piątek, 29 lipca 2011

Prawdziwy przyjaciel

Każdy z nas ma, lub kiedyś miał, przyjaciela, takiego prawdziwego, od serca. Z ktorym można konie kraść i beczkę soli zjeść. Z którym można wypić i pożartować, któremu się ufa prawie tak, a czasami może nawet i bardziej, jak własnej żonie.
Marcin również ma takiego przyjaciela. Poznali się z Rafałem na studiach, chodzili te same zajęcia, na wspólne imprezy, bawili się na swoich weselach. Marcin się ożenił, wkrótce potem pojawiło się dziecko, nie przeszkodziło to jednak we wspólnych kontaktach, szczególnie że Rafał był już bardzo mocno zaangażowany ze swoją dziewczyną i tylko kwestia czasu kiedy mieli się pobrać. Spędzali więc wspólnie czas, chłopcy i dziewczęta, czasami w większym gronie. Za jakiś czas i Rafał się ożenił.
W międzyczasie obaj zaczęli pracę na tej samej uczelni, na tym samym wydziale, w tej samej katedrze, w tym samym pokoju. Stosunki jeszcze bardziej się zacieśniły. Pomagali sobie wzajemnie, wspierali się. Marcin był bardziej zaangażowany w życie rodzinne niż Rafał, który mimo że miał już dziecko, wciąż lubił imprezy i wyskoki z kolegami. Nie przeszkadzało im to w niczym. Każdy robił oddzielnie to co lubił, a do tego razem rozumieli się świetnie.
Choć z finansami bywało różnie, Marcin starał się uczestniczyć w życiu socjalnym swojego wydziału jak mógł. Rafałowi było o niebo lepiej, żona zarabiała trzy razy tyle co on, dom odziedziczony po dziadku, co prawda do remontu, ale jednak za darmo, a poza tym dziadkowie na miejscu więc opieka nad dzieckiem zapewniona. Marcin i jego żona sami musieli zapracować na własne mieszkanie, wspólnymi siłami i z ogromnym poświęceniem je wyremontować. Dziadkowie daleko, więc opieka jeśli już to raz na jakiś czas.
Zaczęły się pojawiać głosy zazdrości. Że Marcin to ma fajnie, bo ma mieszkanie, samochód, nawet jacht ma, piękną żonę i zdolne dzieci. Nikt jakoś nie zauważył że Marcin czasami nie ma co do garnka włożyć bo mieszkanie na kredyt, a kredyt trzeba spłacać, a remont to jeszcze większy wydatek. Że samochód to stary grat, a "jacht" to zwykła maleńka dwousobowa żaglówka kupiona za grosze w stanie nadającym się na złom i wyremontowana własnymi Marcina rękoma. Nikt nie widział że żona chodzi w używanych ciuchach po swojej siostrze, a dzieci mają ubranka odziedziczone po całej rodzinie, bo nie stać ich było na nowe. Dzieci zdolne, to fakt, ale nauka w szkole muzycznej i zajęcia na kółkach plastycznych jednak kosztują. Nie mówiąc już o czasie który rodzice na to muszą poświęcić.
Tak, Marcin szybko zaczął życie i starał się zapewnić rodzinie byt najlepszy na jaki ich stać. Oboje z żoną pracowali na pełen etat, Marcin brał nieskończenie wiele dodatkowych zleceń i projektów, spędzając na uczelni niemal cały czas, aby tylko im wystarczyło na wszystkie niezbędne potrzeby, ale jakoś radzili sobie, bez narzekania.
Rafał jako pierwszy zrobił doktorat, szczycił się tym ogromnie. Marcinowi szczęście nie dopisało tak bardzo, ogrom zajęć i odpowiedzialności jakie wziął na siebie, nie pozwoliły mu dokończyć dzieła przed terminem. Minęło siedem przepisowych i pomimo że Marcin miał już pozałatwiane wszystkie formalności, pozdawane wszystkie egzaminy i nawet wyznaczony termin obrony, nie pozwolono mu pozostać na uczelni. I nie był to formalny wymóg, tylko złośliwość dziekana, który złym człowiekiem był i niech światłość świeci nad jego zgubioną duszą, ale to temat na osobną opowieść. Marcin pozostał bez pracy, bez pieniędzy, na dodatek Urząd Pracy postanowił nie wypłacać mu zasiłku dla bezrobotnych, ponieważ pomimo ciężkiej pracy przez dziesięć lat ostatniego roku nie przepracował na pełen etat. Taki to był układ z uczelnią. Na pograniczu załamania rodzina postanowiła że wyjeżdża do Anglii. Plan był taki, że pierwsza wyjedzie żona, a Marcin zostanie z dziećmi aż do obrony, a potem on dojedzie, dzieci zostaną ten krótki czas do skończenia roku szkolnego z dziadkami, po czym dojadą do rodziców. Plan prosty choć emocjonalnie bardzo ciężki. Jak powiedzieli tak zrobili. Wszystko poszło zgodnie z planem. Żona szybko znalazła pracę, pieniędzy wysyłała ile mogła, tęsknili ogromnie. Marcin zrobił doktorat, z czystym sumieniem spakował walizki i wyjechał, bo nie chciał już mieć do czynienia z uczelnią która go tak potraktowała i z państwem które nie dało mu żadnych szans na przeżycie. Po wakacjach w Wiadomościach Uczelnianych i lokalnej gazecie, której wycinki przesłała mu mama, przeczytał że Uczelnia gratuluje świeżo upieczonym doktorom (tu padło między innymi jego nazwisko) i z dumą zawiadamia że on, Marcin, udał się właśnie na dwuletnie stypendium zagraniczne do Londynu, i które to stypendium jest zasługą pana dziekana XX (niech żyje w pamięci bliskich). Ha ha!
Rafałowi życie zaczęło się mniej układać, żona zostawała coraz dłużej w pracy, w końcu okazało się że go zdradza. Zażądała rozwodu, zażądała połowy domu po dziadku, wyłącznej opieki nad dzieckiem z wyjątkami kiedy nie mogła tej opieki sprawować (czyli codziennie), zażądała samochodu ktory Rafał kupił za własne pieniądze i alimentów takich że Rafał musiałby na nie przeznaczać całą swoją pensję. Załamał się, zaczął pić. Marcin odwiedzał go raz, dwa razy do roku, zawsze kiedy przyjeżdżał do Polski, spotykał się ze swoim przyjacielem, pocieszał, podsuwał rozwiązania, wspierał. Rafał rzadko odpowiadał na emaile, ale taki już jest Rafał, mówił Marcin. Rafał nigdy nie dzwonił, ale tak było OK dla Marcina bo on Marcin miał darmowe rozmowy do Polski, a Rafał musiałby płacić bóg wie ile. Żona Marcina wspólnie z nim odwiedzała Rafała gdzy przyjeżdżali razem do kraju, wspierała, dodawała otuchy. Dziwna więc wydała jej się prośba męża, kiedy ostatnio musiała wyjechać sama, żeby nie próbowała go nawet odwiedzić, bo Rafał się zmienił. Cóż, jak mąż prosił to go nie odwiedzi... Trochę jednak żal, po tylu latach.
Minął kolejny rok. Marcin próbował dzwonić, pisać, chciał się umówić kiedy znał już ternim swojego przyjazdu do Polski, bez rezultatu. Postanowił więc że trudno, nie zobaczy się ze swoim przyjacielem. Pierwszy raz od wielu lat. Wrócił.
W domu żona zapytała co z Rafałem, odpowiedział zgodnie z prawdą że nie wie bo go nie widział. Że był na uczelni odwiedzić znajomych ale jego nie odwiedził, bo chyba go nie było... "I wiesz co się dowiedziałem na uczelni?" - powiedział - "dowiedziałem się że zostałem dyscyplinarnie zwolniony, za jakieś malwersacje dotyczące jednego z projektów nad którymi pracowałem, dlatego uciekłem z kraju. To powiedzieli mi znajomi z którymi się spotkałem. A wiesz od kogo się dowiedzieli? Od Rafała!!!"
Żona długo nie mogła uwierzyć w to co usłyszała. "Nie przejmuj się" - mówił Marcin - "to rzeczywiście straszne, ale to minie, przejdzie..." Na pewno złość minie, na pewno przejdzie. Ale żeby Rafał... Po tylu latach...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz