środa, 10 kwietnia 2024

O grzebaniu w ziemi, czyszczeniu rur od środka i pakowaniu.

Nie czuję się najlepiej. Fizycznie jest całkiem dobrze, ale wydarzenia ostatnich 12 miesięcy rzuciły mi się na głowę i cieżko mi się żyje. Nic mi sie nie chce, do pracy chodzę żeby chodzić, z ludźmi romawiam aby rozmawiać, ale tak naprawdę nie chce mi się spotykać ludzi, wydywać ich i wydawać do nich dźwięki. Od nowego roku nie grałam w badmintona, a ciało się jednak domaga jakiegoś ruchu więc chodzę, robię joge dwa razy w tygodniu i dwa razy porządne ćwiczenia aerobowe. po których jestem wykończona ale szczęśliwa. Ale najchętniej nic bym nie robiła, siedziałą i gapiła się w ścianę. Albo leżała i gapiła w sufit. 

Najgorzej jest się za coś wziąć. Bo jak się wezmę to już jadę z tym do upadłego, tak jak w ostatnią niedzielę, kiedy w końcu była ładna pogoda. Z samego rana poszliśmy z Chłopem na działki, żeby odbyć comiesięczne prace porządkowe na komunalnym terenie, Chłop porobił do dwunastej i poszedł do domu, bo miał do uzupełnienia jakieś sprawozdanie z pracy. A ja zostałam, porobiłam jeszcze parę godzin po czym na piechotę wróciłam do domu. Nie jest daleko, jakieś trzy i pół kilometra, choć pod górkę to szło mi sie świetnie, bo wiatr był naprawdę bardzo mocny z rodzaju prawie huraganu, który to prawie huragam zawiewał mi w plecy tak, że część drogi musiałam podbiegać, żeby nóg nie pogubić. 

Potem zjadłam kanapkę na luncz, a potem wróciłąm na działkę porobić na swoim, ale zanim wróciłam to pojechałam do centrum ogrodniczego zobaczyć co się dzieje w zakresie sadzonek. Zakupiłam paczkę nasion buraków i groszku, a także 10 małych sadzonek Calabrese czyli potocznego zielonego brokuła. No i rękawiczki ogrodnicze, ale jedyne jakie miali w moim rozmiarze były białe. Wzięłam, ale do dziś sie zastanawiam kto do jasnej anielki projektuje rękawiczki do grzebania w ziemi w jasnym kolorze? 

Pojechałąm na tę działkę. Przygotowałam skrzynię do uprawy w tunelu foliowym, przewożąc ze cztery taczki świeżo przerobionego naturalnego kompostu i mieszając z tym co już w tej skrzyni było, po czym poprzesadzałam brokułki do indywidualnych doniczek i postawiłam na razie w skrzyni, żeby przesadzić za dwa-trzy tygodnie na ostateczne miejsce. Potem nawiozłam i "zaorałam" skrzynię główną, do której wsadziłam małe cebulki, wysiałam sałatę, rzodkiewkę, buraki i groszek oraz jeszcze coś, ale nie pamiętam co. Zobaczę jak wyjdzie. Zostało jeszcze trochę miejsca na fasolkę zieloną i brokułki. ale to dopiero w maju. 

I tak zrobiła sie piąta wieczorem, wróciłam więc do domu i ugotowałam obiad, jakiś tam schab z pieczarkami, ziemniakami i warzywami na parze. Najlepsze było to, że ugotowałam brokuły, ale zapomniałąm je podać i następnego dnia musiałąm kombinować co ugotować do tych brokułów. Ale to nie o tym. Bo wydarzyła się mała awaria w kanale odpływowym na zewnątrz, który się był zatkał i nie wypuszczał wody ze zlewu w kuchni. Zabrała sie więc własnoręcznie za odetkanie kanalu. Zdarzyło się to już kiedyś więc miałam już przećwiczone co trzeba zrobić, z tym że zawsze robiłam to z Chłopem a teraz miałam ambicję zrobić to sama. Otóż po odsunięciu kratki kanalizacyjnej, przy pomocy specjalnie skonstruowanego sprzętu w postaci małej uciętej butelki po coca-coli zaczepionej na długim sznurku oraz długiego cienkiego kija trzeba było wybrać całą wodę z zatkanego kanału z całym tym świństwem, które tam zbiło się w jakąś masę ne pozawalającą na swobodny przepływ. Więc buteleczkę na sznureczku popychałam kijkiem do dołu, wyciągałam syf i wlewałam go do wiadra, aż wyciągnęłam wszystko, na końcu wsypując opakowanie sody oczyszczonej i zalewając wrzątkiem. Chłop pomógł mi jedynie w wywaleniu zawartości wiadra. 

Ale to nie wszystko. Kiedy zewnętrzny kanał się udrożnił, uznałam, że na pewno rury pod zlewem nie są aż tak przepływowe jak powinny być, więc poodkręcałam wszystkie i rzeczywiście, poprzyczepiany był do nich jakiś czarny szlam. Wzięłam więc wszystkie te kawałki rur, kolanek i zaślepek, wrzuciłam do wiadra i zaniosłam to wiadro do wanny. Nie, nie myłam rur w wannie, ona tylko służyła do postawienia w niej wiadra, żeby się nie rozbryzgało po ścianach jakby co. Po czym wyczyściłam te rury od środka. Tak. I teraz mam najczystsze rury odpływowe na całej dzielni. 

Powiem tylko, że byłam całym tym dniem wykończona, ale szczęśliwa. Niestety, wykończenie nie pozwala mi spać spokojnie, więc miotałam się z boku na bok całą noc, a potem był poniedziałek i brzydka pogoda, deszcz i zimno. I zdałąm sobie sprawę, ze wyjeżdżam na wakację już w piątek, więc jeszcze kilka dni trzeba chodzić do pracy, więc kiedy sie spakuję i tak dalej. I wiecie co? Jest środa a ja jestem spakowana tylko w swojej glowie. Ech...  

No i właśnie dlatego napisałam tego posta, żeby się pochwalić :-)

1 komentarz:

  1. Od samego czytania rozbolały mnie mięśnie i porobiły się zakwasy... 😘

    OdpowiedzUsuń