Nic mi się nie chce. Ani w pracy ani w domu ani w życiu. Takiego lenia mam po powrocie że hej. Rzeczy jeszcze nie rozpakowane leżą w salonie, a cała kupa wypranych ubrań piętrzy się w jadalni na stole. No przynajmniej pranie zrobiłam...
Samochód muszę umyć.
Kuchnię w końcu doprowadzić do porządku po dwutygodniowych rządach Synusia.
Przetrzeć chałupę z kurzu.
Łazienka wymaga ponownej sanityzacji.
O myciu okien to już nawet nie wspomnę.
Moja sypialnia... a tam, może być, kto tu zagląda...
Ogród trochę odwszyłam ale najlepiej jakby tam jakaś bomba atomowa wybuchła i wypaliła to wszystko w cholerę.
A tu jeszcze pokój trzeba przygotować na pobyt gościa.
A., jak to czytasz to Cię uprzedzam, żeby nie było. A co tam, z podłogi jeść nie będziemy, prawda? Stuł sie ścierkom pszetsze i bedzie ;-)
Dobrze przynajmniej że Tiguś już jest wyleczony. Łapa w porządku, wczoraj byliśmy na ostatnim badaniu kontrolnym, zdolność ruchu przywrócona w stu procentach.
Wezmę i sobie chyba spa jakies zrobię dla relaksu :-)
Pozdrawiam leniwie.