sobota, 9 stycznia 2016

Fejsbukowe kfiattki

Przepraszam, musiałam się z Wami podzielić bo padłam. Wczoraj na Facebooku to zobaczyłam, nie czytałam komentarzy ale Pani Ewa zapewnia że nie ma problemu z angielskim.


Podobieństwo jest zaiste uderzające, ale nie dziwię się już skoro Pani Ewa je OATS na śniadanie. Ha ha ha ha ha!

Pani Ewo, owsianka po angielsku nazywa się PORRIDGE!!!

piątek, 8 stycznia 2016

Humor piątkowy

Spóźnione, ale niech tam. Zapraszam!

*****
Blondynka mówi do blondynki:
- Wiesz Sylwester jest w piątek.
- Ojej aby tylko nie 13-go.


*****
1 stycznia. Nowy Rok. Policjant zatrzymuje auto z młodym człowiekiem za kierownicą.
Wygląda na pijanego... - myśli glina. - Ale, k*rwa, nie mam już alkoholomierzy.
- Dmuchaj pan w balon - policjant wyciąga zwykły balonik z sylwestrowej impry.
Gościu dmucha. Policjant bierze balonik, popuszcza powietrze i wącha. Nie czuć alkoholu! Wącha dalej, wypuszczając powietrze na twarz.
- Ciężka ta służba mundurowa - zagaja kierowca.
- No... - mruczy policjant, wciąż wdychając powietrze z balonu.
- Ja chciałem pójść do wojska, ale nie wzięli.
- Czemu?
- Wykryli gruźlicę, płonicę i drożdżaki.


*****
Kobieta budzi się rano po Sylwestrze, patrzy w lustro i szturcha w bok wymęczonego imprezą męża:
- Wiesz kochanie... jaka ja już jestem stara! Twarz mam całą pomarszczoną, biust obwisły, oczy sine i podkrążone, fałdy na brzuchu, grube nogi i tłuste ramiona... Kochanie! Proszę cię, powiedz mi coś miłego, żebym się lepiej poczuła w nowym roku.
- Eee... no... za to wzrok masz jak najbardziej w porządku!


*****
Spotykają się po Nowym Roku dwie blondynki.
Jedna mówi do drugiej:
- Cześć, jak spędziłaś Sylwestra?
- Wcale nie musiałam, sam zszedł.


****
Podczas zebrania pracowników przemawia szef:
- Mam nadzieję, że każdy z Was ma solidne postanowienia noworoczne?
- O tak, ja mam – wyrywa się Kowalska – solidnie postanawiam w tym roku dać sobie więcej luzu.


I z takim samym postanowieniem pozdrawiam prawie weekendowo!





czwartek, 7 stycznia 2016

Mój pierwszy raz

Kolega zaprosił mnie do kina. Trochę się zdziwiłam, bo dotychczas włóczyliśmy się razem tylko po zawodach badmintonowych. To ten pan od czkawki. Tak jakoś się zgadaliśmy ostatnio o filmach, że ja chodzę do kina sama albo nie chodzę bo nie mam z kim, a on że ma darmową kartę wstępu z pracy do jednego z kin i też chodzi sam bo nie ma z kim, no to wyszło że wczoraj poszliśmy razem. Miałam wybór filmu więc wybrałam "Joy" bo bardzo lubię Jennifer Lawrence i wydawało mi się że będzie wart obejrzenia.
Z początku nie wiedziałam jak go odebrać, zupełnie nie wiedziałam czego się spodziewać, nie znałam fabuły ani pomysłu, ani w ogóle nic poza tym kto gra główną rolę. Powoli, zupełnie niespodziewanie, wciśnięta w fotel na środku ostatniego rzędu, złapałam się na tym że czoło mi się marszczy a twarz robi dziwne miny w miarę przesuwania się kolejnych scen. Tak tak, mili moi, złapałam się na tym że zaczęłam się zupełnie utożsamiać z główną bohaterką. A scena ścinania włosów przed lustrem położyła mnie na łopatki i spowodowała zimne ciarki na plecach. To ja, ja sprzed miesiąca! Doszło do mnie jak ten symboliczny gest może zmienić nastawienie do świata, a najważniejsze że nie jestem jedyna na świecie!
Chcąc nie chcąc, film ten namalował mi na twarzy uśmiech który nie zniknął przez resztę wieczoru i po cichutku sobie myślę że trzyma się do dzisiaj. Jeśli to było coś co mnie tak pozytywnie nastawiło do świata to ja jestem bardzo zadowolona ze wczorajszej eskapady do kina. Tego mi było trzeba!
No i wczoraj był mój pierwszy raz...
Coś w kinie trzeba żreć. Zanim się jeszcze seans zaczął, kolega niespodziewanie wyjął z kieszeni paczuszkę Skittles. Wystawił ją w moim kierunku. Podziękowałam mówiąc że ja nie jem słodyczy. No dobra, TAKICH słodyczy. Że żelków nie lubię. Na to on że to nie żelki, że mają twardą powłokę. Ja tam nie wiem, mówię, ja Skittles to znam tylko z reklam. Bo ja ze słodyczy to najlepiej czekoladę a i to nie każdą, a cukierków nie lubię. A w ogóle to żadnych słodyczy nie lubię jak są owocowe. Mogą być waniliowe i mleczne i... no dobra, żeby nie było że pozostanę taka dziewica do końca życia to spróbuję. Jednego. Kolor obojętny. Wypadło na żółty. Włożyłam do ust. Zapytałam czy mam to ssać czy pogryźć, kolega na cały regulator oznajmił że jak będę ssała to będzie lepiej. Nikt się nie odwrócił, pewnie z zażenowania...
No cóż, pozostałam przy jednym.
Kolega do dzisiaj przeżywa że po raz pierwszy spotkał kogoś kto nie jadł Skittles... No to się jeszcze zdziwi.

A Wy co, myśleliście że pikantnie będzie? ;-)


Pozdrawiam gorąco!