piątek, 10 kwietnia 2020

O zgubionym dniu i straconej głowie

Przysięgam, że kiedy pisałam tego posta wczoraj, byłam przekonana, że jest środa. Zdziwiło mnie niepomiernie, kiedy w emailu od współpracownika wyczytałam: Wspaniałego długiego weekendu. No ale może idą wcześniej na urlop czy coś. Nie za bardzo zwróciłam uwagę, jak organizator spotkania online w pracy w zaproszeniu dodał: Wpadnijcie choć na chwilę, powiedzieć cześć albo miłego weekendu. W sumie, on też może idzie na urlop, albo ma dużo do roboty w czwartek i dlatego robi spotkanie o dzień wcześniej. Trochę się zdziwiwłam, jak w radiu ogłaszali, że ten konkurs, o którym w poniedziałek słyszałam, że mieli go rozstrzygnąć w piątek, będzie rozstrzygnięty jutro. Ale pomyślałam - no coż, wielki piątek, może ramówkę mają przesuniętą w związku z tym, albo organizator idzie na urlop. No bo ja mam wolne w piątek to i wiele innych osób też na pewno.
I tak sobie przesiedziałam cały dzień, zamartwiając się tylko, że te kiełbasy i boczki, co to je sobie w polskim sklepie zakupiłam, mogą do niedzieli nie wytrzymać.
Przyszedł Chłop z pracy pod wieczór, zjedliśmy kolację. Zamyślonym głosem zaczynam snuć plany wielkanocne, że jutro czwartek, że ostatni dzień do pracy, a może ciasto upiekę w piątek i w ogóle całe jedzenie może ugotujemy w piątek i święta sobie zrobimy w sobotę? Chłop patrzy na mnie z podniesioną brewią (nie poprawiać), chwilę myśli, uśmiecha się i z całkowitym spokojem mówi:
- Ale czwartek jest dzisiaj.
- Co???? Jak to dzisiaj? Co ty mnie tu wkręcasz? - oburzam się.
- No dzisiaj jest czwartek, jutro jest piątek. 
- Niemożliwe, przecież dzisiaj jest środa, wiem dokładnie że dzisiaj jest środa, bo wczoraj był wtorek - oponuję, chociaż rura mi powoli mięknie.
- Wczoraj była środa i oglądałaś Masterchef. We wtorek oglądaliśmy Celebrity Bake Off.
- Tak? A co niby robiliśmy w poniedziałek?
- W poniedziałek siedzieliśmy oboje na Ebayu - odpowiada ze stoickim spokojem Chłop.
- O kurcze... - prawie szepczę, ale nie do końca przekonana, zerkam na zegarek, na którym jak byk stoi cyferka 9. Czyli jest dziewiąty. Przenoszę wzrok na ścianę, na której wisi kalendarz. Wyszukuję dziewiątkę. No i jest, kurde, czwartek. Przez całkowite zdumienie i częściowe zażenowanie przebija się powoli przebłysk świadomości, a z gardła wydziela się rozradowany odkryciem okrzyk:
- Hurraaa! To ja jutro nie idę do pracy!!!!
Jakbym gdziekolwiek wychodziła. Uroczystym krokiem wspięłam się po schodach do gabinetu i jeszcze uroczystszym ruchem myszki zamknęłam pracową pocztę, Microsoft Teams i wszystkie pootwierane pliki. Komputera nie zamknęłam, bo zamierzłam wieczór spędzić efektywnie oglądając filmiki na Youtubie. W sumie nie wiem po co, bo mam Youtuba na telewizorze i mogłabym wzroku nie męczyć. 
Dziś rano, jako że już wiedziałam, że mamy piątek i ten piątek mam wolny i mogę sobie robić wszystko, na co mam ochotę. Po śniadaniu (Chłopa nie moim, bo ja śniadania w dni wolne jadam po jedenastej) robimy sobie jogę z Adrienne, bo zarządziłam kilka dni temu, że czas kryzysu to najlepszy czas na robienie jogi z rańca. Następnie zaczynam snuć plany - pojedziemy sobie z Chłopem do sklepu na zakupy, pomalujemy płot, ale Chłop deklaruje się, że sam pomaluje. I on też sam wejdzie na dach garażu, bo trochę usyfiony po zimie i trzeba go przeczyścić. Ja mówię, że też chcę sobie wejść na garaż, bo tak. Mąż się zgadza, choć raczej wskazane jest, żeby tylko jedna osoba była na tym dachu. No to on sobie zejdzie a ja wejdę, wielki mi problem.
Zasiadam do komputera, żeby poczytać wiadomości. Chłop zasiada również do swojego.  Mówię:
- To co, tylko chwilę poczytam i jedziemy do sklepu?
On patrzy na mnie jak na kosmitę i mówi:
- Ale ja jestem dzisiaj w pracy.
- Jak to w pracy? Przecież piątek jest, wolne dzisiaj.
- Ty masz wolne. Ja nie mam wolnego, pracuję z domu, zapomniałaś?
Hmmmm... rzeczywiście, zapomniałam. Normalnie straciłam głowę.

Siedzę sobie teraz, pisząc te słowa, przy biurku obok siedzi mój mąż, w pracy zdalnej będąc. Od godziny słyszę różne faki i inne przekleństwa. Gapiąc się w komputer, zapomniał o dwóch spotkaniach, jego podwładni nie zrobili analizy badań tak jak było trzeba, coś mu się tam w obliczeniach nie zgadza i w ogóle. Zaparzyłam mu herbatę z podwójnej melisy, kończę pisać i wychodzę sie zrelaksować pieczeniem sernika.

Wesołych Świąt!


 

5 komentarzy:

  1. Jeden extra dzien tak nagle a niespodziewanie ale super !Ja dzis takze zapachnie sobie dom pieczonym sernikiem a jutro barszczem.

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja srana upieklam sernik, salatke posiekalam juz wczoraj, potem bylam z Toyka i z corka na 10-kilometrowym spacerze, teraz odpoczywam. U nas w wielki piatek jest swieto, sklepy pozamykane. Ja tam juz swietuje i, o ile pogoda dopisze, planuje duzo spacerowac.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak pracuję to mi się to nie zdarza. Ale teraz jest dziwny czas....

    OdpowiedzUsuń
  4. Niech ten dziwny czas nam się skończy.Spokojnych dobrych Świąt:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja tak miałam przy zeszlych rankach, normalnie cały czwartek byłam przekonana że jest środa :P Dopiero mnie przed samą czternastą uświadomili ;p

    OdpowiedzUsuń