środa, 30 stycznia 2019

Chłop ma nową miłość

Chłop mi się zakochał.
A było to tak. Wpadłam na pomysł i zadzwoniłam do znajomego, który jest managerem w wielkim salonie samochodowym.  Mówię: Słuchaj, jest tak-i-tak, zdarzyło mi się to-i-tamto, ubezpieczalnia już mi wypłaciła pieniążki, dołożę resztę tylko znajdź mi coś fajnego. Umówiłam, się na sobotę, pojechaliśmy z Chłopem. Znajomy wypytał co mniej więcej chcę, na czym mi zależy, bo ja jestem dość uparta w wymaganiach i musi być diesel, musi być silnik co najmniej odpowiedni, musi być oszczędny i ekonomiczny, ładnie wyglądający, dobrze wyposażony, jak najnowszy i na dodatek tani. Hmmmm...
Znajomy zaproponował mi trzy samochody w podobnej specyfikacji i cenie, ale poza tym zupełnie inne i przydzielił bardzo miłego młodego chłopaka do obsługi. Przejechałam się każdym z nich (samochodem, nie facetem), każdy prowadziło się bardzo dobrze (na tyle na ile mogłam stwierdzić po tych kilkunastu minutach), ale za cholerę nie mogłam wybrać. Poszwędaliśmy się po salonie jeszcze jakiś czas, po czym zrobiło się popołudnie i zaczęło nam burczeć w brzuchach. Ku zgrozie młodego sprzedawcy pożegnałam się i powiedziałam, że zadzwonię, bo na głodniaka żadnych decyzji podejmować nie będę. A on, wiadomo, że może jednak, że to taki fajny samochód, że jutro go już może nie być, bla bla bla. Samochód to druga najdroższa rzecz po domu i decyzja musi być podjęta z głową. Pojechaliśmy coś zjeść do pobliskiego MacDonalda, bo w tej cholernej samochodowej dzielnicy niczego innego nie ma. Wyjaśnię, że w Edynburgu, poza pomniejszymi pojedynczymi salonami rozmieszczonymi w różnych miejscach, jest kilka "dzielnic" tylko z samochodami, to są po prostu wielkie centra handlowe pojazdów. Każdy diler jest autoryzowany do sprzedaży określonych marek, a im większy to tych marek ma więcej. Jest to bardzo wygodnie, bo jeśli chcesz zwykły samochód (bo luksusowe, np. ferrari, lamborghini, bentley, aston martin itp. są w oddzielnych centrach) to jedziesz tam gdzie najbliżej i masz dosłownie wszystko. 
Więc, z MacDonalda przeszliśmy się do innego salonu, żeby spojrzeć na samochód który byłby nowszę wersją mojego starego. Oczywiście znowu, kawka, herbatka, jazda próbna dwoma samochodami i zrobiło się już późno. Kierownik placówki był tak bardzo zaangażowany, że zaproponował nam kosmicznie niską cenę, ale byliśmy twardzi i nie kupiliśmy. Bo już wieczór, a my głodni, a decyzji nie podejmuje się z burczącym brzuchem... Nie powiem, wszystkich w tym dniu bardzo rozczarowaliśmy.
Wieczorem zasiedliśmy na internet. Już jadąc do domu wyłoniliśmy dwóch zwycięzców, tak że porównywanie było znacznie łatwiejsze. Chłop, jak zwykle, zasięgnął porady guru, czyli swego ojca. Ojciec, jaki jest taki jest, ale ma bardzo szerokie spojrzenie na wiele spraw, nie doradza ale przekazuje swoją opinię i analizuje ją z różnych stron. A Ty i tak zrobisz jak chcesz. Po długich godzinach dyskusji za i przeciw (nie wiem po co, bo Chłop i tak powiedział, że będzie tak jak ja chcę, w końcu to mój samochód) jednogłośnie wybraliśmy zwycięzcę. Cena nie zwyciężyła w tym przypadku.
W niedzielę z samego rana pojechaliśmy do salonu, gdzie obejrzałam samochód jeszcze raz, po czym potwierdziłam chęć zakupu, na wskutek czego kamień spadł z serca uśmiechniętemu sprzedawcy. Wyjście do innego salonu opłaciło się, jak się okazało, kiedy znajomy manager przyszedł pogratulować zakupu i potwierdzić cenę. Ponieważ manager tamtego salonu zaproponował kosmicze warunki (nie wiem jak ale sporawdził sobie to w systemie, w sumie to ten sam diler), nasz manager postanowił utrzymać te same warunki, pomimo obniżonej już i tak ceny i innych dodatków. Tadam!
No i dzień później, w poniedziałek wieczorem, odebrałam z salonu mój nowy samochodzik. Jako bonus w środku leżała torba jutowa na zakupy z breloczkiem i zapachem samochodowym w środku, a obok wielka parasolka. Przyda się, bo moja stara ma już z dziesięć lat. Już wcześniej postanowiłam, że ponieważ teraz tak naprawdę aż tak nie potrzebuję samochodu, bo przecież mam pracę za płotem, nowym samochodem do pracy będzie jeździł Chłop do momentu aż wrócimy do domu. Bo samochód ma być jeżdżony, a nie stany na parkingu. Tego samego wieczoru pojechaliśmy z Chłopem na przejażdżkę. Najpierw jechałam ja, potem on, przy okazji sprawdzając wszystkie guziczki i ustawienia. Będę musiała się przyzwyczaić, bo jeździ się trochę inaczej niż moimi wcześniejszymi samochodami. Do tej pory miałam niskie samochody w sportowej sylwetce, ten jest trochę wyższy. No ale. Dojeżdżamy do domu, Chłop parkuje. Wychodzimy. Przy wejściu do domu Chłop odwraca się, spogląda na samochód, wzdycha i mówi: "Oh, she's a beauty..." (Ona jest piękna - w UK samochód ma płec żeńską).
Wczoraj po powrocie powiedział, że kocha ten samochód. To niech się lepiej zacznie odkochiwać, zanim będzie za późno :-)))


31 komentarzy:

  1. Nie daj mu się przyzwyczaić, bo zaanektuje nowa miłość na stałe:)
    Uwielbiam kupować samochody, pod warunkjem., że jest to BMW, no mam słabość od czasu, kiedy przystojni kryminaliści jeździli beemami:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie lubie kupowac, wszystko jest dla mnie za drogie :-)))

      Usuń
    2. Wczoraj Chlop odstawial swoj samochod do serwisu, dostal zastepczego Opla. Wieczorem slysze: Ach, ten Opel to taki niezreczny samochod, brakowalo mi dzis mojej nowej milosci...
      :-))))

      Usuń
  2. Gratuluje nowej milosci!
    Ale tak jak Repo widze w tym duze niebezpieczenstwo - chlopy sie strasznie przywiazuja do aut, a jak juz ja nazwal “beauty” … Bedzie ciezko ja wyrwac!

    W zyciu nie kupilam nowego samochodu w salonie, bo stac nas bylo tylko na uzywane – wiec zmienialismy je jak rekawiczki.
    Mnie jest zupelnie wszystko jedno czym ja jezdze, byle sie nie psulo i nie odstawalo za bardzo od reszty.
    Obecnie jezdze nowkami prosto z fabryki , ale to nie moje, tylko firmy. My tylko placimy miesiecznie za “wynajem” – bardzo dobra cena i nic mnie nie obchodzi – wszystko wliczone.

    Pamietam jak raz , chyba na poczatku 90-tych mialam starego opla. Dzialal, ale tylko w ruchu, nie daj buk, zeby stanac – nie ruszyl bez pomocy specjalnej . Raz zostawilam cala meska obsluge stacji benzynowej z rodziawionymi gebami : zaplacilam za paliwo, podeszlam do auta, otworzylam bagaznik, z niego wyciagnelam wielki mlot wielkosci cegly , na trzonku jak pien drzewa , po czym z gracja pierdolnelam tym mlotem pod maska, dokladnie w rozrusznik – dokladnie tam, gdzie mi maz wczesniej pokazal.
    Odpalil elegancko, wiec mlot wrucilam leciutko do bagaznika i elegancko odjechalam. Na eleganckich obcasach , w eleganckiej miniowie i w eleganckiej burzliwej trwalej na glowie.
    Widzialam tylko w lusterku, jak jeden facet obok , doslownie skrecil sie w pol, pokazujac na mnie palcem. A co.


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. He he, ja mialam takiego Citroena kiedys co gasl jak skrecal w lewo. Pojechalam do zaufanego mechanika i mowie: panie mechaniku, gasnie mi jak skreca w lewo. A on, ale jak to, niemozliwe, takie rzeczy sie nie dzieja. Ale wezmie i sie przejedzie d;a swietego spokoju. Wzial i sie przejechal. Wrocil, podrapal sie po glowie i mowi: Rzeczywiscie, gasnie w lewo :-)))
      Chlop zawsze powtarza ze samochod to tylko samochod. To ja sie przywiazuje, dla mnie to jak czlonek rodziny. A ten samochod jest moj i tylko moj, Chlop ma tylko zaszczyt nim jezdzic od czasu do czasu :-) A powaznie, to ja jezdze duzo duzo wiecej i na przyklad jak jedziemy gdzies daleko to mi sie nie chce prowadzic, wiec Chlop sobie uzywa, bo jego samochod to nadaje sie tylko do kina i na zakupy :-)))

      Usuń
  3. Toska jest moja, bo tak zadecydowalismy przy zakupie, ale jezdzi Wspanialy. Ja zdecydowanie wole miec dupe wozona niz sama jezdzic:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas kazdy ma swoj, wiec serwisy, przeglady, naprawy, kazdy odpowiada za swoje. Normalnie za paliwo tez, chyba ze jedziemy gdzies razem w trase to wtedy Chlop kupuje :-)

      Usuń
    2. W NYC samochod jest bolem w dupie a nie koniecznoscia. Owszem mialam przez cale chyba 8 miesiecy i jak szybko kupilam tak sie jeszcze szybciej pozbylam.
      Nie ma gdzie parkowac za friko to raz, parkingi platne kosztuja 50 dolarow na 8 godzin, wiec nikt do pracy nie dojezdza samochodem, bo to mijaloby sie raczej z celem pracy:)))
      A na to zeby gdzies wyjechac czy nawet zakupy to nie potrzeba dwoch samochodow.
      Owszem ludzie, ktorzy mieszkaja gdzies gdzie nie ma sprawnej komunikacji miejskiej to musza miec i czesto w cztero-osobowej rodzinie sa cztery samochody, bo inaczej dupa mokra nie ma mozliwosci nawet kupienia chleba i mleka, bo najblizszy sklep 5 km od domu.

      Usuń
  4. Ja lubie dlugie ,szerokie ,ciezkie samochody z dwoma drzwiami.Moim marzeniem jest Cadillac Edorado z 1967 roku albo Ciel ewentualnie Elmiraj ale to dopiero jak wygram w totka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oboszsze! Ja to nawet nie wiem z czym sie tego Elmiraja je...

      Usuń
  5. Zawróciła mu w głowie...cóż, Iwono, bądźmy szczerzy, że możesz ą pokonać tylko doświadczeniem, bo rocznikowo...hmmm.... Ja muszę mieć samochód mini, bo każdy inny mnie przytłacza. (czytaj - mam problem z dosięgnięciem pedałów, i odpowiednią widocznością) I moja dziewczynka taka jest. Mój chłop, dla odmiany, nie podnieca się niczym poniżej Aston Martina. Mogę więc spać spokojnie, bo na takie cacko nie będzie go stać w tym życiu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. He he he Pieprzu, dobre! Ja tez niewielkiego wzrostu jestem, ale male samochody mnie przytlaczaja. Kiedys siedzenia byly tylko przesuwane, wiec siedzialam na poduszce zeby cokolwiek widziec. Ale wszystkie samochody, ktore mialam w UK sa dostosowane do mikrobow (a moze ja tylko takie wybieralam), siedzenie sie przesuwa i podnosi, wiec zawsze siedze jak w traktorze, na najwyzszej mozliwej wysokosci i przesuwam do przodu tak ze spokojnie dostaje do pedalow. No i jeszcze kierownice mozna sobie wyragulowac, tak ze spoko.
      Chlop sie podnieca bo mu sie rozne monitorki wyswietlaja, ale tak naprawde to jego marzeniem jest samochod elektryczny, najlepiej Tesla. No ale na Tesle to go raczej stac nie bedzie, chyba ze wygra w totka.

      Usuń
    2. Ponoc niebawem pojawi sie model Tesli za jedyne 30 tys $ w USA juz przyjmuje zapisay na nie, trzeba 1000$ wplacic ,nie wiem jaki jest czas oczekiwania.Jak do tej pory widuje na ulicach jedynie SUV i model S. Raz w zyciu widzialam Tesle sportowa podobna do Corvette , tyl ok ale przod jak rozdeptana ropucha

      Usuń
    3. Ha ha jestem tez przeciwienstwem Pieprza – musze miec auto, w ktorym nie dosiegam glowa sufitu, najlepiej duze i wysokie,
      ale to wlasnie ze wzgledow fizycznych. Nie lubie malych aut, nie mieszcze sie, choc z koniecznosci mam niezbyt duze na dojazdy do pracy,

      Raz byly maz w przerwie miedzy dwoma autami zakupil na szybko “malucha” . Wsiadlam w to, posiedzialam 2 minuty i stwierdzilam, ze tym, to za zadne skarby swiata jezdzic nie bede. Niech sam najpierw pojezdzi . Ha ha, ja 175 cm , on 192 cm – pojedzil cale dwa dni i szybko sprzedal! Tez nie dal rady. Glowa dotykalam dachu, nogi zgiete w kolanach , ucisk z kazdej strony. Moj kumpel, wzrostu 202 cm – jezdzil maluchem , ale kierowal siedzac na tylnym siedzeniu ! Przednie sobie wyjal. Za to pare lat jezdzilam duzym Fiatem 125 p - i to bylo jedyne auto, ktore odpalalo przy mrozie -22 stopnie! Jako jedyna pod blokiem wsiadalam, robilam brym-brym i odjezdzalam, a reszta pilowala silniki do bolu.

      Usuń
    4. 30 tys. za Tesle?? U nas glupi Nissan Leaf wiecej kosztuje, w dodatku funtow.

      Usuń
  6. Czyli rasowy facet - bo wiesz, jak widzisz że mężczyzna otwiera kobiecie drzwi w samochodzie to znaczy że albo nowa kobieta albo nowa fura

    OdpowiedzUsuń
  7. Witaj Iwonko..Jestem tu po raz pierwszy .Zaczytałam się troszkę,ale nie jestem w stanie od razu poznać całości bloga.Bardzo życiowo opisujesz☺ Będę tu bywać::))Pozdrowienia ze Szwecji-Danka.

    OdpowiedzUsuń
  8. Powiem, że bardzo rozsądnie z Waszej strony nie podejmować decyzji n szybko w koncu bądź co bądź to auto a nie jakis tam laptop czy inne kapcie :P Tak wiem ,złe porównani, wm oim pryzpadku laptop to decyzja na miarę niemal samochodu, ale wiesz o co mi chodzi :) Takich rzeczy na pale się nie kupuje. Także gratki :) I oby długo jezdził :) ups przepraszam, jeździła ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. I wielkie brawa dla Was, nie ma co podejmować decyzji na głodniaka;) Swoją drogą, fajne te centa handlowe z samochodami...coś czuję, że z takiego miejsca nie wyciągnęłabym mojego M... niechybnie by się zakochał;)))
    pozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, lepiej tam jednak nie chodzic bez potrzeby :-)

      Usuń
  10. Też miałam kiedyś Mazdę, czerwoną, i też była moją miłością.Wystarczyło musnąć pedał gazu czubkiem stopy i już płynęła.. Ocaliła mi kiedyś życie lądując w rowie, a nie na drzewie. Do dziś ją wspominam z rozrzewnieniem, więc się Chłopu nie dziwię:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. He he, wczoraj jechalismy jego samochodem. Juz skubany zapomnial, jak sie wsteczny wbija :-))))

      Usuń
  11. Ooooo - samochod to czlonek rodziny, tak jak pies czy kot. Plus tu gdzie mieszkam po prostu nie obejdzie sie bez samochodu i kazdy dorosly czlonek rodziny musi miec. Sila rzeczy jestesmy ze soba zrosnieci na dobre i do samochodow palamy przywiazaniem.
    U nas tak samo sie kupuje jak u Ciebie a ja zaczynam zakupy od wyboru marki, pozniej koloru. Maz jest doradca technicznym ale ostateczne decyzje naleza do mnie bo ja mam nim jezdzic. I do samochodow palamy wielka miloscia, kazdy do swojego.
    Z mego doswiadczenia, a kierowca jestem od 40lat i mialam wiele samochodow, najbardziej ufam japonskim markom.
    Bezpiecznej i radosnej jazdy nowa miloscia !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z japonskich to mialam tylko Suzuki i Nissana. I Honde ale to motor.
      U nas tez trzeba miec samochod, inaczej sie nie da, no moze sie da ale ciezko. Nie mieszkam w samym miescie, a autobusy owszem jezdza, ale cztery razy dluzej.

      Usuń