Nie będzie niestety zdjęć, nie będzie też nagrań. Szkoda, ale byłam w klinice sama i nie bardzo miałam jak robić zdjęcia / nagrywać bo...
No właśnie. Wczoraj trzeba było zawieźć Migusię na coroczne szczepienie. Kochana, wlazła do transporterka jak do własnego domku, zadowolona sobie tam siedziała i mruczała, do czasu gdy zła mamusia transporterek zamknęła i zaniosła do samochodu. Chwilę jechałyśmy sobie w milczeniu (dodam że do weta mam w linii prostej jakieś 500 metrów), a tuż przed parkingiem się zaczęło. Ja najpierw nie wierzyłam że to z kontenerka takie dźwięki, przecież Migusia poza syczeniem i prychaniem na Tigusia, zaledwie kilka razy w życiu wydała z siebie cichusieńkie, ledwie słyszalne "miau" ...
A tu takie śpiewy, takie płacze, takie nawoływania, prawie jak Tiguś, choć jednak troszkę ciszej :-)
Umówione byłyśmy na godzinę więc na szczęście kicia nie musiała długo płakać, bo pewnie by ochrypła.
A już w gabinecie, trzeba było rozłożyć kontenerek na małe kawałeczki, bo nie dało się nijak kotki z niego wyjąć. Płakać przestała, bo jednak trochę ciekawiej było w gabinecie, trzeba się było porozglądać, ale strach niemal wylewał się uszami! Ogonek jak szczota, podkulony pod siebie, nigdy nie widziałam Migusi z podkulonym ogonem. I chyba popuściła troszke siusiu bo było parę mokrych śladów na stole :-)
Brzydka pani doktor zajrzała w uszy, oczka, do pyszczka, wstrętnie wymacała całe czarne ciałko, nawet brzusio wymiętoliła! A dodatkowo to jeszcze przykładała taki okropny zimny talerzyk do brzuszka! No niesłychane! Na szczęście z całego strachu Migusia nawet nie poczuła szczepionki, a gdy pani doktor postawiła kontenerek z powrotem na stole, wśliznęła się tam szybciutko i uciekła w najdalszy kąt.
A po drodze do domu śpiewałyśmy sobie razem :-)
Bardzo obawiałąm się o tę szczepionkę, bo w zeszłym roku mała bardzo chorowała po obu dawkach, ale była wtedy maleńka, więc miałam nadzieję że tym razem zniesie to już lepiej. I zniosła! Nic, zupełnie nic jej nie dolegało, apetyt jak zwykle, diabliki w oczach i hulaj dusza na Tigusia! Jedyny mój powód do zmartwienia jest, że ona dość mało waży, bo tylko 3400 g, ale jak powiedziała wetka, na jej wielkość waga jest prawidłowa. Może to po prostu mały kot...
Oj z tymi szczepieniami Iwonko czy naprawdę trzeba co roku?
OdpowiedzUsuńNasze kocie ponad 5 kg waży tyle że on dość duży jest i chyba jeszcze rośnie osiem miesięcy skończy w Styczniu. :)
Trzeba Elu, trzeba. Moje koty są wychodzące i lepiej żeby mi jakigoś choróbska nie przyniosły, Zresztą, nawet koty domowe mogą się zarazić tym co człowiek na butach przyniesie. Lepiej zapobiegać niż leczyć, takiemoje zdanie.
Usuń:) Ale ci uatrakcyjniła wizytę u weta :))
OdpowiedzUsuńNie lubię ich nasi milusińscy, Chyba, że Rufi - on kocha naszą wetkę. :)
Tiguś to raczej nie ma problemu, on sobie zwiedza gabinet jak tylko się od niego odwrócić :-)
UsuńJak one czują że to weta jadą...jak gdzie indziej moje siedzą cicho :) a u lekarza armagedon..
OdpowiedzUsuńNo właśnie...
UsuńOj biedna Migusia ??
OdpowiedzUsuńAle ostra reakcja...
Rzeczywiście wagę ma niezbyt dużą,
ale wiele rasowych właśnie tak mało waży,
czym jestem bardzo zdziwiona.
A może po prostu ona jest szczupła i zgrabna jak na koteczkę przystało :-)
Głaski dla koteczków !
Iwonko cudownych świąt tam pięknych chwil mimo że jest tam chyba tylko jeden świąteczny dzień? Nieważne ile byle byłoby to mile i cieple i wspaniale spotkanie w rodzinnym gronie.Serdeczności wiele dla Ciebie Twojej rodziny i kociaków wspaniałych. :)
OdpowiedzUsuńElu, dopiero dzis mam chwile aby wejsc na bloga... dziekuje ci i zycze wszystkiego dobrego! caluski!
UsuńDziękujemy za życzenia wszystkie
OdpowiedzUsuńi życzymy wesołych , zdrowych i radosnych Świąt
Klub Kota :-)