poniedziałek, 13 sierpnia 2018

Z wizytą u teściowej

Od końca maja moja teściowa jest w, jak my tu mówimy, home. A właściwie Nursing Home, po polsku dom opieki. To jest już druga placówka tego typu, z poprzedniej ją, powiedzmy szczerze, wyrzulili (uznali że placówka jest dla niej nieodpowiednia), po tym jak podnosiła unieruchomionych staruszków z ich foteli żeby sobie szli, bo to nie jest ich dom, tylko jej. W sumie, bardzo dobrze, bo poprzedni dom, poza tym, że ona jedyna z rezydentów była osobą chodzącą, pozostawiał wiele do życzenia. Mnie się nie podobał, Chłopu też nie, mały, ciemny, przytłaczający i po prostu niebyt przyjemnie pachniał, chyba stęchlizną. W lipcu przenieśli ją do aktualnego domu, który jest bardziej przystosowany do pacjentów z demencją i innymi chorobami mózgu. W ubiegły weekend byliśmy ją odwiedzić. "Odwiedzić" to raczej słowo na wyrost, chyba bardziej adekwatne byłoby "zobaczyć".
Zaparkowaliśmy pod dużym starym domem z wielkimi oknami i zadbanym ogrodem. Wpuszczono nas po zadzwonieniu domofonem, z małego holu weszliśmy do obszernego salonu, który był jednym z dwóch pomieszczeń komunalnych. Stół jadalny, krzesła, fotele, sofy, duży telewizor, urządzone w stylu pierwszych klas podstawówki. Gry planszowe na półkach, układanki, kredki. W fotelach i sofach pół-drzemiący rezydenci. Jeden z nich (jedyny, z którym da się przeprowadzić składną rozmowę) wita się serdecznie z teściem, widać że wszyscy się tam znają. Teść anonsuje "syn i synowa". Teściowa siedzi z założonymi rękami i patrzy na nas bez żadnej ciekawości. Mówię po cichu do Chłopa, że może by przytulił mamę, przywitał się. Robi to, ale nie widać żadnego zainteresowania, ona nie wiem kim jesteśmy. Opiekunka proponuje, żebyśmy przeszli do conservatory (nie wiem jak to jest po polsku, oranżeria? przeszklona weranda?), tam jest więcej miejsca. Teść próbuje ostrożnie:
"Chodź, pójdziemy na werandę". Ona:
"Nie idę".
On nie ustępuje. Bierze ją delikatnie za rekę i powtarza:
"Chodź, teraz idziemy na werandę".
Ona patrzy, czy nikt nie protestuje, wstaje i idzie z nami. Po drodze mijamy kuchnię, gdzie widać przygotowania do lunchu, jakieś pomieszczenia gospodarcze. Zaczynają się pokoje rezydentów.
"Pokażesz im swój pokój, Kwiatuszku?" - pyta teść, gdy mijamy jej pokój. Ona bez słowa wchodzi z nami. Pokój jest dość mały, ale wystarczający. Niewielka szafa, szafka nocna, umywalka z lustrem (niestety nie ma osobnej łazienki), łóżko z kolorową pościelą. Dość surowo w porównaniu do innych pokoi, żadnych zdjęć, żadnych obrazków, żadnych dupereli. No ale dom teściów też jest raczej oszczędny w dekoracje i nie ma w nim żadnych zbędnych rzeczy, więc odzwierciedla to tylko osobowość mieszkańca, a raczej opiekuna. U teścia wszystko jest poukładane, pozamykane, żadnych naczyń w zlewie, żadnej pasty do zębów na widoku, żadnych walających się kluczy. Dekoracyjna szafka jest do dekoracji, a nie żeby w szufladkę coś włożyć, wszystko odkłada od razu na miejsce,  och, jak mnie to denerwuje. Pisałam już o tym, jak przy okazji wizyt w naszym domu stara się wprowadzić swoje porządki. Dla mnie dom to jest dom a nie cztery ściany. No ale.
Tak więc pokój teściowej, pusty i surowy. Pojedyncze łóżko z kolorową pościelą. Na poduszce, przykryte kołdrą, dwie lalki. Popatrzyliśmy na siebie z Chłopem porozumiewawczo, o tym już słyszeliśmy, ale dopiero jak się zobaczy to się widzi. Teść mówi:
"O, i lalki są w łóżku".
Teściowa:
"To są dzieci".
"Jakie ładne dzieci" - mówię. "Dziewczynka i chłopczyk?" Większa lalka jest łysa w niebieskim ubranku, mniejsza w czapeczce, w różowych śpioszkach ze słonikiem.
"Tak, dziewczynka i chłopczyk" - odpowiada teściowa. Dotyka chłopczyka w łysą główkę. "On jest popsuty" (broken po polsku popsuty, ale też złamany), "nie czuje się dobrze, musi iść do lekarza".
"A jak te dzieci mają na imię?" - pyta Chłop.
"Nie wiem, one dopiero tu przyszły, muszę się nimi opiekować" - mówi mama Chłopa.
Dotykamm łysą lalkę w czoło.
"Nie ma gorączki" - mówię. "Ale lepiej je mocniej przykryjmy, żeby im było cieplej". Przykrywamy więc lalki razem i wychodzimy z pokoju.
Po drodze widzę otwarte drzwi do pokojów innych rezydentów. Widzę zdjęcia, jakieś puzdereczka, szkatułki, kocyki, maskotki. To z czym każdy się identyfikuje, z czym czuje się najlepiej. Mijamy pochyloną kobietę w rozpuszczonych siwych włosach, w szlafroku.
"O, Inga" - mówi radośnie teść. Kobieta odpowiada coś w języku, którego nie rozumie nikt. "Inga to moja dziewczyna" - śmieje się teść. "Mam jeszcze jedną, ale jakoś jej dzisiaj nie widzę". Inga to Ingrid, jest Niemką. Od kiedy choroba zaczęła postępować, mózg przestał sobie radzić z dwujęzycznością i Inga mówi mieszanym niemiecko-angielskim językiem, a trudności z wymową w ogóle powodują, że jej mowa jest bardzo słabo rozumianym bełkotem. Teść tłumaczy, że Inga "nosi" przy sobie listę zakupów (pokazuje coś co trzyma w pustej ręce) i przychodzi do niego z tą listą wysyłając go do sklepu.
Weranda jest imponująca. Wielka, jasna, oszklona, prowadząca do ogrodu. Telewizor, jakieś sprzęty grające, pojedyncze skóropodobne rozkładane fotele, stół z krzesłami. Na parapecie zabawki i pluszowe misie. Teściowa przygarnia trzy misie i siada z nimi w fotelu. Mąż ogląda jej ręce, na których zauważa ślady brudu. Zabiera ją do łazienki, po drodze pokazując nam na migi, że to wcale nie jest brud...
Wracają po chwili, teściowa ponownie zapada w fotelu tuląc trzy miśki, Ingrid przychodzi w samej koszuli nocnej z listą zakupów. Pojawia się pracownik proponując nam coś do picia. Odmawiamy grzecznie. Zbliża się pora obiadu, nie chcemy przeszkadzać, zresztą niedługo idziemy. Rozmawiamy trochę, teść stara się nam przekazać informacje na temat opieki i działania systemu, teściowa siedzi i patrzy nie wiadomo gdzie. Słychać już stukanie talerzy. Teść doradza nam, żebyśmy wyszli pierwsi, a on wyśliźnie się po nas, czasami musi stosować fortel bo żona po prostu idzie za nim. Ona chodzi tak za każdym innym gościem, ale on w dalszym ciągu nie może się przyzwyczaić, że ukochana kobieta już go niestety nie rozpoznaje. Tym razem fortel nie był konieczny. Po prostu została w fotelu.



30 komentarzy:

  1. Boszsz... Strasznie smutne sa takie placowki.
    Pamietasz, kilka lat temu pisalam o odwiedzinach znajomwgo dziadka, ktory w koncu musial sie tam przeniesc po smierci zony, bo nie dawal rady sam. Te puste spojrzenia wbite gdzies za horyzont, to krotkotrwale ozywienie, kiedy otwieraly sie drzwi wejsciowe i wchodzil ktos obcy, moze to do mnie?, a potem pelne rezygnacji siedzenie w bezruchu i czekanie. Chyba na smierc.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie ozywienie widzi sie w domach, gdzie ludzie sa niedolezni fizycznie, ale psychicznie cciagle w formie. W domach, gdzie wszyscy rezydenci sa w glebokiej demencji, takiego zainteresowania nie ma, raczej frustracja, ze ktos przerywa im spokoj. Ale smutne sa, to prawda.

      Usuń
  2. Samo życie,przecież my też nie wiemy w jakiej kondycji fizycznej i psychicznej będziemy.Tylko przykro na to patrzeć, może to będzie okrutne co napiszę , to chyba my czekamy na spokojną i bez cierpień śmierć tych osób , dla nas bliskich.Oni nie są tego świadomi.Straszna jest starość.Krystyna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiemy, ale mozemy przewidziec. Ja nie chce zeby moje dzieci czy moj maz sie mna opiekowal do konca, gdy bede w takim stanie. Nie chce nikomu zabierac kilku lat zycia, bo opieka nad osoba z demencja angazuje cala rodzine, 24 godziny na dobe, gorzej niz z malenkim dzieckiem.

      Usuń
  3. Tak mi się skojarzyło z powieścią Sparksa "Pamiętnik".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytałam i dobrze pamiętam i książkę, i film. O kobiecie chorej na Alzheimera i jej mężu, który jej ciągle czyta jej własny pamiętnik o ich miłości i życiu, bardzo wzruszająca powieść.

      Usuń
    2. Przeczytaj, tak jak Iw napisała, wzruszająca.

      Usuń
    3. I jeszcze "Smażone zielone pomidory" Fannie Flagg, bardzo pogodna powieść o podobnej tematyce.

      Usuń
    4. Pomidory czytalam za nastolectwa, juz nie pamietam, ale wiem ze mi sie podobalo.

      Usuń
  4. Niestety, demencja jest chyba najpowazeniejsza choroba starosci i dotyka glownie rodziny, bo sam chory to sobie nie zdaje sprawy z sytuacji.
    Pewnie, ze to sa smutne domy, ale jeszcze smutniejsza bylaby proba utrzymania chorego w domu gdzie rodzina nie ma zielonego pojecia jak z takim postepowac i co gorsze to jest niebezpieczne.
    Jeszcze jak zyla moja mama to opowiadala mi o sasiadce z bloku, ktora miala tak daleko posunieta demencje ze zupelnie nie miala pojecia kim jest i co sie z nia dzieje, ale np. rozpalila ognisko na srodku pokoju, czy tez zalatwila sie na podloge i radosnie wysmarowala odchodami wszystko czego mogla dosiegnac. Nie wiem dlaczego nie oddali jej do domu opieki, ale wiem, ze jak corka musiala gdzies wyjsc chocby po zakupy to przywiazywala matke do fotela. Tak dla jej wlasnego bezpieczenstwa, ale to dopiero moim zdaniem bylo okrutne a nie oddanie chorego do domu opieki.
    No ale z tego co slysze to w Polsce bardzo niechetnie patrzy sie na rodziny oddajace starszych chorych rodzicow do domow opieki. Ciagle pokutuje ten zwyczaj, ze "po to sie ma dzieci zeby sie czlowiekiem na starosc opiekowaly".
    No nie wiem, ale ja mialam i mam syna z zupelnie innych powodow i jak przyjdzie czas i potrzeba to on juz wie, ze moje miejsce ma byc wlasnie w domu opieki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Star, bardzo powoli, ale ta mentalność się u nas zmienia. Przerobiłam wszystko to, o czym piszesz i co pisze Iwona. Moja Mama jest teraz w domu opieki, bardzo "przyjaznym", ale nie było łatwo go znaleźć. Nie mówiąc o ogromnych kosztach i dysproporcji w jakiej do tego pozostaje Mamy emerytura. Po części pieniądze są u nas powodem, że starych, schorowanych rodziców nie umieszcza się w domu opieki. Ja też twierdziłam, że nigdy i nigdzie Mamy nie oddam - dopóki mnie to nie dotknęło. Mówi się wiele o godnej starości. Właśnie w domu Mama była jej pozbawiona, ponieważ całodobowa opieka nad chorym z głęboką demencją wymaga 100% zaangażowania kilku osób. W trzy osoby nie dałyśmy rady, mimo leków, mimo sprzętu, starań itd. Taka właśnie niefachowa opieka pozbawiała Mamę godności. Nasze wycieńczenie (m.in. brakiem snu) sprawiało, że napięcie wisiało w powietrzu. Dawałyśmy radę przez kilka miesięcy aż przyszedł moment kompletnego załamania (psychicznego i fizycznego). Trochę inaczej wyglądałoby wszystko, gdyby Mama była choć częściowo świadoma tego z kim i gdzie jest. Teraz, w domu opieki, jest spokojna, bywa, że pogodna, chociaż żyje w innym świecie. W takich razach ważna jest rutyna, określony porządek dnia i spokój. Tam to wszystko jest.

      Usuń
    2. Moja mama opiekowala sie swoja mama a moja babcia az do smierci, nawet nie przyjmowala do wiadomosci, ze moze byc inaczej. Wiele powodow bylo, finansowych, moralnych, ale przede wszystkim mama nie wierzyla ze ktos moglby robic to lepiej od niej. Taki charakter. A przeciez sama byla juz na emeryturze. Po smierci babci mama dochodzila do siebie przez ponad dwa lata, byla wykonczona fizycznie i psychicznie, trzesla jej sie glowa, nie potrafila zebrac mysli, juz balismy sie, ze to wczesne objawy Alzheimera, ale na szczescie to tylko PTSD. Mama odzyla, nabrala sil i nowej energii do zycia i teraz jezdzi rowerem, chodzi po gorach.
      Nie wiem jak jest w Polsce, tutaj jest na pewno latwiej z opieka, zwlaszcza finansowo. Owszem, cala emerytura osoby idzie na jej utrzymanie, a malzonek musi co nieco doplacic, ale wszystko w zaleznosci od dochodow i oszczednosci, reszte doplaca panstwo. System jest skomplikowany, ale mozna tak pokombinowac, zeby za wiele nie placic, na przyklad pozbyc sie oszczednosci.

      Usuń
    3. Są u nas państwowe domy opieki - nie najlepsze, ale to się zmienia powoli. Kosztują sporo, chociaż mniej niż placówki prywatne, ale nie aż tak znacząco. Są i prywatne, coraz lepsze, chociaż trzeba uważać, bo różnie z tym bywa - jak wszędzie. W państwowym domu trzeba czekać na miejsce do 2 lat. Prywatne o nic nie pytają, ale też kosztują. Szarego emeryta nie stać ani na jeden, ani na drugi, jeśli dzieci nie dopłacą i to sporo. Nie wiem co się dzieje, jeśli kasy nie ma ani emeryt, ani jego dzieci?

      Usuń
    4. Hana, nawet nie wiem co moge napisac.
      Moze najpierw bardzo wspolczuje, ze ta choroba dotknela Twoja Mame i razem z nia Was wszystkich. Normalnie przeczytalam Twoj komentarz bez oddechu, to pierwsze.
      A drugie to z calego serca dziekuje, ze o tym napisalas, wiem, ze to nie jest latwe.
      I wreszcie trzecie, dobrze, ze Mama jest w odpowiednim miejscu, ze Wam sie udalo go znalezc i ona jest tam nie tylko bezpieczna ale i spokojna.
      ♥ ♥ ♥

      Usuń
    5. Wiesz, Star, to była bardzo trudna decyzja, wręcz fizycznie bolesna. Minęło pół roku i ile kosztuje mnie każda wizyta u Mamy, wiem tylko ja i moja Siostra. To jest wachlarz emocji, którego nawet nie potrafię nazwać, ani opisać. Mama nie wie kim jest, gdzie jest, kim ja jestem. Patrząc z półrocznej perspektywy wiem, że to była dobra decyzja. Mama jest w lepszej kondycji, chociaż oczywiście cudu nie będzie. Gdybym miała cień wątpliwości, że Mama rozumie co się wokół niej dzieje, że jest w swoim domu, wśród swoich przedmiotów i z dziećmi, taka opcja nie byłaby brana pod uwagę. Przez długi czas tak było, miała dłuższe przebłyski, potem coraz krótsze, aż wyłączyła się tak, jakby ktoś nacisnął guzik. Jeszcze wtedy myślałam, że dam(-y) radę. Jednak to co nastąpiło potem, przechodzi wyobrażenie, jakie o tym mamy dopóki nie doświadczymy na własnej skórze. Nigdy, przenigdy nie ośmielę się oceniać kogoś, kto w takiej sytuacji umieścił matkę/ojca w domu opieki.

      Usuń
    6. Jedno jest pewne - najłatwiej teoretyzować:)Pouczać,dziwić się.. gdy się samemu nie było przy odchodzeniu rodziców,bo się wzięło "dupę w troki i wyjechało":),urywając wszelkie kontakty z rodziną.Znam kilka takich przypadków.

      Usuń
    7. No widzisz, prawdopodobnie o mnie tez tak beda mowic moje siostry, ze wzielam dupe w troki i wyjechalam i mam sie nie wtracac. W sumie fakt. Co ja moge, najwyzej wysluchac, doradzic a i to nie za bardzo.

      Usuń
    8. Widać z relacji z wizyty u teściowej,że się nie mądrzysz,nie pleciesz bzdur,jak to "u nas cudownie",a "u was beznadziejnie"..,bo to jest wszędzie tak samo trudny problem.Na całym świecie ludzie żyją coraz dłużej i wszędzie trudno o przyzwoity dom opieki - taki,który nie byłby 500 km od naszego miejsca zamieszkania, no i który byłby w ramach naszych możliwości finansowych.W Polsce jest teraz dużo z tym lepiej niż było kilka lat temu,acz wciąż jest to trudne.Trochę wiem na ten temat:)W "domu seniora" przebywał kilka lat przed śmiercią mój wujek,oraz dwie ciocie,wszyscy bez starczej demencji,ale w wieku,w którym się nie powinno mieszkać samotnie.

      Usuń
  5. O jacież.... wiesz, ja byłam kiedyś w podobnym miejscu gdy żył jeszcze Dziadek mojego M... Niby przygnębiające miejsce, ale On tam się odnalazł. W końcu mógł z kimś stale porozmawiać, pograć w warcaby...
    Z drugiej strony, co to się z tym człowiekiem dzieje...;/
    pozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Porozmawiac? Pograc w warcaby? To chyba nie w domu opieki tylko w domu pogodnej starosci czy jak to sie tam u was nazywa. Przeciez te osoby z demencja nie wiedza jak trzymac lyzke, a co dopiero grac w szachy czy rozmawiac. To jest inna kategoria. Ale faktycznie, do miejsca tez sie musza takie osoby przyzwyczaic.

      Usuń
  6. Pierwsza refleksja: to bardzo przykre, że teściowa jest chora i właściwie już żyje w innym świecie.
    Druga: dobrze, że są takie placówki, które umieją się zająć takimi pacjentami. Żaden człowiek nie jest przygotowany na opiekę nad osobą tak chorą. Tym bardziej, że u niektórych objawy są jeszcze gorsze. Dochodzą przekleństwa, agresja. Moja przyjaciółka to przeszła ze swoją mamą, aż wreszcie oddała ją do takiego zakładu. I mówi, że za późno....

    OdpowiedzUsuń
  7. Przypomniały mi się ostatnie miesiące życia mojej babci, też ją to dotknęło. To było bardzo przykre, moja mama nie miała innego wyjścia, bo stan był podobny, jak Twojej teściowej. A rodzina do dziś jej robi wyrzuty :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rodzina moze sobie gadac, rodzina mogla sie sama zajac babcia toby zobaczyla jak to smakuje. Najlepiej sie wymadrzac, jak sie samemu nic nie robi. Siostry mojej mamy to wyrzygiwaly jej ze ona specjalnie zabrala babcie do siebie, zeby jej emeryture przejac i dla siebie wszystko zagarnac. Ale zadna nie chciala ani przyjac babci do siebie, ani sie zlozyc na dom opieki. Ani nawet na pomnik na grobie zadna sie nie dolozyla po jej smierci. Mama sie juz uodpornila na ich gadanie, ale w srodku pewnie ja boli, bo opieka nas babcia zabrala jej siedem lat zycia. Tego to nikt nie kalkuluje.

      Usuń
    2. Dobrze znam te rodzinne złe języki. Dlatego praktycznie nie utrzymuję z nimi kontaktu, bo i po co mam się denerwować. Mam mamę i córkę, trzymamy się razem. Taty już niestety nie ma. Ale babcią mama zajmowała się przez lata, pomagała jej i dziadkowi, ile mogła. I podobnie rodzina (mieszkająca zresztą niecały kilometr od babci w odróżnieniu od mamy, która musiała dojeżdżać pociągiem 60km) nie zadbała o babcię i właściwie dlatego tak się jej stan pogorszył z dnia na dzień... Trudne i bardzo przykre wspomnienia...

      Usuń
  8. Smutny temat, ale jakze wazny! Trzeba o tym rozmawiac jak najwiecej, bo od tego nie uciekniemy. Twoja Tesciowa ma szczescie, ze moze zyc godnie i przebywac w takich warunkach, natomiast Twojej Mamie wspolczuje z calego serca – taka opieka to tytaniczna praca, a opiekujacy sie , nie ma od niej ani chwili wytchnienia. Dobrze, ze zdolala sie zregenerowac i podniesc po takiej probie.

    Niestety w Polsce z opieka nad starymi chorymi ludzmi jest duzo duzo ciezej, nie ma systemowej pomocy od panstwa, wielu osob po prostu nie stac na oplaty w domach opieki, a one same czesto sa na fatalnym poziomie. W zeszlym roku moja kolezanka przeszla probke tego jak wyglada taka opieka – kiedy musieli umiescic w nim ciocie po wylewie ( nikt z rodziny nie chcial i nie byl w stanie sie nia zajac, co bylo zrozumiale – bylo to niemozliwe w warunkach domowych ). Juz po paru dniach pobytu tam ciotka dostala odlezyn, dom opieki zazadal od rodziny kupna specjalnego materaca, sprzetu , i innych rzeczy, choc pobierali miesiecznie bardzo wysoka oplate za pobyt, tak wysoka, ze po 3 miesiacach rodzina zdala sobie sprawe, ze bedzie to dla nich bardzo duzy comiesieczny koszt, bo emerytura ciotki nie wystarczala. Ciotka jednakze zmarla zanim sprawy zaszly za daleko.
    Kiedys rodziny byly wielopokoleniowe, mieszkaly razem, starszymi osobami opiekowano sie wspolnie – w dzisiejszych czasach staje sie to coraz mniej realne. Kiedy rodzice staja sie niepelnosprawni , my ciagle musimy pracowac, nie ma nas przez 9-10 h w domu, sami mamy dzieci, ktorymi trzeba sie opiekowac , musimy zarabiac na utrzymanie – nie mozemy rzucic pracy i zrodla utrzymania, aby opiekowac sie chorym w domu, w ktorym najczesniej nie ma tez do tego warunkow ( male mieszkania, niedostosowane do potrzeb ludzi chorych, schody, itp.).
    Mnie ten temat czeka nieuchronnie i dzien , kiedy bede musiala sie z nim zmierzyc, zbliza sie nieuchronnie. Jeszcze moi “staruszkowie” daja rade sami, jeszcze sa samowystarczalni i samodzielni. Mama ciagnie caly dom , robi wszystko sama i jeszcze opiekuje sie ojcem, ktory wymaga wielu zabiegow pielegnacyjnych i ciaglej uwagi i nadzoru, bo dostaje zapasci cukrzycowych, a ona sama ledwo juz chodzi , ma zwyrodnienie kolan i stawow, i zyje w ciaglym bolu. Minimum raz w tygodniu pytam czy juz czas, i czy przyjmie pomoc , na poczatek dochodzaca. Caly czas konsekwentnie odmawia i odmawia – nie chce wypuscic paleczki i kontroli z rak , i nie chce wpuscic obcej osoby do domu! W dodatku jest wieczna optymistka i smieje sie, ze nie ma co sobie glowy zaprzatac co bedzie “kiedys” , bo tego nie wie nikt z nas – a przyjdzie czas przyjdzie rada – bedziemy brac sie za bary z sytuacja , jak ona naprawde zaistnieje, jakakolwiek by nie byla, nie ma co wymyslac scenariuszy na zapas. No i tego sie trzymamy.



    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedys ludzie zyli krocej, to i tylu przypadkow demencji nie bylo. A Twoja mama jest cudowna osoba, ma zupelna racje, ze nie nalezy sie martwic na zapas.

      Usuń
  9. Nie wiem czy zyli krocej , moj dziadek zmarl majac 91 lat. Jego rodzice tez byli dobrze po 80-ce , natomiast byli jakby sprawniejsi i faktycznie demencja nie byla taka czesta. Dziadek byl sprawny praktycznie do 90-tki , a umarl po prostu na starosc... Babcia mojeo meza zyla sama i byla samodzielna majac 85 lat, umarla nagle , bez demencji i lezenia odlogiem, A siostra mojego ojca 68 lat - po wylewie, zyje w swoim swiecie zdana na opieke calodobowa, ojciec mojego chlopa dostal wylewu majac 67 i zmarl majac 72 -pod opieka calodobowa rowniez... A mama moja to
    kuriozum - w ogole nie narzeka i nie utyskuje tylko smieje sie z wlasnych niedomagan i twierdzi ze nie nalezy sie ze soba za bardzo piescic :) Trzeba robic swoje i cieszyc sie nowym dniem - jak mi ciezko to sobie przypominam ile ona wlecze majac 78 lat! Silaczka normalnie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To tylko sie cieszyc z tak dlugowiecznej rodziny. Moi dziadkowie odeszli szybko, jeden mial 32 lata, drugi 43. Babcia 89, druga babcia 93. Czyli razem srednio zyli 67 lat. Takie to sa te srednie :-)
      Od 1950 roku do teraz srednia dlugosc zycia ludnosci na calym swiecie wzrosla od 48 do 71.5 lat. W tym w krajach bardziej cywilizowanych od 65 do 83. Oczywiscie mowimy tu o srednich danych, ale roznica jest ogromna. https://en.wikipedia.org/wiki/Life_expectancy#/media/File:Life_Expectancy_at_Birth_by_Region_1950-2050.png
      Lepsze zywienie i wzrost poziomu medycyny sa glowna przyczyna. Zyjmy wszyscy jak najdluzej, oby w dobrym stanie!

      Usuń
  10. Z tym zywieniem,to dyskusyjne:)

    OdpowiedzUsuń