piątek, 17 sierpnia 2012

Przyjaciel nie wróg

Tak sobie myślę, jak to z tymi kotami jest? Jest ich na naszej ulicy dużo, w co drugim domu jest co najmniej jeden, nierzadko dwa. Te które mieszkają ze sobą, muszą się tolerować, bo nie mają wyjścia. Zazwyczaj jest to rodzeństwo, więc zna się od urodzenia i wtedy jest łatwiej. Kiedy jednak do domu przychodzi kolejny dorosły kot, sytuacja się komplikuje. Jak na przykład u naszych sąsiadów, u których jeden kot z rodzeństwa umarł, więc zaadoptowali dwa czarne maleństwa. I teraz Gruby Wielki Biały Kot nie tylko nie ma rodzeństwa, ale ma konkurencję i to podwójną. Ale jak to samiec alfa, zna swoją wielkość i pozwala sobie na tolerowanie dwójki czarnuchów tak jak każdego innego kota w okolicy. Bo na całej ulicy nikt mu nie podskoczy. Kroczy więc dumnie sam i nikt mu nie śmie podskoczyć. Dosłownie. A jak ma kaprys, to siada na samym środku otwartego okna i tak siedzi godzinami, a dwójka pozostałych kotów nie ma prawa wstępu. Siedzą sobie więc biedne w krzakach pod oknem i czekają aż ktoś z ludzi to zauważy i pogoni białego z okna.
Nasz Tiggy to towarzyski raczej kot. A raczej bardzo był, bo ostatnimi czasy pędzi wszystkich z naszego podwórka. Ale przedtem miał najlepszego kumpla Rudego, który przybiegał codziennie na gonitwy jak tylko zauważył naszego na podwórku, i vice versa. Jeden ganiał drugiego, potem drugi pierwszego, z płotu i na płot, miauczały, skakały, nikt nikomu krzywdy nie robił. Ale Rudy zniknął. Nie ma go.
Pojawiły się za to te dwa Czarne, a że młode i głupie były, to dawały sobą rządzić. I tu Tiggy gonił raz jednego raz drugiego, czasami dawał im pogonić za sobą. A jak nadszedł marzec to czarna kotka tak się marcowała z naszym pupilkiem że siedzieliśmy w oknach do północy, puchnąc od śmiechu. Bo o żadnym akcie miłosnym oczywiście nie mogło być mowy, ale co się najęczały, co się nawrzeszczały, namruczały i nawarczały... W końcu trudno już było wyczuć - przyjaciel to czy wróg?
Jest taki jeden kot - Duży Rudy, piękny, wypasiony, próbuje wchodzić na nasze podwórko, ale jak zobaczyłam po co on przychodzi to zaczęłam pędzić. Bo nie chce mi się cudzych kup sprzątać. Ten Duży Rudy kot to największy wróg naszego kota. Nie było jeszcze sytuacji sam-na-sam, żeby jeden drugiego nie przegonił, jak jeden idzie dołem to drugi zawsze płotem, bacznie się obserwując. Jak jeden po jednej stronie ulicy to drugi zawsze po innej. Ostatnio myślałam nawet że do scysji dojdzie, bo starły się na ulicy i walczyły na spojrzenia i machnięcia ogonem. Do tego doszły posykiwania i warczenie. Walki wręcz na szczęście nie było, bo nie wiem co bym zrobiła, polała wodą jak tego psa który rzucał się na nogi dziewczynek w celu nieprzyzwoitym?
A tu wczoraj syn woła żebym natychmiast podeszła do okna. Podchodzę a tu taki obrazek:


Po chwili uwaliły się jeden z drugim jak na kanapie, ale już nie zdążyłam fotki pstryknąć bo się bateria skończyła.
No więc jak to - przyjaciel czy wróg? Kto tam z tymi kotami dojdzie!

2 komentarze:

  1. Koty same się dogadają ze sobą:) Czasem trudno nam to zrozumieć, ale one rozumieją się wymielicie:)

    OdpowiedzUsuń
  2. A to Ci dopiero :)... Najwyraźniej to taka dojrzała przyjaźń :D.

    OdpowiedzUsuń