wtorek, 4 lutego 2014

Równowaga musi być

Ile wcześniej uśmiechu, tyle potem łez... i to w moim przypadku szczera prawda.
Tak mi było fajnie, tak wesoło przez kilka dni, aż w końcu bańka pękła i ryczałam wczoraj jak bóbr, dłuuugo, do późna w nocy.
A dzisiaj oczywiście, oczyska spuchnięte, nochal czerwony, ech, dobrze że pudry są.
Nic wielkiego, zwykła kłótnia z córką.
Dzisiaj też jest dzień, ciepły, wiosenny prawie, żonkile juz mi wylazły na 20 centymetrów i prymulka zakwitła, bazie się na wierzbince pojawiły, świat jest cudowny, a życie zbyt piękne by je marnować jakimiś lamentami.

Jeszcze tylko totolotka wyślę :-)



poniedziałek, 3 lutego 2014

Wszyscy możemy być Mikołajami

Lalalalala, lalala, lalalallaaallalala, siabadaba, lalala...

Śpiewam sobie już od wczoraj... bo mi tak wesoło jest...
Bo znowu OCZYWIŚCIE wygrałam! Jakiś tam system specjalistyczno-logiczny stworzony przez TwójCiOnego Anki Wrocławianki mnie wylosował i wygrałam... kalendarz!!!! Huraaaaa! Idźcie tu jeśli jeszcze nie byliście :-)

Ale musicie koniecznie przeczytać komentarze, bo tam właśnie jest jedna z przyczyn mojego wspaniałego humoru... Bo ja się tej mojej wygranej nagrody ZRZEKŁAM...
Bo ja już mam i wszystkie koty Anki Wrocławianki na obrazku i przepiękny koci kalendarz od Basi, to wszystko już mam więc dlaczego mam być taka pazerna na jeszcze i więcej?

"Mój" kalendarz pojedzie do Panterki - a ja jestem szczęśliwa, lalalalala!

Mogę być, jak Anka mnie określiła, Świętym Mikołajem, mogę być wróżką-dobrą-duszką, mogę być... nawet Aniołkiem.. hihihi... Ale nie przesadzajmy, jestem taką sobie Iwoną która lubi robić dla innych coś dobrego, szczególnie że jej to przecież nic nie kosztuje :-)

A swoją drogą to zastanawiam się czy ta dobra passa to jakiś znak???
Żebym tylko nie zapomniała wysłać toto-lotka...

Lala lalala-la-la-la, lala lalala-la-la-la
lala lalalalala lalalala la lalala....
i jeszcze raz....



sobota, 1 lutego 2014

O bałwanach wspomnień kilka.

Zima w tym roku raczej typowa dla Wysp Brytyjskich - czyli chłodno, od czasu do czasu deszczowo i wietrznie, czasmi wyjrzy słońce. Ot taki polski listopad... Tylko raz skrobałam szyby w tym sezonie.
Nie żeby mi się jakoś za śniegiem ckniło, ciągle gdzieś tam daleko kołacze się myśl - o nie, tylko nie śnieg. Bo śnieg to w Szkocji paraliż. Chaos na drogach, pełno stłuczek, pozamykane szkoły, fajnie jest... Dobrze że to tylko parę dni w roku, jeżeli już. Ale... pamiętacie chyba wszyscy zimę stulecia? Ja pamiętam dokładnie, bo chociaż mieliśmy powiedziane w pracy żeby do niej nie jeździć, a starać się pracować z domu (tak tak, mam taką możliwość) to ja i tak musiałam, bo syn miał egzaminy na których musiał być. Co z tego że szkoły pozamykane. Lekcji nie było ale egzaminy musiały się odbyć i kropka. No to w dni egzaminów heja w samochód i po zaspach na letnich oponach - 20 kilometrów w 2 godziny, fajnie było!

Ale zanim ktokolwiek przewidział jak się sytuacja rozwinie, w pewien listopadowy poranek obudził nas taki widok:



A potem zaczęło padać.I padało i padało.... Córce się podobało więc postanowiła z własnej i nieprzymuszonej woli iść do sklepu. Widzicie ją? Idzie...


... i wraca...

Zaraz z samego ranka syn z radości że szkoły nie ma, wybiegł sobie ulepić bałwanka. Bałwanek wyglądał tak:
To byl mały bałwanek, miał niecały metr.
Ale potem ten śnieg padał i padał... No to trzeba by coś większego ulepić. Przeskoczył syn  przez płot na boisko, bo przecież nikt o zdrowych zmysłach nie będzie chodził dookoła żeby przejść przez bramę.





Jest już i doopcia i brzuszek bałwanka. Pora na główkę.


Ostatnie szlify przed dokończeniem dzieła...






Dzieło skończone...  Dodam że syn na zdjęciu ma 180 cm wzrostu.





Syn jednak jeszcze nie skończył pracy. Powstało jeszcze kilka drobnych szczegółów.



A wieczorem...



No tak, to jest to o czym 16-letni chłopcy myślą najczęściej - "fak ju" i cycki :-)

Pozdrowienia dla "zaśnieżonych" :-)