wtorek, 10 maja 2016

... to co byś powiedziała?

Klarka zapytała u siebie "Co byś powiedziała sobie młodej?". Odpowiedziałam bardzo krótko w komentarzu. A potem Gosia odpowiedziała u siebie, pięknie, refleksyjnie, dojrzale. Postanowiłam podkraść kontynuować temat, szczególnie że ostatnio natchnął mnie do tego mój własny syn.
Podczas rozmowy o związkach, o dzieciach, o miłości, (a jakże, o tym przecież normalnie rozmawiamy z synem w czasie jazdy samochodem), padło z jego strony pytanie: "Gdyby ktoś przyszedł do Ciebie teraz i dał Ci sto milionów funtów, w zamian za to żebyś wróciła do czasu kiedy miałaś dwadzieścia lat, z całą mądrością i wiedzą jaką masz, pamięć też by została, byłabyś znowu młoda i mogła zacząć życie od nowa, ale pod warunkiem że Twoje dzieci by zniknęły i nigdy już byś ich nie miała, to co byś powiedziała?..."
Nie powiem, chwilę się zastanowiłam zanim odpowiedziałam... Odpowiedź go zaskoczyła. Nie spodziewał się jednak.
Zanim napiszę co powiedziałam, odrobina refleksji. Gdybym mogła się spotkać ze sobą w wieku dwudziestu lat, co bym powiedziała sobie młodej?
Nigdy nie byłam typem przebojowca. Odważna tak, chociaż straszliwie tchórzliwa w duszy, posłuszna i nie lubiąca łamać zasad. Dlatego myślę że choć miałam jak każdy okresy buntu i przekory, pewnie trochę bym siebie posłuchała, oczywiście po uprzednim przemyśleniu i podparciu dowodami naukowymi ;-)
Powiedziałabym sobie że nie warto się zarzynać dla idei. Robić coś dla zasady lub "bo co ludzie powiedzą". Ludzie mają swoje życie i tak naprawdę poza plotkami Twój los ich mało obchodzi. 
Poprosiłabym żebym bardziej dbała o siebie a mniej troszczyła się o innych, żebym nie dawała się wykorzystywać ani sobą manipulować. Poprosiłabym siebie o zmianę swojego odwiecznego  motto "Żyj tak żeby nikt przez Ciebie nie płakał" na "Nie pozwól się traktować tak żebyś musiała przez kogoś płakać". Powiedziałabym sobie że tak naprawdę nie MUSZĘ niczego robić (poza kupą i sikaniem), wszystko robić MOGĘ jak zechcę. No chyba że będzie to jakaś oficjalna rzecz, jak wezwanie podatkowe czy do sądu, to wtedy trudno. Powiedziałabym że tak naprawdę JA dla siebie jestem najważniejsza dlatego muszę uczynić wszystko żeby pokochać siebie, żeby spróbować odnaleźć siebie, robić to co lubię, na co mam w tej chwili ochotę, żeby nie ulegać opinii innych ludzi, bo to co jest dla innych ważne dla mnie wcale nie musi.
Powiedziałabym że wcale nie muszę mieć dzieci jeśli nie chcę, jeśli się boję, jeśli wydaje mi się to za trudne. Być może kiedyś w przyszłości zechcę zmienić zdanie, być może zamiast dzieci zaadoptuję sobie kotka czy pieska. Wcale nie muszę także wyjść za mąż, wcale nie muszę zakładać rodziny, wcale nie muszę robić tego czego ode mnie oczekuje rodzina. 
Poradziłabym sobie jeszcze więcej się uczyć, rozwijać swe pasje jak już je odnajdę, podążać za swoimi zainteresowaniami. Powiedziałabym sobie także że nie muszę ze swoimi problemami zostawać sama, że każde najmniejsze chociaż zmartwienie, jeśli dzielone jest z kimś to zmniejsza się o połowę. Że powinnam zawsze prosić o pomoc jeśli będę jej potrzebowała. Kto nie pyta ten nie zna odpowiedzi. 
Na koniec dodałabym że jestem piękna taka jaka jestem, że wcale nie muszę się zmieniać dla nikogo ani dla niczego. Ale jeżeli chcę to mogę się zmienić, sama dla siebie. No i że wcale nie muszę nigdzie się spieszyć. Życie płynie za szybko żeby przez nie jeszcze biec. Na końcu jest zawsze... wiadomo co, więc gdzie mi tak spieszno? 

To wszystko co powiedziałabym sobie samej, mówię teraz swojej córce. Ona z pewnością jeszcze tego do końca nie rozumie, ale ja mam przynajmniej świadomość że daję jej to czego sama w młodości nie otrzymałam. Czas pokaże na ile słuszne okażą się moje rady.

A synowi odpowiedziałam że nie chcę sto milionów, wolę mieć moje dzieci...


15 komentarzy:

  1. Pieknie i bardzo madrze napisalas, Iwonka. Jakbym czytala o sobie!!! Zawsze liczyli sie inni, a ja nie myslalam o sobie. Kto to doceni...
    Pozdrawiam po dlugiej nieobecnosci:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam ponownie :-) Mam nadzieję że wszystko w porządku u Ciebie.

      Usuń
    2. Tak roznie. Moze napisze na priv, jesli jeszcze Cie to zainteresuje:-)

      Usuń
    3. Jasne, znasz mój adres :-)

      Usuń
  2. Dziwne gdybanie, teoretyzowanie o rzeczach i zjawiskach, ktore nigdy nie beda mialy miejsca, bo ani czasu nie da sie cofnac, ani w czasie przemieszczac. I co mi to da, ze dzisiaj wiem wiecej, a na wlasne bledy z przeszlosci moge spojrzec innym okiem. I tak je juz zrobilam i tego nie da sie w zaden sposob zmienic.
    To, co wiem dzisiaj, jest wlasnie skutkiem tamtych decyzji, mniej lub bardziej trafnych. Gdybym wiec mogla tamta mnie ostrzec, nie bylabym dzisiaj tym, kim jestem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie chodziło mi o naprawianie błędów z przeszłości, o zmianę przeznaczenia. Nie chodziło o ostrzeganie "bo ja to zrobisz/nie zrobisz to będziesz żałowała". Chodziło mi o przekazanie mądrości które zbyt późno w sobie odkryłam, a które być może ułatwiłyby mi życie wtedy. Może ułatwią życie moim dzieciom. A może nie. Przecież każdy idzie swoją własną ścieżką.

      Usuń
    2. Tez tak rozumiem. Cofnac sie nie mozna ani drugi raz przezyc swojego zycia od nowa ani nikogo wydelegowac szczegolnie dzieci. Pytanie jest jednak postawione podstepnie. Wlasciwie jest to pytanie czego cie zycie nauczylo, jak sie zmienil sposob spogladania na pewne zeczy w miare zdobywania doswiadczen. Ostatecznie pytanie wyciaga z piszacego pewne madrosci i to jest cenne.
      Dobrze sie czyta takie przemyslenia choc gleboko tkwi jednak przekonanie, ze nie zaluje sie az tak bardzo swoich rozwiazan lub przypadkow zdarzen z zycia bo chce sie pamietac przede wszystkim pozytywy lub nauki plynace z ewentualnego bledu popelnionego gdzies tam w biegu. Wg mnie wazna jest umiejetnosc przyjmowania na klate rowniez porazek i potchniec. (Pamietam jak zaraz po maturze przy pierwszym, poza zyciem szkolnym spotkaniu szkolnego nauczyciela wyciagnelam do niego lape bo mi tak 'dojrzalosc' na mozg cisnela. Uswiadamiajac sobie te gafe mialam ochote skoczyc z mostu. Taka plama na honorze. Potem przemyslalam, ze on pewnie odczytal to za gest, z mojej strony, spontaniczny no i to zostalo miedzy nami i wcale naszych sympati do siebie to nie zmienilo w dalszych kontaktach.)

      Usuń
    3. Własnie chodziło mi o to żeby nie żałować niczego co się w życiu zrobiło bo każde, nawet najbardziej traumatyczne wydarzenie czegoś nas uczy, coś po sobie zostawia. Od nas zależy co z tym zrobimy i do tego służy własnie ta tak zwana mądrość życiowa.

      Usuń
    4. @Anna Maria P
      Madre słowa. Dziś nie byłabym tym, kim jestem, gdybym niedokonywania swoich wyborów i nie ponosiła ich konsekwencji.
      Czcze gadanie z serii: co by było, gdyby....
      Pozdrawiam słonecznie.

      Usuń
    5. Zastanawianie się nad swoim życiem, przemyślenie, czerpanie z mądrości i doświadczeń innych nigdy nie jest dziwnym gdybanie. To powiedziałabym istota człowieczeństwa, to nas odróżnia od zwierząt. Nie jest cele tego cofanie czasu i zamiana się w kogoś innego. To refleksja nad swoją młodością, nad tym ile zrozumieliśmy. To odczarowanie pewniej tęsknoty, że można było żyć lepiej i mądrzej.
      Iwona, bardzo cenne są Twoje słowa. Dziękuję.

      Usuń
  3. Powiedziałabym sobie, co następuje:
    1. Omijaj szerokim łukiem wszystko, co na tym świecie nosi imię Tomasz.
    2. Skończ z frajerstwem, bo jak przyjdzie co do czego, to nikt się tobą nie przejmie.
    3. Nigdy nie rób wyjątków i nie obniżaj poprzeczki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja myślę że Tomasz nie ma tu jednak nic do rzeczy :-p

      Usuń
    2. A pewnie, że ma! Nawet dwóch!

      Usuń
  4. Ciekawe pytanie zadał Ci Syn...
    Ale jak każda Mamusia nie zamieniłabyś swoich dzieci na nic :-)
    A może to było pytanie o sukcesy , pytanie Klarki ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja myślę że u Klarki chodziło nie tyle o sukcesy a o to co ona uważa za porażkę.

      Usuń