wiecie o co chodzi, to chodzi o takie dwa pojedyncze wieszaki, na których wieszaliśmy plecaki. Wisiały na jednym wkręcie i się kręciły dookoła, taki dizajn. A panowie je po prostu obmalowali farbą, bo im się nie chciało odkręcić.
(Zaraz nie chciało, oni przecież nie mają uprawnień do trzymania śrubokręta, od tego to jest wkręcacz śrub!).
Albo taki elektryk. Są dwa pstryczki na włączniku światła. Normalnie pstrykasz pierwszy to się włącza to światło, po której stronie jest pstryczek. A drugi zapala dalsze światło. Ale nie, dla pana elektryka to wszystko jedno jest, i jeszcze się dziwi, że my takie wymagania mamy.
Normalnie ręce i nogi nam opadają, po prostu brak nam słów i nie chce nam się o tym wszystkim gadać. W każdym razie, plan jest taki, że kończą co mają do skończenia, bo niestety dla nich, a na szczęście dla nas, czternastego musimy opuścić tymczasowy dom, więc graty muszą zostać przywiezione z powrotem do domu z przechowalni najpóźniej w piątek dziesiątego.
Stiven panikuje, bo czasu ma niewiele a roboty od groma.
No cóż, kiedyś ten moment musiał nadejść. Już niedługo wracam do domu!

5 komentarzy:

  1. Jak bedzie do czego wracac, bo z Twojego opisu wychodzi, ze chalupa jest w gorszym stanie niz byla bezposrednio po zalaniu. Japiernicze! Czy oni juz nie maja fachowcow z prawdziwego zdarzenia i uzywaja do remontow szwagrabrataznajomego, jak w Polsce? Watpie, czy w ogole zdaza, a kiedy sie juz wprowadzicie, to palcem nie rusza, zeby cokolwiek poprawic.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie Aniu, az tak jak zaraz po zalaniu to nie jest :-) Firma jest konkretna, ma bardzo dobre recenzje, zreszta Aviva (ubezpieczyciel) by z nimi nie wspolpracowala jakby byli zli. Niestety, tak to w tym kraju dziala w przypadku wiekszych kontraktow, ze najpierw robia aby zdazyc, a potem poprawiaja, to sie nazywa snagging. Im wiecej usterek zauwaze teraz przed oddaniem chalupy tym mniej bedzie potem snagging. Bo ja nie chce zeby oni mi sie po chalupie krecili potem, chce zeby zrobili i sie wyniesli z mojego domu raz na zawsze.

      Usuń
  2. Iwona, najwazniejsze , ze wracasz do domu.
    Najgorsze juz chyba za wami, a te wszystkie niedorobki pozniej sie wylapie i zrobi.
    To tak jakbys wlasciwie dostala nowy dom , z jednej strony masz mase stresu , ale z drugiej to tez troche ekscytujace.
    Nareszcie bedziesz u siebie i bedziesz mogla urzadzac po swojemu.
    I kwiatki juz ci pewnie w ogrodzie kwitna... Jak Twoje roze, rozrosly sie ?
    Juz niedlugo wyciagniesz sie w lezaczku we wlasnym ogrodzie , ze szklaneczka dzinu w reku – i w koncu odetchniesz.
    I tego ci zycze. Usciski

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ba, niedorobki malarskie to i tak sama bede poprawiac, bo w tym niestety nikt mi nie dogodzi, ja zauwazam nawet najmniejsza duperelke, ktorej w ogole tak naprawde nie widac. Chyba mam OCD :-)) Co tam chyba, na pewno mam!
      A kwiatki rosna, rosna, zdjec mam pelno w telefonie tylko czasu nie mam na zamieszczenie. Roze dwukrotnie przesadzone, ale rosna, jedna chyba mi zdechla ale czekam, moze wypusci. Juz planuje plan prac jak wrocimy :-) Na pierwszy rzut pojdzie laweczka, w zeszlym roku przemalowalam metalowe boki z zielonego na czarny, wyszedl bardzo ciekawy czarno-malachitowy. Teraz chce przerobic drewniane siedzisko na jakis ciekwaszy kolor, bo naturalne drewno troche poczernialo. I tak to :-)

      Usuń
    2. O dokladnie mam taka laweczke, i wlasnie ja pomalowalam. Na kolor takie typowo angielski trudny do opisania : Tea? Taki szarozielonybladypastel. Na pewno wiesz jaki. Tutaj czesto maluja tym kolorem okiennice, czy elementy ogrodowe...najpierw myslalam o ostrym wyrazistym, ale jednak nie. Ten sie lepiej wtapia w otoczenie i uwypukla kolor kwiatow i roslin...
      Wg mnie przynajmniej.:))

      Usuń