Jesień to bardzo trudny okres. Ludzie miewają depresję, przyroda przygotowuje się do zimowego snu, a koty... polują. Uwaga, kto wrażliwy to niech od razu zamyka oczy!
Mając dwa koty nigdy nie wiemy tak naprawdę kto stoi za jakim łupem. Jak Tiguś był sam, to wiadomo było na kogo zwalać. A teraz? Czy najbardziej zagorzałym łowcą jest ten oto nieustraszony myśliwy?
Czy ta raczej skromna acz waleczna panienka?
Oto ostatnie łupy. Pierwszy z nich znaleziono w domu, pod kredensem. Mąż wymiatał śmieci i wśród tysiąca papierków, sznurków, piłeczek i pluszowych myszek które myśleliśmy że się zgubiły na zawsze, leżało także i to. Ptaszek, ładnie zasuszony, kto wie ile tam leżał...
Pewnego ranka na trawniku znaleźliśmy takiego oto delikwenta:
Innym razem Migusia znalazła sobie zabaweczkę w trawie:
A wczoraj, na chodniku, leżało ciało następnej ofiary.
I nie powiem już ile tych ofiar było, bo przecież nie każdej robi się pamiątkową pośmiertnę fotografię, prawda?
Mamy pewne przypuszczenia co do sprawcy wszystkich mordów, choć długo zachodziliśmy w głowę - kto? Ale kilka dni temu zaobserwowano i niestety nie uwieczniono na kamerze, jak Tiguś przyniósł w zębach myszkę podobną do tej powyżej, położył ją przed Migusią i odsunął się. Ta oczywiście dostała szaleju, a jak już po chwili się znudziła, Tiggy znowu trącił myszę łapą, podunął ją swojej siostrzyczce i odsunął się. Kazał jej się uczyć, czy co? Bo Migusia do tej pory to owszem, polowała bardzo chętnie, ale na muszki, osy (co już przypłaciła spuchniętą łapką) i motylki. Zazwyczaj poluje na podwórku, ale zdarza się że i w domu. Zobaczcie sami:
Obrońców praw zwierząt uspokajam - motylek przeżył, córka wyciągnęła go z worka i wypuściła, ku szalonemu oburzeniu Migusi.