środa, 15 kwietnia 2020

Filozoficznie

A ja mam prośbę do tych wszystkich, którzy się tak tym całym wirusem jarają, że przesłania im to całą normalnie pojętą rzeczywistość. Którzy krytykują swoje rządy, że nie dosć skutecznie, nie dość szybko, nie dość efektywnie, nie dość efektownie, nie natychmiast, że wszystko co robią robią jest po prostu złe. Którzy oburzają się, opluwają, wyzywają, obrażają, wzywają policję na tych, którzy przechodzą w niedostatecznie dalekiej wedłuch nich odległości, w za dużych wedłuch nich grupach, że w ogóle chodzą po ulicach zamiast siedzieć w domu. Którzy oburzają się, gdy ktoś przyjmuje polecenia z pokorą i wiarą w lepsze jutro, ba, gdy ktoś w ogóle śmie mieć wiarę w lepsze jutro! Do tych, którzy zatruwają internet swoim jadem i nieprawdziwymi, wyssanymi z chorej wyobraźni własnej lub innych guru informacjami, którzy rozsiewają plotki bez pokrycia i bez zastanowienia, że jednak kogoś mogą ich słowa bardzo, bardzo skrzywdzić.

Zwolnijcie.
Zamknijcie oczy, weźcie parę głębokich oddechów.
Włączcie sobie Youtube, wpiszcie sobie słowo "joga" albo "yoga" - na jedno wyjdzie.
Zróbcie sobie krótkę sesję. A jutro drugą. Następnego dnia kolejną.
Nie wystarczy?
Zamknijcie komputer. Otwórzcie szafę i ją przewietrzcie. Otwórzcie lodówkę i wyjmijcie z niej przeterminowane rodukty. Otwórzcie szufladę i ją uporządkujcie. Otwórzcie album ze zdjęciami i obejrzyjcie. Wyjmijcie starą grę planszową z kredensu i zagrajcie z domownikami. Wyczeszcie kota, wygłaskajcie psa, pogapcie się na rybki.
Zwolnijcie.
Teraz nie jest czas na narzekanie. Zostawcie sortowanie świata tym, którzy zajmują się sortowaniem świata, zostawcie rządzenie rządzącym, politykę politykom, a leczenie lekarzom.
Teraz jest czas na bycie wdzięcznym. Nie narzekajce, że siedzicie w domu. Bądźcie wdzięczni, że macie dom, a w domu łóżko, lodówkę z jedzeniem, ubikację, wannę, prysznic, że macie wodę w kranach i prąd w gniazdkach. Że macie okna, przez które możecie wyglądać na świat, schody, po których możecie chodzić w górę i w dół, że macie nogi, które Was po tych schodach przeprowadzą, że macie ręce, które pomogą Wam wciągnąć ubranie na gołe ciało, że macie ubranie.
Pomyślcie, że są na świecie ludzie, którzy tego wszystkiego nie mają. Że mieszkają po sto osób w klitkach zbitych z kartonu, więc o izolacji nawet nie mogą pomarzyć. Że nie mają bieżącej wody, nie tylko do mycia rąk, ale nawet do picia. Że jedzą to, co znajdą na ulicy, że śpią na szmacie albo na gołej ziemi. Są ludzie, którzy nigdy nie zobaczą nieba i zielonej trawy, nie usłyszą śpiewu ptaków, którzy nigdy nie staną na nogach.
Zwolnijcie. Wszystko co macie, może Wam zostać odebrane w jednej chwili. Zastanówcie się, co jest dla Was naprawdę, ale tak naprawdę ważne. A potem zacznijcie myśleć. Być może to, że ktoś mówi Wam, że się nie martwi, że sobie poradzi, że będzie dobrze, być może to nie jest dowodem na jego pychę i egocentryzm, a na coś zupełnie innego. A Wy, oskarżając go o patrzenie na świat przez pryzmat własnej osoby, być może właśnie zdacie sobie sprawę, że Wasze słowa są lustrzanym odbiciem Was samych. A być może nie. Być może najważniejsza dla Was będzie cena baryłki ropy,  zamknięta ulubiona restauracja albo brak tipsów na pazurach. No i też dobrze, bo  przecież każdy może żyć jak chce, czyż nie?

piątek, 10 kwietnia 2020

O zgubionym dniu i straconej głowie

Przysięgam, że kiedy pisałam tego posta wczoraj, byłam przekonana, że jest środa. Zdziwiło mnie niepomiernie, kiedy w emailu od współpracownika wyczytałam: Wspaniałego długiego weekendu. No ale może idą wcześniej na urlop czy coś. Nie za bardzo zwróciłam uwagę, jak organizator spotkania online w pracy w zaproszeniu dodał: Wpadnijcie choć na chwilę, powiedzieć cześć albo miłego weekendu. W sumie, on też może idzie na urlop, albo ma dużo do roboty w czwartek i dlatego robi spotkanie o dzień wcześniej. Trochę się zdziwiwłam, jak w radiu ogłaszali, że ten konkurs, o którym w poniedziałek słyszałam, że mieli go rozstrzygnąć w piątek, będzie rozstrzygnięty jutro. Ale pomyślałam - no coż, wielki piątek, może ramówkę mają przesuniętą w związku z tym, albo organizator idzie na urlop. No bo ja mam wolne w piątek to i wiele innych osób też na pewno.
I tak sobie przesiedziałam cały dzień, zamartwiając się tylko, że te kiełbasy i boczki, co to je sobie w polskim sklepie zakupiłam, mogą do niedzieli nie wytrzymać.
Przyszedł Chłop z pracy pod wieczór, zjedliśmy kolację. Zamyślonym głosem zaczynam snuć plany wielkanocne, że jutro czwartek, że ostatni dzień do pracy, a może ciasto upiekę w piątek i w ogóle całe jedzenie może ugotujemy w piątek i święta sobie zrobimy w sobotę? Chłop patrzy na mnie z podniesioną brewią (nie poprawiać), chwilę myśli, uśmiecha się i z całkowitym spokojem mówi:
- Ale czwartek jest dzisiaj.
- Co???? Jak to dzisiaj? Co ty mnie tu wkręcasz? - oburzam się.
- No dzisiaj jest czwartek, jutro jest piątek. 
- Niemożliwe, przecież dzisiaj jest środa, wiem dokładnie że dzisiaj jest środa, bo wczoraj był wtorek - oponuję, chociaż rura mi powoli mięknie.
- Wczoraj była środa i oglądałaś Masterchef. We wtorek oglądaliśmy Celebrity Bake Off.
- Tak? A co niby robiliśmy w poniedziałek?
- W poniedziałek siedzieliśmy oboje na Ebayu - odpowiada ze stoickim spokojem Chłop.
- O kurcze... - prawie szepczę, ale nie do końca przekonana, zerkam na zegarek, na którym jak byk stoi cyferka 9. Czyli jest dziewiąty. Przenoszę wzrok na ścianę, na której wisi kalendarz. Wyszukuję dziewiątkę. No i jest, kurde, czwartek. Przez całkowite zdumienie i częściowe zażenowanie przebija się powoli przebłysk świadomości, a z gardła wydziela się rozradowany odkryciem okrzyk:
- Hurraaa! To ja jutro nie idę do pracy!!!!
Jakbym gdziekolwiek wychodziła. Uroczystym krokiem wspięłam się po schodach do gabinetu i jeszcze uroczystszym ruchem myszki zamknęłam pracową pocztę, Microsoft Teams i wszystkie pootwierane pliki. Komputera nie zamknęłam, bo zamierzłam wieczór spędzić efektywnie oglądając filmiki na Youtubie. W sumie nie wiem po co, bo mam Youtuba na telewizorze i mogłabym wzroku nie męczyć. 
Dziś rano, jako że już wiedziałam, że mamy piątek i ten piątek mam wolny i mogę sobie robić wszystko, na co mam ochotę. Po śniadaniu (Chłopa nie moim, bo ja śniadania w dni wolne jadam po jedenastej) robimy sobie jogę z Adrienne, bo zarządziłam kilka dni temu, że czas kryzysu to najlepszy czas na robienie jogi z rańca. Następnie zaczynam snuć plany - pojedziemy sobie z Chłopem do sklepu na zakupy, pomalujemy płot, ale Chłop deklaruje się, że sam pomaluje. I on też sam wejdzie na dach garażu, bo trochę usyfiony po zimie i trzeba go przeczyścić. Ja mówię, że też chcę sobie wejść na garaż, bo tak. Mąż się zgadza, choć raczej wskazane jest, żeby tylko jedna osoba była na tym dachu. No to on sobie zejdzie a ja wejdę, wielki mi problem.
Zasiadam do komputera, żeby poczytać wiadomości. Chłop zasiada również do swojego.  Mówię:
- To co, tylko chwilę poczytam i jedziemy do sklepu?
On patrzy na mnie jak na kosmitę i mówi:
- Ale ja jestem dzisiaj w pracy.
- Jak to w pracy? Przecież piątek jest, wolne dzisiaj.
- Ty masz wolne. Ja nie mam wolnego, pracuję z domu, zapomniałaś?
Hmmmm... rzeczywiście, zapomniałam. Normalnie straciłam głowę.

Siedzę sobie teraz, pisząc te słowa, przy biurku obok siedzi mój mąż, w pracy zdalnej będąc. Od godziny słyszę różne faki i inne przekleństwa. Gapiąc się w komputer, zapomniał o dwóch spotkaniach, jego podwładni nie zrobili analizy badań tak jak było trzeba, coś mu się tam w obliczeniach nie zgadza i w ogóle. Zaparzyłam mu herbatę z podwójnej melisy, kończę pisać i wychodzę sie zrelaksować pieczeniem sernika.

Wesołych Świąt!


 

czwartek, 9 kwietnia 2020

Krótki post z kawałkiem statystyki

Wiadomoco nie schodzi z listy głównych tematów do obgadywania. Powoli zaczynamy się przyzwyczajać, powoli liczby stają się tylko daną statystyczną. Powoli zaczynamy uznawać sytuację za nową normalność, powoli zaczynamy myśleć. Ile ludzi tyle teorii spiskowych. W powszechnym przekonaniu ludzie umieraja w takim samym stopniu jak zawsze, tylko klasyfikacja choroby się zmieniła.
A ja Wam dzisiaj podam parę danych z oficjalnych statystyk dotyczących Wielkiej Brytanii.
Na stronie Angielskiego Urzędu Statystycznego (nie mylić z Wielką Brytanią, Szkocja ma swój i Irlandia Północna ma swój) zostały uzupełnione dane do 27 marca. Dane, które teraz przytoczę, są danymi TYGODNIOWYMI z Anglii i Walii od 20 do 27 marca 2020 roku. Porównam je do danych z analogicznego okresu 22 do 29 marca 2019 i 23 do 30 marca 2018 roku.

Ilość zgonów ogółem

2018 - 9.941
2019 - 9.867
2020 - 11.141

Zgony z powodu chorób towarzyszących (underlying cause)
w tej kategorii wymienia się WSZYSTKIE choroby układu oddechowego:
- ostre zapalenia układu oddechowego (takie jak zwykłe przeziębienie, zapalenie zatok, angina, zapalenie krtani itp.)
- Grypa i zapalenie płuc pod każdą postacią
- Ostre zapalenie dolnych dróg oddechowych (zapalenie oskrzeli)
- Inne choroby górnych dróg oddechowych (nieżyty nosa alergiczne i naczynioruchowe, chroniczne zapalenie zatok i wiele innych chronicznych postaci chorób dróg oddechowych)
- Przewlekłe choroby dolnych dróg oddechowych (przewlekłe zapalenie oskrzeli, astma i inne)
- Choroby płuc spowodowane czynnikami zewnętrznymi (długa lista wyliczająca wszystkie czynniki poza alergiami)
- I wiele wiele innych chorób, których nawet nie podejmuję się tłumaczyć na polski

2018 - 1.657
2019 - 1.314
2020 - 1.534        PLUS zgony z powodu Covid19 - 539

Powyższa bardzo skrócona statystyka pokazuje, że niestety, umiera więcej ludzi niż w analogicznych okresach poprzednich lat.

Żeby nie było, w angielskich statystykach najbardziej śmiercionośnym tygodniem jest zawsze drugi tydzień stycznia. W porównaniu do marca statystyka przedstawia się jak poniżej:

Ogółem

2018 - 13.167
2019 - 12.609
2020 - 14.058

Choroby towarzyszące

2018 - 3.075
2019 - 2.214
2020 - 2.141

Jeszcze raz powtórzę, że to są dane TYGODNIOWE.

Od chwili zanotowania pierwszej śmierci z Covid-19 minęło niecałe 5 tygodni. Wczoraj w UK potwierdzono liczbę 7097. To jest 1419 dodatkowych zgonów na tydzień. Nie ma jeszcze dostępnych tygodniowych danych po 27 marca, ale gdy prześledzimy całą tabelkę to wyraźnie widać, że ilość zgonów, gdzie Covid-19 nie był wspomniany na akcie zgonu w trzech tygodniach marca, jest mniej więcej na stałym poziomie. Liczba osób zmarłych z wirusem za to rośnie w bardzo szybkim tempie. Być może szerszy obraz będzie po udostępnieniu danych z późniejszych tygodni, czas pokaże.

A jak w Szkocji? Pewnie podobnie, ale tu publikuje się dane kwartalne, więc tak naprawdę niczego się nie można dowiedzieć, poza oficjalnymi informacjami na bieżąco.
Wczoraj opublikowano dane ujawniające, że w ostatnim tygodniu (od 30 marca do 5 kwietnia) liczba zarejestrowanych zgonów ogółwm (z wszyskich powodów) w Szkocji była o 60 procent (!) wyższa niż średnia z ostatnich pięciu lat - 1741 zgonów w porównaniu do średniej 1098. Dodając do tego wynik z tygodnia poprzedzającego (od  23 marca), liczba zarejestrowanych zgonów była o 27 procent wyższa niż średnia z pięciu lat. Sprawa jest prosta - informacje jakie są podawane w radio i telewizji i w ogóle wszędzie, są proste - jeśli masz objawy Covid-19 (gorączka i  kaszel), nie idź do lekarza, siedź w domu, zadzwoń po pogotowie dopiero jeśli masz zaburzenia oddychania i w ogóle czujesz że jest z tobą źle. Stay home, save the NHS, save lives (Zostań w domu, chroń służbę zdrowia, uratuj życie). A co ludzie słyszą? Że nie wolno iść do lekarza ani dzwonić po pogotowie W OGÓLE. Więc ludzie nie idą, nie dzwonią, bo służba zdrowia jest zapracowana. Widziałam. Puste przychodnie, puste szpitale. Odraczane planowane operacje, odraczane planowe leczenie.
W artykule, który czytałam, szkocka premier Nicola Sturgeon mówi, że rząd Szkocji stale przypomina, że ludzie powinni kontynuować korzystanie ze służby zdrowia w związku z innymi objawami, jak robiliby to normalnie, ponieważ rząd zdaje sobie sprawę, że ludzie mogą mieć obawy przed zgłaszaniem się do lekarza ponieważ wiedzą, że słuzba zdrowia jest przeciążona.
Ciekawe, słucham radia i oglądam wiadomości, ale jakoś jeszcze nie trafiłam na ten przekaz. Za to słysze nieustannie "Stay home, save the NHS, save lives"