Dobrze że minęły. To tyle o Bożym Narodzeniu 2013.
A dzisiaj był właściwie ostatni moment żeby zobaczyć co z tych Świąt zostało jeszcze w Edynburgu, bo jutro to wszystko rozbierają, przygotowując się do Hogmanay Street Party, czyli tutejszego Sylwestra. Jako że nie miałam okazji zrobić tego wcześniej, a centrum miasta widziałam tylko raz i to w biały dzień, wybrałam się tam dzisiaj, a część z tego co widziałam pokażę i Wam.
Wycieczkę rozpoczynamy od George Street, gdzie jakimś cudem udaje się nam zaparkować samochód, bo chociaż miejsc parkingowych jest troszkę, to znalezienie wolnego akurat wtedy kiedy potrzebujemy graniczy z cudem. Ale mnie się akurat zdarzył. Zaraz naprzeciwko słynnego "The Dome" - czyli wykwintnego klubu, restauracji, centrum konferencyjnego i czego-tam-jeszcze w jednym. The Dome co roku o tej porze wygląda tak samo, czyli - imponująco.
I ja sobie też fotkę strzeliłam, a co!
Z George Street idziemy na St Andrew's Square, gdzie wyjątkowo po raz pierwszy w tym roku umieszczono część świątecznych atrakcji, jak bar, karuzele, coś w rodzaju cyrku (raczej występy i przedstawienia) i sławetnego Star Flyer, czyli ogromnej, prawie 60-metrowej karuzeli na wysięgniku, której tu nie pokaże, bo mam ochotę na osobny wpis o tym. Przepiękne zielone drzewa... choć bez liści :-)
I oczywiście karuzela "na konikach" - kiedyś na niej jechałam, fajna zabawa, w sam raz dlka mnie, a jedzie naprawdę szybko :-)
Pozostałości świątecznego marketu, oczywiście utarg już teraz mizerny, ale przed świętami to nie było gdzie stopy postawić w tym miejscu.
Dalej przemieszczamy się w kierunku głównych atrakcji, postanawiamy przejść przez Rose Street (promenada na tyłach Princess Street), aby zobaczyć The Dome od tyłu - i jest!
A wzdłuż całej Rose Street (a krótka nie jest) rozciągnięte nad nami girlandy świateł. Lubię takie klimaty.
Wychodzimy z Rose Street na Hanover Street, aby udać się do celu musimy minąć to cudowne skrzyżowanie przy Galerii Narodowej - udaje mi się "rzucić okiem" na Zamek.
A teraz w kierunku atrakcji. Nie byłoby Christmas w Edynburgu bez Wielkiego Koła. W tym roku, wyjątkowo, wagoniki są zamknięte, bleeee. Jak byłam na nim kilka lat temu, siedziało się na normalnej ławce w odkrytym wagoniku i wiało "jak w kieleckim".
I znowu mijamy dziesiątki stoisk z pozdobami, różnymi ślicznymi i nikomu nie przydatnymi bibelotami, który każdy chciałby mieć, stoiska z grzanym winem, z zimnym piwem, z kiełbaskami, pączkami, i w ogóle, klimat taki jaki jest TYLKO i wyłącznie w okresie świątecznym.
Karuzel było kilka, jak co roku, i jak co roku również małe lodowisko. A ta karuzela była wyjątkowo piękna - w dodatku piętrowa.
W dole Princess Street Gardens coś dla dzieciaczków - wioska Świętego Mikołaja z pociągiem, który obwozi dzieci dookoła.
Nowością w tym roku był Christmas Tree Maze, czyli labirynt wykonany z choinek, niestety nie weszliśmy bo tylko dla dzieci :-)
Po drugiej stronie Pricess Street Gardens, na Lawnmarket, były jak co roku atrakcje dla twardzieli, jak na przykład ten Straszny Dom. Słychać było krzyki ze środka, to chyba tam jednak straszy :-)
Ale to poniżej to było coś na co naprawdę tylko nieliczni mogą się odważyć - ja nie wiem jak to się nazywa, ale jest to wyrzucane banji, z siłą dośrodkową ileś-gie - mała dwuosobowa klatka na gumach, wystrzeliwana na jakieś 20 metrów. Może więcej.
No i oczywiście wagon z atrakcjami dla tych którzy mają za dużo drobniaków, czyli małych hazardzistów - jednoręcy bandyci i tym podobne.
Na koniec wycieczki przeszliśmy przez Jenners, czyli słynny ekskluzywny "dom towarowy", bo tam oprócz wyprzedaży mają zawsze w środku sklepu to:
Warto podkreślić że Jenners to nie jest hala targowa, ani centrum handlowe, to jest normalny budynek, kamienica przy Princess Street. I tak choinka robi naprawdę duże wrażenie.
Krótka wycieczka dobiegła końca, wracamy pod The Dome.
A potem na parking, przecież to tylko parę kroków. Tak wyglądała George Street wieczorem.
Pomimo wszystko, żal mi tej atmosfery, szkoda że mogłam jej użyć tylko tak krótko. Ale nic to, do następnego roku!