Mały rebus "I love you". A w środku to:
Jeszcze był wpis, ale to już pozostanie tajemnicą. Włożyłam kartkę do koperty, a kopertę do plecaka, który Chłop zabiera do pracy. Plecak pełen był papierów i papierzysków, na szczęście była w nim tez czapka, do której włożyłam kopertę, żeby się nie zagubiła.
Nazajutrz w pracy dostałam emaila z podziękowaniem za kartkę i ostrzeżeniem, żeby nie zaglądać pod krzesło, bo tam czyha niebezpieczeństwo i przygoda. Oczywiście, że po przyjściu do domu natychmiast zajrzałam pod krzesło w kuchni i... znalazłam karteczkę. Ha! Zupełnie jak przed rokiem. Tresure hunt! Pierwsza wskazówka była dosyć łatwa. Szybko znalazłam ukrytą kopertę własnoręcznie przez Chłopa zrobioną dla mnie kartką:
Na kopercie kolejna wskazówka. Domyśliłam się dość szybko, ale przeoczyłam i zajęło mi trochę czasu ponowne przeszukanie pokoju. W końcu znalazłam czekoladkę Lindt. Moją ulubioną. Kolejna wskazówka była bardzo dobrze skonstruowana, tak dobrze, że przeszukałam każdy pokój i nie znalazłam. W tym momencie przyszedł Chłop i tak mnie zastał, z rozczochraną czupryną, ganiającą jak debil po schodach w górę i w dół, aż się wziął zlitował i podpowiedział w którym pokoju. Jeszcze raz dokładnie przeczytałam i bingo! Kolejna czekoladka i kolejna karteczka. Tu już poszło bardzo szybko. Dotarłam do schowka pod schodami, a tam to:
Oczywiście bukiet tak nie wyglądał, bo był w opakowaniu i włożony do kubka z wodą :-)
Ale to nie koniec. Ostatnia wskazówka okazała się równie łatwa i to już był koniec zabawy.
A oto cała niespodzianka, którą Chłop przygotował już w poniedziałek! Na szczęście ma tak spostrzegawczą narzeczoną, że nie zauważyła niczego przez cały kolejny dzień :-)
Uwielbiam te jego zagadki!
Ale to nie koniec niespodzianek, bo ja oprócz kartki przygotowałam kolację, która składała się głównie z owoców morza i ślimaków. Akurat w Lidlu był francuski tydzień, więc nakupiłam tego wszystkiego (scampi, scallops, mussels i snails, czyli krewetki królewskie w panierce, przegrzebki zapiekane z sosem winno-pieczarkowym, małże zapiekane w sosie pietruszkowo-czosnkowym i ślimaki winniczki w maśle czosnkowym), a potem tylko wrzuciłam do piekarnika na dwadzieścia minut razem z kilkoma frytkami, w międzyczasie przygotowałam szybką sałatkę z rukoli i pomidorów, do kieliszków bezalkoholowe wino imbirowe i to była bardzo pyszna kolacja!
A potem poszliśmy do kina na "50 Shades freed" i w ogóle to były kolejne udane rocznicowe Walentynki. Nawet tulipan w wazonie nam zrobił niespodziankę:
A teraz - aby do wiosny!
No dobra, Wy jestescie swiezo zakochani, wiec mozecie sie bawic w walentynki, nie to co my po trzydziestukilku latach. :))
OdpowiedzUsuńA dlaczego niby nie?
UsuńA po jakiego grzyba? Albo kocha i daje odczuc zachowaniem, a nie pustoslowiem, albo nie kocha i wtedy niech se te walentynki wetknie tam, gdzie pan prezes itd.
UsuńMilosc jest na codzien, a Walentynki raz w roku ;-)
UsuńMacie fajną zbieżność dat i bardzo miło mi się czytało Twojego posta:-)
OdpowiedzUsuńPiękne takie świętowanie rocznicy:-)
Marytka
Dziekuje Marytko :-)
UsuńA ja przeplakalam pol walentynek bo akurat w ten dzien ktos postanowil uspic kotke NIe nie moja ale zaprzyjazniona Nie jadla od 10 dni, przestala sikac i zyla dzieki kroplowkom miala 18 lat
OdpowiedzUsuńWiesz, to cos okropnego z tymi kotami, dwie podobne historie wczoraj slyszalam od ludzi. Jedna kotka zachorowala na raka, druga potracil samochod :-( W Walentynki wlasnie.
UsuńNo dobra pierwsza randka 14 lutego moze byc przypadkiem;) chociaz ja wybralabym inna date, no ale to ja. Ale juz oswiadczyny 14 lutego to na pewno nie przypadek:))
OdpowiedzUsuńTak czy inaczej, jestescie oboje bardzo romantyczni. I juz sobie Was wyobrazam, za 30 lat jak ganiacie tropem tych karteczek-wskazowek po calej chalupie w poszukiwaniu nie tylko kolejnej czekoladki ale najpierw okularow:)))
Ja jestem wyjatkowo odporna i oporna na wszystkie wymuszone przez kalendarz swieta, wiec jak by mi nawet Wspanialy przyniosl jakiegos wiechcia to pewnie bym go tym wiechciem przez leb zdzielila:)))
Chociaz na poczatku to on tez tak chcial i robil, ale ja tolerowalam do czasu, potem wyjasnilam, ze to mnie nie tylko nie kreci ile zwyczajnie wkurwia i przestal:))
A po drodze zapomnicie, czego szukaliscie. :)))
UsuńNo, i trza bedzie zeby wyjac ze szklanki, zeby te czekoladki skonsumowac :-)))
UsuńMnie Walentynki nie dotyczą, bo ja po prostu jestem uczuciowo upośledzona. Intryguje mnie natomiast fakt, że Chłopu bawi się w robienie kartek - to chyba rzadkie u mężczyzn.
OdpowiedzUsuńE tam, ja tez robie rzeczy rzadkie dla kobiet. Na przyklad nie sprzatam ;-)
UsuńE tam. Ja nie sprzątam, moja córka nie sprząta, córki Kulki nie sprzątają... Wcale nie takie rzadkie!
UsuńKolczyki detal - oko bosssskie!
UsuńAle fajowo! ;)
OdpowiedzUsuńHi hi hi :-)
UsuńA, no i jeszcze - urzekł mnie Twój cyklopowy autoportret!
OdpowiedzUsuńNo, a kolczyki widzialas? :-))))
Usuńzakochani, ach zakochani!
OdpowiedzUsuńNajwazniejszy jest spontan!
UsuńPięknie! Że istnieją jeszcze tacy faceci??I to poza Polską?:)))))
OdpowiedzUsuńA ja nie wmyslalam, ze w Polsce tacy sa ;-)
Usuń:D Jesteście po prostu BOSCY! Muszę ten wpis pokazać mojemu M... niech się uczy;)))
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie z nad filiżanki kawy:)
Ha ha, no to niech sie uczy ;-) pOzdrawiam serdecznie.
UsuńBezalkoholowe...wino...imbirowe... w Walentynki!!! Iwono!!! Czemu nie szampan Piccolo?!
OdpowiedzUsuń